Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 549 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Hansaplast Marathon Poznań 2000
Autor: Michał Walczewski
Data : 2001-01-01

Już od pewnego już czasu o Maratonie Hansaplast było głośno. Spowodowane było to prowadzoną z niebywałym rozmachem (jak na krajowe warunki) reklamą biegu. Silny sponsor = dużo pieniędzy = wielkie możliwości organizacyjne. Dlatego też na starcie stanęła nie tylko całą śmietanka zawodowców, ale także niemal komplet krajowych amatorów. No i stało się - tysięczny tłum na starcie !

Jadąc na zawody z kolegami z klubu (od zeszłego tygodnia jestem szczęśliwym członkiem WKB META Lubliniec) doszliśmy do wniosku, że liczba uczestników biegu zależy nie tylko od organizacji, ale także od wielkości aglomeracji, w której się on odbywa. Przykładowo Maraton Warszawski od lat jest najliczniejszą imprezą maratońską w kraju. Dlaczego ? Gdyż w tak wielkim mieście zawsze znajdzie się kilkaset osób, które pragną zadebiutować – po raz pierwszy i w większości ostatni pokonać dystans 42 kilometrów. Tak było i w Poznaniu - wystartował tłum, wśród którego widać było dziesiątki “jednorazowych” maratończyków. Efekt był łatwy do przewidzenia – prawie 250 zawodników wycofało się z biegu. Rekordowy odsetek ! Mimo to, Maraton Hansaplast Poznań pobił tegoroczny rekord zarówno startujących, jak i kończących bieg. Dodatkowo w biegach towarzyszących zgłoszonych było ponad 6500 osób. Chwała mu za to !

Przejdźmy jednak do konkretów: początkową koszmarną cenę startowego (60 złotych) organizatorzy obniżyli do 30 zł. W biurze zawodów panował porządek, choć formalności trwały troszkę za długo. Zawodnicy, którzy przyjechali późnym wieczorem nie mieli już szans na fundowaną kolację, ale jak to się mówi: kto późno przychodzi, ten sam sobie szkodzi...

Rzecz nieco kontrowersyjna: licząc na wielką liczbę startujących organizatorzy zarezerwowali na noclegi Halę Areny, rezygnując z kwater indywidualnych. Moim zdaniem był to błąd – w tak wielkim mieście (w końcu centrum targowe) można było znaleźć kilkaset łóżek w pokojach o standardzie akademickim, przynajmniej dla zawodników zgłaszających swój udział dużo wcześniej. Nocleg w hali sportowej jest niezapomnianym przeżyciem – setki ludzi w jednym pokoju – jedni chrapią, inni rozmawiają, co chwilę ktoś wchodzi i wychodzi – słowem spać się nie da. Natomiast rzeczą za którą należy organizatorów pochwalić był poranny transport biegaczy z hali Areny na Maltę. Zawodników przewieziono dwoma autobusami (o godzinie 7:30 i 8:30) na sygnale (!!!) przez cały Poznań w ciągu 25 minut (samochody przeskakiwały skrzyżowania na czerwonym świetle niczym w filmie gangsterskim).

Start odbył się we wspaniałej atmosferze. Mimo chłodu i silnego wiatru, uczestników rozgrzewały nowe okolice (w końcu maraton odbywał się po raz pierwszy). Sam biegłem przez 21 kilometrów z aparatem fotograficznym i uwieczniałem ku potomnym wszystko co się tylko dało (ze wskazaniem na płeć piękną). Trasa biegu wiodła szerokim łukiem wokół Malty, następnie wprowadzała nas w środek miasta, w tym na zabytkowy rynek. Chociaż bieganie po kostce nie należy do przyjemności, to jednak właśnie rynek był perełką w koronie maratonu. Zwłaszcza jeżeli komuś nie śpieszyło się na metę i poczekał na paradę orkiestr... I jeszcze jedno: wielkie wrażenie sprawiały specjalne armatki, z których strzelano na wiwat w kierunku przebiegających zawodników. Oczywiście ofiar nie było ;-)

Trasa zaskoczyła wszystkich przyjezdnych licznymi podbiegami (w tym dwoma bardzo ciężkimi). Z tego też powodu była bardzo selektywna. Liczne zakręty, zmiany otoczenia, ciekawe elementy techniczne (takie jak ostry zbieg na 200 metrów przed metą i progi spowalniające) nie pozwalały się nudzić. Moim skromnym zdaniem jest to jedna z najciekawszych krajowych tras maratońskich. Jeżeli dodać do tego jeszcze piękny ośrodek Malta z gorącymi prysznicami, obszernymi terenami zielonymi, obiektami sportowymi (sztuczny stok narciarski, letnio-zimowy tor saneczkowy, symulatory, rolki, rowery itd...) to grzechem jest nie zabranie na zawody w przyszłym roku całej rodziny. Na całym terenie ośrodka działające głośniki (w naszym kraju prawdziwa rzadkość) informowały kibiców i zawodników na bieżąco o wynikach i przebiegu walki na trasie, dzięki czemu można było kibicować nie tylko na mecie.

Medale – piękne, koszulki ciekawe i estetyczne, prysznice gorące. Kiełbasa wielka i smaczna, ketchup i musztarda też ;-) Szkoda tylko, że herbatę wydawano po jednej na zawodnika – odwodnione rzesze kończących bieg osób bezskutecznie błąkały się w poszukiwaniu płynów. I niestety to właśnie meta okazała się chyba najsłabszym ogniwem imprezy. Mała herbata (kiedy poszedłem po drugą tak mnie pogoniono, że trzeci raz nie próbowałem), brak fundowanego piwa (w końcu to przecież już krajowy standard) czy jakichkolwiek innych napojów na mecie był problemem. Wprawdzie przekraczającym linię mety podawano wodę w plastikowym kubku, jednak to trochę za mało (tego “smakołyku” nie starczyło dla wszystkich). I kolejna wpadka: zawodnikom nie zapewniono absolutnie żadnego miejsca do siedzenia. Tak więc, aby zjeść kiełbasę z bułką, trzeba było wybierać: albo beton, albo trawiaste (i błotniste) wały. Wybrałem wały, dzięki czemu mam teraz ekologiczne, zielonkawe yeansy (na pewnej części ciała). Szkoda – wystarczyło wziąć przykład z innych maratonów i zadbać o plastikowe krzesełka lub o znaną choćby z Wrocławia “kawiarenkę dla zawodników”. Jak wiadomo jestem “upierdliwy” i czepiam się szczegółów, ale na mecie spodziewałem się czegoś innego, i według mnie pozostaje tu pewien niesmak.

Brawa dla organizatorów za wydłużenie limitu czasu. Ostatnia zawodniczka minęła metę w czasie ponad 5 godzin 30 minut – powitały ją syreny samochodowe oraz przytłaczający doping kibiców i maratończyków.

Nie wspomniałem jeszcze o licznych i co najważniejsze aktywnych kibicach. Na trasie zaopatrzono ich w gwizdki i piszczałki, dzięki czemu doping był głośny i tak jak na zachodzie miejscami nie pozwalał na maszerowanie.

Wyśmienitym pomysłem było rozlosowanie samochodu Skoda Octavia pomiędzy wszystkich, którzy ukończyli bieg. Początkowo miał on stanowić nagrodę dla zwycięzcy, pod warunkiem jednak złamania czasu 2:15:00. Wynik nie padł, a organizatorzy (brawo !!!) zdecydowali po prostu wylosować szczęśliwca, który auto otrzyma. Niestety informacja kto nim jest została utajniona i nie mogę jej zamieścić w serwisie. Czemu ? W każdym razie ja samochodu nie wylosowałem... trzymam jednak kciuki za pozostałych czytelników “Maratonów Polskich”

Mimo niewielkich braków okresu niemowlęcego, Hansaplast Maraton uznaję za imprezę ze wszech miar udaną. Nakłady poniesione na organizację i reklamę zwróciły się: tysiąc startujących, ciekawa trasa, piękny ośrodek – to największe zalety biegu. Z informacji uzyskanych w trakcie trwania imprezy wynika, że kolejne dwie edycje także będą sponsorowane przez Hansaplast.

I dobrze: dobry sponsor plus fachowość równa się satysfakcja.


PS. Podczas tego maratonu członkowie WKB META Lubliniec obchodzili niespodziewany jubileusz: debiutował Krzysztof Radliński (100 kg wagi), 10 start w mar

atonie odnotowali Jarek Jędrzejewski, Sławomir Miluk, Kazimierz Kordziński, 15 start Mirosław Szraucner i Grzegorz Lewandowski, 25 start Zbigniew Rosiński oraz 30 start ja, czyli Michał Walczewski.


Niebywały zbieg okoliczności !!!



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Jaszczurek
13:55
VaderSWDN
13:31
kostekmar
13:30
biegacz54
13:18
Tyberiusz
13:12
gpnowak
12:54
Jurek z Jasła
12:49
Leno
11:40
marynarz
11:33
ProjektMaratonEuropaplus
11:25
StaryCop
10:58
Bartu¶
10:34
BornToRun
10:12
camillo88kg
10:04
andrzej1022
10:03
stanlej
10:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |