Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [283]  PRZYJAC. [197]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
TREBI
Pamiętnik internetowy
"Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono"

Robert Korab
Urodzony: 1970-04-07
Miejsce zamieszkania: RZESZÓW
231 / 241


2011-12-09

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
UTMB TDS część I. (czytano: 3729 razy)

 

UTMB TDS to jeden z czterech biegów który wchodzi w skład wielkiej imprezy biegowej o pełnej nazwie The North Face - Ultra Trail du Mont Blanc. Ma on w założeniach około 112 km długości z sumą przewyższeń około 7100m. Limit czasowy na jego ukończenie wynosi 31 h.

Trzy pozostałe biegi to :
PTL ( biega się w zespołach 2-3 osobowych) – trasa 300 km z sumą przewyższeń 25000m i limitem na ukończenie 138h.
UTMB CCC – trasa 98 km z sumą przewyższeń 5600m i limitem na ukończenie 24h
Oraz główny bieg , przez wielu uważany za najbardziej prestiżowy i najtrudniejszy bieg górski na świecie - UTMB o dystansie 166 km z sumą przewyższeń 9500m i limitem na ukończenie 46h.
Pomysł i wzięcia udziału w UTMB TDS narodził się po Kieracie 2010 który ukończyliśmy wspólnie z Adamem . Dzięki temu staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami 3 pkt uprawniających Nas do ubiegania się o możliwość startu w tym biegu. Niezbędne minimum dla TDSa wynosiło 2 pkt a więc mieliśmy jednopunktową nadwyżkę.
W styczniu 2011 roku rozpoczęły się zapisy. Wysłaliśmy do organizatorów nasze zgłoszenia . Jeszcze pod koniec tego miesiąca zostaliśmy pozytywnie zweryfikowani i tym sposobem znaleźliśmy się na liście. Pozostało tylko jeszcze wpłacić 100 eurasów z tytułu opłaty startowej , podbić certyfikat zdrowia u lekarza , odesłać go do Orgów i formalności było by na tyle .
Kości zostały rzucone więc nie było już odwrotu. Trzeba było zakasać rękawy i wziąć się do solidnej roboty. Czekało Nas bowiem wyzwanie najcięższe i najtrudniejsze w Naszym dotychczasowym biegowym żywocie. 24 sierpnia o 9 rano miał nastąpić dzień prawdy.
Głównym sprawdzianem i zarazem mocnym treningiem przed docelową imprezą miał być Nasz wspólny start ( biega się parami)na póżnoczerwcowym Rzeżniku ( 75km z sumą przewyższeń około 3400m).
Przebiegliśmy go w czasie 13h 22 minuty. Moje samopoczucie wydolnościowe po tym biegu było bardzo dobre. Czułem się super. Jedyny minus to drobny uraz podbicia którego nabawiłem się prawdopodobnie na skutek za mocno zaciśniętych sznurowadeł. Poprzez to musiałem zrobić sobie dwutygodniową przerwę w treningach aby wyleczyć kontuzje. Adam po biegu bardzo narzekał na mięśnie czworogłowe i kolana które przy zbiegach bardzo go ograniczały . Wiedział więc nad czym musi popracować w najbliższym czasie. W końcu Alpy to nie Bieszczady a skala trudności nieporównywalnie wyższa we wszystkich aspektach.
Po wyleczeniu porzeżnickiego urazu wziąłem się ostro do pracy w terenie. Czasu wszak pozostało bardzo niewiele bo jedynie sześć tygodni. Zacząłem biegać minimum dwa razy w tygodniu około dwudziesto kilometrowe, pagórkowate krosy . Oprócz tego dorzucałem też sporo asfaltu. Cały tydzień zamykałem sześcioma treningami.
Kiedy tylko wyjeżdżałem służbowo na południe w górzyste tereny ,zawsze korzystałem z okazji aby wykonać tam mocny trening . Biegałem więc po wymagających trasach okolic Limanowej, Kalwarii Zebrzydowskiej, Szczyrku. Nie są to może wielkie góry ale jak się obierze odpowiednie azymuty to zmęczyć się na nich można konkretnie .
Na początku sierpnia udaliśmy się z Adasiem w Gorce na ostatni długo wybieganiowy trening. Hasaliśmy przez dziesięć godzin po okolicznych górach nabijając na Naszym liczniku sześćdziesięciokilometrowy wynik .
Kiedy do startu pozostały dwa tygodnie akurat przebywałem służbowo w Szczyrku. Nie mogłem więc zmarnować takiej okazji. Nie po raz pierwszy już ,postanowiłem pobiec znaną mi już trasą na Skrzyczne. To chyba moja najcięższa treningowa trasa w cyklu przed TDSowym. Zawiera ona w sobie mocne, strome, podejścia. Ponieważ zbiegałem tą samą trasą zbiegi były równie wymagające i niebezpieczne.
I kiedy właśnie zbiegałem ze Skrzycznego, w górnym bardzo stromym odcinku szlaku , zawadziłem protektorem buta o jeden z kamieni. W mgnieniu oka runąłem na ostro kamienistą ścieżkę jak dziewięćdziesięciokilogramowy worek kartofli. Ocknąłem się leżąc i zwijając z bólu.
Pierwsza myśl jak przebiegła mi przez głowę to „ Kurwa mać doigrałeś się ,z Blanka dupa blada, po co tak brawurowo pędziłeś. Równocześnie ogarniałem wzrokiem miejsca lewej części mojego ciała które ucierpiały najbardziej.
W pierwszej kolejności popatrzyłem w okolice lewego kolana które mocno schlapane było krwią . Zarazem też najmocniej bolało. Nie wyglądało to dobrze. Nadziałem się nim bowiem na krawędź niemałego kamulca . Wskutek tego powstała rana o długości 4 cm . W pewnym fragmencie na centymetr głęboka. Reszta strat to mocno stłuczony łokieć ,bark , poszarpane dłonie i urwany pasek od Garmina. Foreruner urwał się ze smyczy i poleciał w krzaki . Całe szczęście wyszedł z tego zdarzenia tylko lekko odrapany.
Po kilku dziesięciu minutach dokuśtykałem do Szczyrku i ogarnąłem prostymi zabiegami higienicznymi moje rany.
Na drugi dzień kiedy wstałem poczułem jeszcze większy ból i dyskomfort . Zdałem sobie sprawę że przez najbliższy, tydzień albo dwa noga do treningów zdatna nie będzie. Zdecydowałem że do samego startu nie biegam. Można by rzec że decyzja podjęła się sama bo innego wyjścia po prostu nie było.
Nie wykazałem się jednak rozumem bo zamiast pójść do lekarza i zszyć paskudną ranę ,ja łudziłem się przeświadczeniem że zabliźni się samoczynnie bez pomocy nici chirurgicznych. I to był ogromny błąd. Bo niemal pewne że gdybym wtedy to uczynił , rana po tygodniu by się zagoiła. A tak ,do TDSa który nastąpił dwa tygodnie po tym zdarzeniu , przystępowałem z otwartą raną i sporym obrzękiem wokół obolałego kolana.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


adamus (2011-12-09,22:47): Fajna zapowiedź tego co napiszesz w kolejnych częściach tej relacji:)) Tylko nie każ nam czekać na nie tak długo jak Radek kazał nam czekać na jego kolejne wpisy o Rzeźniku !!
emka64 (2011-12-10,13:31): Jak u Hitchcocka . Na razie trzęsienie ziemi , strach pomyśleć co będzie dalej , brrr
Marysieńka (2011-12-10,14:28): No, no, no....zaczyna się "ciekawie"....Trebi "załamałeś" mnie....naiwnie sądziłam, że Rzeźnik to namiastka...nie taka mała namiastka UTMB:))
Kedar Letre (2011-12-10,20:00): No, nareszcie! Pochłonąłem część I i lecę do następnych:)
slawek.n (2011-12-11,17:46): przeczytałem jednym tchem :D
ADAMS (2011-12-14,22:08): Rana rzeczywiście paskudna! Gdybym zobaczył ją w dniu wyjazdu na pewno byśmy ją zszyli w Krakowie , pobiegłbyś ze szwami i nie miałbyś tego stresa. Co się tyczy biegu Rzeźnik naprawdę mnie przeraził. Zdałem sobie sprawę z tego jaki jestem słaby jeżeli chodzi o bieganie po górach. Najgorsze w tym wszystkim są zbiegi, przez które ledwo mogłem biec mimo tego, że para była! Cholernie bałem się tego TDS
Henryk W. (2014-12-24,08:06): Przechodzę do II części relacji.







 Ostatnio zalogowani
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
kos 88
23:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
Świstak
22:54
Robak
22:37
szalas
22:34
staszek63
22:06
uro69
22:01
edgar24
22:00
elglummo
21:57
marekcross
21:36
Beata72
21:26
jacek50
21:01
JW3463
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |