Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [8]  PRZYJAC. [74]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
przemcio33
Pamiętnik internetowy
Biegać każdy może

Przemysław Basa
Urodzony: 1973-12-16
Miejsce zamieszkania: Ruda Śląska
2 / 27


2011-09-05

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
14-08-2011 - VII Bieg Katorżnika - moja największa porażka ;-) (czytano: 507 razy)

 

Witam

Kiedy każdy z nas podchodzi do jakichś zawodów jest pełen optymizmu i wiary, że jakimś sposobem wyprzedzi swoich rywali, a często nawet myśli, że zwycięży zawody. Nie ma w tym nic dziwnego, przecież po to są organizowane zawody. Z drugiej strony nikt nie bierze, że zawodów nie ukończy i nie będzie sklasyfikowany, a mimo to takie przypadki się zdarzają. Niestety do tych nielicznych przypadków należę także i ja.

Do udziału w VII Biegu Katorżnika namówił mnie mój kolega z pracy Krzysiu Puchała. Opowiedział mi wówczas, że przecież to nie maraton, a bieg na dystans najwyżej na 12 km. Dodał też, że jest to bieg przez moczary, błoto i parę przeszkód. Właściwie pomysł mi się spodobał bo taki dystans mnie nie przerażał (w końcu kiedyś pokonywałem większe dystanse). Ponieważ liczba miejsc była ograniczona i szybko malała więc nie namyślając się wiele szybko uregulowałem opłatę startową (było to w I połowie marca 2011). Dostałem się do drugiej grupy indywidualnej mężczyzn startującej o godzinie 15-tej.Teraz musiałem się tylko przygotować do biegu.

Postanowiłem więc zorientować się jak takie zawody wyglądają. Kiedy wszedłem na stronę o biegach katorżnika i zobaczyłem zdjęcia i filmy czułem się jak po zimnym prysznicu. Później nie było lepiej. Od kolegi z pracy dowiadywałem się co chwila, że w tym roku ma być znaczniej trudniej. Jednak postanowiłem, że skoro już zapisałem się to udział wezmę. Moim celem nie było oczywiście wygranie zawodów, ale nie chciałem być ostatni. Zabrałem się więc do pracy.

Ponieważ wiem, że kiedy się trenuje są lepsze i gorsze okresy, i że łatwo się zniechęcić postanowiłem znaleźć kogoś do pomocy kto będzie mnie mobilizował. Jedyna osoba, która byłaby chętna i wytrwała to mój przyjaciel Andrzej Głuszek. Byłem pewien, że zgodzi się mi pomóc i tak też się stało. Zaczęliśmy się umawiać na treningi raz w tygodniu - w sobotę rano.

Trasę wytyczył Andrzej (niezbyt trudna, ale też nie całkiem prosta) jej długość to około 10km. Poprosiłem go aby również przyłączył się do biegania na co przystał niemal bez zastanowienia. Na pierwszym treningu powiedział mi, że obawia się, że będzie mnie spowalniał bo ma astmę. Wyjaśniłem więc, że czas nie ma dla mnie aż tak dużego znaczenia. Ważniejsza dla mnie była kondycja. Mimo to czas jaki uzyskaliśmy za pierwszym razem uważam, że był bardzo dobry wynosił bowiem 1g03m00s. Oczywiście na drugi dzień boleśnie odczułem swój wysiłek po 20 latach przerwy.

Kolejne treningi napawały mnie optymizmem bowiem czas co pewien okres się poprawiał. Moja teoria była taka, że jeśli na treningu na dystansie 10km osiągnę czas 45 minut, wówczas w zawodach na pewno nie będę ostatni. Cel na treningu osiągnąłem co napawało mnie optymizmem. Ale zaraz potem popełniłem zasadniczy błąd. Kiedy na początku lipca mój przyjaciel wyjechał na urlop ja zamiast kontynuować swój trening odpuściłem sobie.

W między czasie dowiedziałem się, że w Katowicach są organizowane co miesiąc maratony i że każdy może wziąć w nich udział pokonując dowolny dystans. Pomyślałem więc, że byłby to niezły sprawdzian przed udziałem w Biegu Katorżnika. Wziąłem udział w biegu 30-07-2011 i przebiegłem połowę maratonu w czasie 2g06m25s. Ten sukces znowu napawał mnie optymizmem na niezłe miejsce w Biegu Katorżnika.

W końcu nadszedł dzień sprawdzianu. Cały czas myślałem, który będę? Oby nie ostatni. Dzień był słoneczny, ale nie upalny. Można rzec idealny do biegania. Na miejsce chciałem dotrzeć około godz.10-tej jednak ponieważ nie znałem dokładnie drogi ostatecznie dotarłem przed 12-tą. Poszedłem wraz z kolegą po numer startowy i chwilę później obserwowaliśmy start kobiet. Widziałem, że pierwszy odcinek przez wodę jest dosyć długi (nieoficjalnie dostałem informację, że wynosił ok. 1,5km). Na zdjęciach i filmikach, które widziałem nie wydawał się on aż tak długi.

Byłem jednak ciekaw z jakim czasem ukończą bieg mężczyźni startujący w I turze o godzinie 11-ej. Pierwsza osoba dobiegła do mety uzyskując wynik 2g37m05s. Było dla już jasne, że ten bieg będzie dla mnie bardzo trudny.

Jest godzina 15-ta i startujemy. Początek całkiem niezły. Nie jestem ostatni choć woda dość nieprzyjemna, chłodna. Czuję jednak jak wiele wysiłku wkładam. Ale wysilam się, chcę ukończyć bieg. Na zawody przyjechała moja siostra z mężem aby mi kibicować. Inni zawodnicy zaczynają mnie wyprzedzać, ale to mnie nie zniechęca bo przecież jeszcze mogę to nadrobić. Biegnę dalej a właściwie idę bo brodząc w wodzie sięgającej do klatki piersiowej trudno przecież biegać. Kiedy zbliżam się do końca jeziora łapie mnie skurcz w prawej nodze. Bardzo boli, ale szybko rozmasowuję mięsień i idę dalej. Wychodzę z wody i zaczynają się błota. Tutaj też co chwila woda od pasa do klatki, ale jest już bardzo zimna. Na dystansie około 2,5km łapie mnie skurcz w lewej nodze - ten był znacznie silniejszy. Rozmasowałem mięsień, ale w miedzy czasie za plecami usłyszałem zdanie, że dalej będzie już tylko gorzej. Wystraszyłem się. Nie tego zdania, które usłyszałem, ale pomyślałem co jeśli skurcz złapie mnie w obu nogach. Już się nie dowiem bo zrezygnowałem...

Co mnie pokonało? Odpowiedź jest prosta: brak wiary w siebie. Piszę to 3 tygodnie po biegu i wiem, że mogłem go ukończyć - może ostatni ale mogłem dobiec. Ale ta porażka czegoś też mnie nauczyła. Startując w takich zawodach jak Bieg Katorżnika trzeba walczyć nie tylko z trudami na trasie, ale przede wszystkim zwalczać negatywne myślenie.

Po zejściu z trasy oczywiście byłem wściekły, że nie ukończyłem biegu. Na szczęście od razu miałem wsparcie ze strony siostry i szwagra, którzy dodali mi otuchy. Potem spotkałem mojego przyjaciela Andrzeja, który też przyjechał z rodziną mi kibicować. Najbardziej podobało mi się nastawienie małego chłopca, który powiedział, że w przyszłym roku wystartuje w Biegu Małego Katorżnika i będzie pierwszy. Wtedy dotarło do mnie, że ten bieg wcale nie był porażką - mimo, że go nie ukończyłem. Moją porażką byłoby zrezygnowanie z udziału w Biegu Katorżnika w następnym roku.

A zatem najwyższa pora zabrać się do pracy. Oprócz ukończenia Biegu Katorżnika wytyczyłem sobie kolejny cel. Ale o tym w kolejnym wpisie. Zapraszam...

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


doktorek33 (2011-11-12,17:08): Chciałbym w przyszłym roku spróbować. Może dzięki startom w maratonach moja kondycja będzie wystarczająca aby pokonać cały dystans.







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:48
Arti
01:19
orfeusz1
01:04
stanlej
00:55
Lektor443
00:49
cierpliwy
00:41
fit_ania
00:03
gpnowak
00:00
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |