2012-02-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| VI tydzień (czytano: 687 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.endomondo.com/workouts/user/1060973
VI tydzień za mną i to jaki tydzień !!!
Magiczna liczba 80km na tydzień przekroczona!!!! Hip hip hura!!!
Poniedziałek: przez ostatnie tygodnie ten właśnie dzień wykorzystuję do wybiegań na łonie natury. Pogoda jest rewelacyjna śnieg lekki mróz ( - 8ºC ) i cały las do mojej dyspozycji. Uwielbiam to uczucie gdy wbiegam na „swoje” ścieżki pośród drzew i jestem sam na sam no może od czasu do czasu spotkam jakąś zwierzynę leśną. Tak też było dzisiaj w połowie trasy spotkałem malutkie piękne zwierze - Kunę. Biegła obok mnie a może raczej uciekała przez kilka metrów obok mnie aż w końcu skryła się w dziupli powalonego drzewa. Chciałem zrobić jej zdjęcie, ale zanim ściągnąłem rękawice i wydostałem telefon z kieszeni, ona już była bezpiecznie schowana. Piękny widok mówię Wam!!!
Cały trening miał raczej formę jak co poniedziałek, regeneracyjną lub pobudzającą.
10,44 km przebyty w czasie 52’49” co dało średnią 5’04”/km.
Wtorek: miał być dniem totalnej „wolności” od biegania, ale niestety, a może „stety”, tak się nie stało. Choć nie było tego tak dużo, ale zawsze coś. Nie mogę za dużo narzekać, bo to chyba dzięki temu treningowi udało mi się dokonać coś co tylko chyba raz udało mi się i to w szczycie treningowym i to w lecie. A tu proszę początek roku, początek sezonu i co...
Po zakończeniu krótkiej przebieżki w tempie Easy wskoczyłem do sauny na dwa seanse po około 15min każdy.
30’00” - 5,80km - 5’10”/km
Środa: nareszcie jest środa i „wspinaczka” czyli podbiegi!!! Najpierw tradycyjnie rozgrzewka w ilości około 25’ aby dobrze przygotować całe ciało na ciężką pracę. Następnie przechodzimy do podstawowej części czyli do podbiegów. Dziś jest ich aż 8 po 400m, albo tylko, wszystko zależy jak na to spojrzeć. Dla mnie ostatnio podbiegi nie robią żadnego wrażenia, wręcz przeciwnie jak sami widzicie już nie mogę się czasem doczekać, aż przyjdzie dzień, w którym będę je wykonywał.
Cały trening wyglądał następująco 25’ easy + BPG8x400m + 8’ easy co dało 13,30km.
Czwartek: dziś według tabeli miał być dzień wolny od treningu, ale ja poszedłem troszkę potruchtać, z racji tego, że mam rewelacyjne samopoczucie i w rewelacyjnym stanie nogi. Trening miał mieć raczej charakter regeneracyjny, odstresowujący i pozwalający poukładać swoje myśli. I taki też był, co prawda nie udało się poukładać wszystkiego w mojej głowie, nie wiem czy jest tak trudno czy po prostu jest tego za dużo.
Suma 8,35km zrealizowana w czasie 42’53” co dało średnią 5’08”/km
Po dzisiejszym dniu już realnie wiedziałem, że mogę spróbować przełamać magiczną liczbę 80km na tydzień.
Piątek: to kolejna część regeneracji w biegu. Dziś już przeszedłem na bieżnię, ale ani trochę nie żałuję, ponieważ bieg w takich „okolicznościach” jest dla mnie BARDZO PODBUDOWUJĄCY nie mylić z pobudzający :)))
Suma kilometrów wyniosła 10,98km, na które potrzebowałem 53’59”. W ostatnich 10min biegu zrobiłem także 5 przebieżek po 100m każde.
Sobota: według Danielsa miałem zrobić trening tempowy w ilości 40min wolniej o 8-12s, niż tabele przewidują dla moich osiągnięć. Po pięciu minutach rozgrzewki, którą robiłem w tempie 5’00”/km zwiększyłem nastawy na bieżni na 4’20”/km i „pobiegłem do przodu”. Po 40min biegu w takim tempie zmniejszyłem z powrotem prędkość do 12km/h, co daje 5’00”/km i rozpocząłem wygaszanie mojego pieca martenowskiego, choć powiem szczerze czułem się tak wyśmienicie i fantastycznie, a zwłaszcza moje nogi, że nie miałem ochoty na przerwanie tak wspaniałych doznań.
Nie chcę tego mówić na głos, żeby nie zapeszać, ale gdzieś tam wewnątrz czuję że to może BYĆ MÓJ ROK!!!!!!!!
12,53km w czasie 55’37” - 4’26”/km
Niedziela: to pora na długie wybieganie: niestety, tak jak już od dwóch tygodni i tym razem też na bieżni. Dziś chciałem podkręcić troszkę sobie tempo, ale naprawdę troszkę, bo myślę, że czas już najwyższy, aby przychodzić do decydującej fazy przygotowań do maratonu tylko niestety nóżki nie czuły się już tak rewelacyjnie jak wczoraj i w poprzednie dni. Do tego ten ból głowy, który wprowadzał mnie w zły nastrój i dodatkowo dołował. Czasem z bólem głowy w moim przypadku jest tak, że mija po około 10min biegu i już zostaje za mną w zapomnieniu. Tego dnia niestety nie było tak jak opisałem ból trzymał prawie do samego końca. Myślałem, że po około 1h wyprzedziłem go i zostawiłem daleko w tyle, ale niestety on znów mnie dogonił i wskoczył do mojej głowy. Taki moment trwał bardzo krótko, bo nie wiem nawet kiedy, ale w pewnym momencie poczułem pewną lekkość w nogach i w całym ciele i już wiedziałem że ZNÓW JESTEM SOBĄ. Znów moje nogi i całe ciało słucha się tego co do niego mówię. Mogę znów biec, biec i biec.
Pod koniec trwania wybiegania tempo zacząłem podkręcać, aż na koniec osiągnąłem tempo rzędu 4’00”/km.
Uważam, że trening był bardzo udany. Patrząc w jakim stanie byłem na początku, a w jakim stanie zakończyłem.
Całość wyniosła równe 22km które przebyłem w czasie poniżej dwóch godzin, a dokładnie w 1h47’54” co dało średnie tempo na kilometr 4’54”
Całkowity kilometraż w tym tygodniu miał osiągnąć 80km i tak też się stało, a dokładnie wyniósł 83,42,km. Nie powiem, że było łatwo, ale jest to zrobienia nawet powiem więcej jest możliwe do zrobienia WIĘKSZA ILOŚĆ tylko wszystko powoli, no może STOPNIOWO.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |