Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Katan
Tomasz Katan
Mysłowice
Truchtacz Mysłowice

Ostatnio zalogowany
2023-06-24,09:42
Przeczytano: 652/1041753 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.3/3

Twoja ocena:brak


100 000 km w nogach...
Autor: Tomasz Katan
Data : 2014-09-19

Już w najbliższą sobotę II Mistrzostwa Mysłowic na 5 km i 10 km Bieg i 5 km Rajd Nordic Walking. Zapisy otwarte w biurze zawodów od 12:30.
Przyjedź. Pobiegnij. Dopinguj.

100 000 km w nogach
Rozmowa z Januszem Kuczmierczykiem dla którego będzie to Jubileuszowy Start


Każdy z nas ma swojego idola sportowego, są to najczęściej najwspanialsi zawodnicy naszych czasów (Justyna Kowalczyk, Henryk Szost, Zbigniew Bródka, Otylia Jędrzejczak), ale niestety są to osoby, które możemy oglądać z daleka, możemy uścisnąć im rękę, zamienić dwa, trzy zdawkowe zdania i to wszystko.

Poza wyżej wymienionymi moim idolem jest zawodnik z Mysłowic – Janusz Kuczmierczyk. Ten 67-letni amator, od 35 lat uprawiający biegi długodystansowe wzbudza mój szacunek i podziw – nie tylko sportowy, ale taki zwyczajny, ludzki podziw.

Dlatego postanowiłem, że II Mistrzostwa Mysłowic będą swego rodzaju jubileuszowym startem Pana Janusza, gdyż właśnie we wrześniu pęknie mu 100 000 km pokonanych na zawodach i treningach. Janusza Kuczmierczyka nie trzeba było namawiać do rozmowy, jak większość biegaczy lubi rozmawiać o swojej pasji.

Dziś otworzyłem swój pierwszy zeszyt. Przygodę z bieganiem rozpocząłem 1 listopada 1979 roku, miałem wtedy 32 lata. W tych kilku zeszytach zapisany mam każdy trening, każdy przebiegnięty kilometr



Co było impulsem do rozpoczęcia Pana przygody z bieganiem?

Było ich kilka, pierwszy to na pewno spotkanie 1978 roku w trakcie Mistrzostw Polski w maratonie w Dębnie z redaktorem Tomaszem Hopferem i Januszem Kalinowskim, którzy opowiadali w jaki sposób organizowane są maratony w Bostonie czy Nowym Jorku – to na tamte czasy, to była magia. Drugi, skończyłem swoją karierę jako piłkarz, bramkarz ( Słowian Katowice, Zagłębie Sosnowiec, 09 Mysłowice) miałem sprzęt – dres, strój, tenisówki i nic nie stało na przeszkodzie, aby zacząć biegać. No i zaczęło się biegać, najpierw na czas po godzinę, półtorej, dwie. Nie miało znaczenia czy pod górę, czy po prostej. Po prostu szło się do lasu i się biegało.

Gdzieś tak po roku poznałem Jurka Nowrota, który wystartował rok wcześniej w półmaratonie w Gnieźnie, mówił, że to fajna impreza więc się zdecydowałem wystartować. To był dla mnie trudny bieg. Nie było butów, więc się biegało w zwykłych tenisówkach, na mecie skarpetki były zakrwawione. Pierwszy mój start to był taki falstart.

Gdy stanąłem, na lini startu byłem tak zestresowany, że wystrzeliłem jak z procy. I nie ja jeden. Wielu nie było na ten dystans przygotowanych i przekraczaliśmy linię metę idąc lub za nią mdlejąc. Tylko mała garstka to byli zawodnicy, których widzieliśmy na starcie, a potem dopiero na podium. Oni wiedzieli o co w tym bieganiu chodzi. My musieliśmy się tego nauczyć. To były początki. Dopiero na początku lat 80, (82-83 rok) poznałem trenera Wiesława Pasztę i on pomału zaczął nas ukierunkowywać. Już wtedy był szkielet planów, zakresy tętna, rytmy i tak dalej. Wtedy dopiero zaczęło się bieganie.

A co ze sprzętem do biegania ? Profesjonalnymi butami?

Moje pierwsze buty do biegania kupiłem w Brzeszczach w biegu na 20 km, od zawodnika Legii Warszawa Andrzeja Sejkowskiego i to były oryginalne, nowe Adidasy. Zapłaciłem za nie dwie pensje górnicze. I biegałem w nich 9 lat. Przebiegłem w nich jakieś 15-18 tys. km i to głównie na zawodach i ważnych treningach. Trzeba je było oszczędzać.

Jakie były największe problemy czy przeszkody na początku biegowej przygody?

Problemy na początku tej zabawy biegowej były w braku motywacji, czy w psychice. Aby wyjść pobiegać gdy pada, gdy aura jest niesprzyjająca. Myślałem, dziś nie wyjdę bo pada, a jak będzie ładna pogoda to zrobię dwa czy trzy treningi pod rząd. Po kilku latach doszedłem do wniosku, że nie o to chodziło, jak jest trening zaplanowany to trzeba na niego iść, bezwzględu na warunki pogodowe.Dopiero po 4 latach systematycznego biegania weszło to w nawyk i to procentuje do dzisiejszego dnia. Jak nie ma kontuzji, albo nie jest się chorym – idzie się na trening, czy pada, czy jest – 20 C. Zdarza się, że wychodzę i po 100 metrach nie ma na mnie suchej nitki, ale się biegnie dalej – bo o to w tym chodzi.

Skąd bierze Pan motywacje do wyjścia na trening?

To trzeba lubić. Inaczej nie ma sensu się męczyć. A po kilku latach wpadamy w taką dobrą rutyne i staje się to uzależnieniem. Pewnie nie u każdego, ale ja jestem uzależniony od biegania. Wydaje mi się, że jest to lepsze uzależnienie od palenia czy picia alkoholu.

Co jest najważniejsze w bieganiu?

Systematyczność. Samodyscyplina. Narzucenie sobie pewnego rygoru, czy to w wyjściu na trening, czy w kontrolowaniu tego co się je, wykonywaniu odpowiednich jednostek treningowych. Bez tego nic się nie osiągnie. No i umiarkowanie w tym co się robi. Planowanie – krok po kroku – nie wszystko na raz. Teraz wśród młodych jest to bardzo popularne – maraton po trzech miesiącach treningów. Z takiego podejścia rodzi się najwięcej kontuzji – wciąż słychę ,a to kostka, a to kolana. Teraz są takie wspaniałe warunki sprzętowe i treningowe, a jest więcej kontuzji niż kiedykolwiek. Właśnie dlatego, że ludzie idą na żywioł, nie dają sobie czasu na start w półmaratonie czy maratonie.

No właśnie, jaką radę dałby Pan osobą, które zaczynają biegać?

Dzisiaj radzić młodemu jest trudno. W dobie internetu gdzie można wszystko znaleźć – nie szanuje się rad bardziej doświadczonych zawodników. Młodzi są w gorącej wodzie kąpani, chcieliby w jak najkrótszym czasie osiągać wspaniałe wyniki na które – zdolni zawodnicy, potrzebowali kilka lat systematycznych treningów. Traktują rok kalendarzowy jednakowo, nie dzielą go sobie na dwa, czasem trzy pod okresy – tylko biegają na okragło, nieustannie. No i prawie co tydzień startują w zawodach – no i szybko się wypalają. Nie dają sobie priorytetów na dany rok.

Mają do dyspozycji internet, gazety , książki gdzie przedstawione są plany treningowe, pojedyńcze jednostki, rady jak biegać. Ale jak wszystko wrzuci się do jednego worka, to potem trudno z tego coś wartościowego wyciągnąć. Najważniejsze to wybrać jeden plan, sprawdzić na sobie czy on mi odpowiada, wsłuchać się w swój organizm i czekać na wyniki. A te wyniki przyjdą same. Ale trzeba się poświecić kilka lat, a nie kilka tygodni.

Dziś jakbym miał komuś radzić ( a robię to już coraz rzadziej) to zacząć od badań, potem trzeba się zastanowić co przez to bieganie chcę uzyskać i najważniejsze jak ja chcę to długo robić. I rozłożyć sobie te priorytety na lata.

Trenerzy?

Na początku Wiesław Paszta do 88" roku, a potem Ryszard Kopijasz do nadal. Dwa razy diametralnie zmieniłem plany treningowe. U Wiesława Paszty treningi były mocno indywidualne, skierowane i przygotowywane tylko dla mnie, ale zabrakło w nich badań wydolnościowych. Prace z Ryszardem zaczęliśmy od obejrzenia mojego dzienniczka biegowego, a drugim krokiem były właśnie od badań. I wydaje mi się, że są one bardzo istotne – także w amatorskim uprawianiu tego sportu. Teraz już nie trenuje się na "czuja", to ustalenie progów tlenowych, zakresów tętna jest podstawą osiągnięcia dobrych wyników.

Dlaczego zmienił Pan trenera?

Właściwie był to trochę przypadek. Na mistrzostwach Polski w Brzeszczach podszedłem do Ryszarda Kopijasza – byłego rekordzisty Polski w maratonie – miałem wtedy 42 lata i zapytałem co by mi zaproponował, jaki trening abym mógł złamać 3 h w maratonie ( mój rekord wtedy to 3:03:54). Po badaniach na AWF i analizie wyników rozpoczeliśmy trzymiesięczny okres przygotowań do Maratonu w Dębnie, od stycznia 1988 do 27 marca. W starcie w Dębnie poprawiłem życiówkę o prawie 7 minut na 2:56. W tym czasie przygotowując się również do pierwszego triathlonu na pełnym dystansie jaki miał być rozegrany w Kaliszu. Badania wydolnościowe, doświadczenie wynikające z przebiegniętych kilometrów i współpraca z trenerem to taka podstawa do długiego biegania i dobrego biegania. Oczywiście, pojawiają się potem takie niuanse jak dyspozycja dnia, pogoda, ukształtowanie terenu, samopoczucie i to coś co czasem dodaje nam sił, a czasem odbiera. Istotne jest to aby tam gdzie można przygotować się pod okiem trenera na 100 %.



Ironman

Właśnie po tych 10 latach biegania dostałem taką propozycje, czy by nie spróbować przygotować się do nowej konkurencji, która wchodzi do Polski. Mając dobre wybieganie i niezłe technicznie pływanie, miałem większe szanse na osiągnięcie dobrych wyników, większę niż w samym bieganiu. I pod kierunkiem mgr Koniecznego, ktory odpowiedzialny był za pływanie, plus Ryszarda Kopijasza ( który po sukcesie w maratonie ) opiekowął się mną od strony biegowej. Został przygotowany plan treningowy, jednak nie został zrealizowany ze względu na poważne zachorowanie. W trakcie badań wydolnościowych na AWF zostałem zarażony żółtaczką i ten sezon miałem już cały stracony. Potem wróciłem do triatlonu do dystansu olimpijskiego ( po czterech latach) i kilka takich dystansów udało się z dobrym wynikiem ukończyć, często stając na podium w kategorii wiekowej. Ale do IronMena nigdy nie powróciłem. I raczej już nie wrócę, gdyż to za duża inwestycja: rower, pianka i cały sezon podporządkowany pod jeden start.

O jakiej porze dnia biega Pan najczęściej?

Jak pracowałem biegałem po południu, ale teraz jak jestem na emeryturze biegam rano. Jednak gdy przygotowuje się do jakiegoś ważnego dla mnie startu to staram się, takie ważne treningi przeprowadzić o godzinie o której jest start. Takich zawodów nie ma dużo – góra dwa w sezonie.

Dzienniczek Biegowy – warto?

Tak. Dzięki niemu mogę sprawdzić co robiłem przygotowując się do konkretnego startu. Przeanalizować zapiski w zależności czy okazał się sukcesem czy porażką. Dzienniczek prowadzę od początku, mam tam zapisane informacje o treningu: czas, dystans, tętno, co to za jednostka treningowa, pogoda oraz samopoczucie. Takie informacje wystarczą by w przyszłości albo takie treningi powtórzyć i odnieść sukces lub coś poprawić jeśli z jakiś konkretnych powodów nam w danych zawodach nie poszło, tak jak byśmy chcieli. Jak mam zaznaczony "niebieski wężyk" to znaczy, że biegało się luźno, a jak "czerwony krzyżyk" to, że byłem bliski omdlenia lub nogi były jak z ołowiu.

O dystansach

Biegałem od biegów górskich, po 10 km , półmaratony, maratony i jeden bieg ultra na 100 km w Kaliszu.

Dlaczego tylko jeden?

Bo wtedy w 1983 była tylko setka w Kaliszu. Poza tym do takiego biegu trzeba się specjalnie przygotować zarówno fizycznie jak i psychicznie. Przede wszystkim psychicznie, przy takim długotrwałym maksymalnym wysiłku psychika odgrywa kolosalną rolę. Pamiętam, że w tym biegu na, chyba 92 km poczułem taki smak na piwo, że gdybym wtedy na punkcie nie dostał paru łyków to nie byłbym w stanie nie ukończyć tego biegu. Zresztą wiem, że wielu biegaczy przy takim wysiłku zachowuje się "dziwnie" – niektórzy mają halucynacje, innym włącza się agresor i muszą chwilkę odpocząć, odsapnąć i potem wracają do normalności.

Jak więc psychicznie przygotować się do zawodów?

Nie rozmawiałem na ten temat z psychologami, ani nie czytałem książek na ten temat, ale mogę powiedzieć ze swojego doświadczenia. Jak idziesz na trening i nie masz już siły i chcesz zrezygnować – musisz się przełamać, przejść do marszu jeśli trzeba, odpocząć, wziąć głęboki oddech – ale nie odpuszczać i dokończyć zaplanowany trening. Trzeba pokochać ból. Przyzwyczaić się do niego, innego wyjścia nie ma. Zacisnąć zęby i iść – nie ma że rezygnujesz.

Czy jest różnica między treningiem a startem w zawodach?

Dla mnie tak. Na treningu można odpuścić – nie lubię tego i tego nie pochwalam, ale z różnych powodów można – nie wykonać w 100 % założeń, zrobić większe przerwy lub wykonać go na luzie psychicznym. Na zawody jedzie się po to by osiągnąć jakimś założonym przez siebie celem – tu nie ma miejsca na kunktatorstwo, albo się jest przygotowanym i biegnie się na maksimum swoich możliwości, albo czegoś się nie zrobiło na treningu i wtedy w pewnym momencie nas po prostu zabraknie. Ale start na półgwizdka lub "treningowy" nie wchodzi w grę. Zawody to zawody, a trening to trening.

To bieganie amatorskie to taka zabawa, ale jak już poświęcasz czas i ustawiasz sobie całe życie pod to bieganie to wtedy chcesz coś z tego mieć. Wygrać z samym sobą. Jestem zadowolony, że po tych 35 latach to jeszcze mnie cieszy, a wyniki są zadowalające. Stojąc na starcie wiem, z jakim wynikiem powinienem ukończyć dany bieg – albo się to uda i wtedy jest to zadowolenie, albo i nie i wtedy szukam powodów dlaczego tak się stało.

Czym jest start w Maratonie?

To olbrzymie wyzwanie. Każdy start jest inny. Każdy się pamięta i w każdym pojawiło się coś co mnie zaskoczyło. Teraz będę biegł swój 40 maraton i każdy był inny. Zawsze jest to jakaś niewiadoma. To tylko sport i nigdy się nie przewidzi w 100 % co się może wydarzyć na trasie. A biegnie się przez 3, 4 godziny przez ten czas może cię bardzo dużo rzeczy zaskoczyć. Poza tym do maratonu trzeba się przygotować. Inne dystanse można pokonać nawet z marszu, nawet 21 km. Z maratonem tak nie jest. Każdy kto decyduje się w nim wystartować, a nie jest przygotowany – nawet jeśli go ukończy – może już nigdy na niego nie powrócić. Dochodzenie do stanu z przed maratonu jest zależne od każdego indywidualnie, ale patrząc na to co się dzieje i tę modę zaliczania zawodów. Mam pewność, że wielu z tych nie przygotowanych zawodników swoją przygodę z bieganiem kończy po 2-3 latach. Zresztą nie trzeba daleko szukać, każdy z nas biegaczy zna takie osoby – które biegają, a potem znikają z tras biegowych na zawsze. Winić za ten stan trzeba psychiczne wypalenie i ukryte dolegliwości, bardziej niż kontuzje.



Porażki?

Dwa razy zszedłem z trasy maratonu. Za pierwszym razem z powodu kontuzji, która uniemożliwiła mi bieganie ( Dębno), a za drugim razem z powodu kłopotów żołądkowych zszedłem z trasy. Ten drugi raz ( Warszawa) zapadł mi najmocniej w pamięć, gdyż do 33 km biegłem razem z panią Renatą Penlinowską-Walendziak, która w tym biegu uzyskała wynik 2:47.

Starty Marzeń

Mam już 67 i dopóki nogi niosą i chce się biegać. To chciałbym raz -dwa razy do roku wystartować gdzieś za granicą. Dzięki tej przygodzie z bieganiem udało mi się pojechać do Aten, Pragi, Koszycach, Essen, Lyon, do Szwajcarii. Takie starty najmilej się wspomina, bo poza samym biegiem można pozwiedzać, odpocząć w zupełnie innym kraju, klimacie. Jeśli miałbym spróbować startu w biegu ultra, to najciekawszy wydaje się bieg wokół masywu Grenoble.

Co by Pan zmienił gdyby można było cofnąć czas?

Chyba to o czym już powiedziałem na początu. Zrobiłbym badania aby wiedzieć na co mnie stać, do czego mogę dążyć, co mogę wykonać i na jaką mocną pracę mogę się zdecydować. A wtedy tego nie wiedziałem. Dopiero trzy lata temu dowiedziałem się, że mam trzy ubytki w sercu. Które miałem od zawsze. Teraz po operacji biega się o wiele lepiej. A trenowałem po 5-6 razy w tygodniu na dużej intensywności nie zdając sobie z tego sprawy.

Moimi Idolami sportowymi byli lub są?

Trudne pytanie ... Alberto Salazar, Mo Farah, Justyna Kowalczyk – to są tytani pracy.

Który ze 100 000 km był najtrudniejszy?

Niewątpliwie był to start w Kaliszu w 1983 roku na 100 km. To była walka z samym sobą.

O czym nie powiedzieliśmy, o co warto byłoby zapytać?

To chyba zależy od tego kto co chciałby usłyszeć. Anegdoty i historie z treningów i zawodów są bardzo ciekawe i przez te lata nazbierało się ich na długą opowieść. Moglibyśmy przeanalizować jakiś sezon porównując użyte w nim jednostki treningowe, jest dużo rzeczy do przekazania młodym, w końcu przez te 35 lat trochę się przeżyło i przebiegło. Nie wiem czy gdzieś się przeczyta jak poukładać sobie to życie, aby móc wszystko pogodzić.

Bieganie, Rodzine, Pracę. Każdy te priorytety układa indywidualnie, dla mnie bieganie było i jest bardzo ważne i niestety to życie całej rodziny trzeba było przemodelowć. Rodzina musiała dostosować się w jakiś sposób do planów treningowych. Z jej strony było to wielkie poświęcenie, za co im bardzo dziękuję. A z mojej był to zapewne duży egoizm, ale w sporcie nawet amatorskim tak to wygląda. Sportowy egoizm i uzależnienie.

Teraz z perspektywy czasu tak można o tym powiedzieć. Tego nie znajdziesz w kolorowych gazetach i na forach internetowych – bo jak o tym napiszesz to cię zakrzyczą. Ja mogę o tym powiedzieć bo mam w nogach 100 000 km, w sercu 67 lat życia – nasz sport który uprawiamy to uzależnienie, a my jesteśmy w większym lub mniejszym stopniu egoistami.


***


Co można było rzec po takim stwierdzeniu. Mogłem tylko podziękować. Idol nie spadł z piedestału. Poznałem jego kolejne obliczę. I tak mi się to skojarzyło z moim innym idolem z lat dziecięcych i nastoletnich.

Rocky Balboa do syna:
Powiem ci coś o czym już zapewne wiesz. Świat to nie tylko słońce i tęcza, to okrutne i podłe miejsce. Nie ważne jak twardy jesteś, powali cię na kolana dopóki czegoś nie zrobisz, dopóki się nie postawisz. Ani Ty ani Ja, ani nikt inny nie przywali ci tak mocno jak samo życie. Ale tu nie chodzi o to jak mocny jest Twój cios, ale ile i jak mocne ciosy potrafisz przyjąć, upaść, wstać i brnąć dalej. I znowu oberwać, wstać i iść dalej. Tak się zostaje zwycięzcą.

Jeśli znasz swoją wartość, to bierz co ci się należy, ale musisz być gotowy przyjąć ciosy, a nie wskazywać palcem, że nie udało ci się przez niego czy przez nią, czy przez kogokolwiek. Tchórze tak robią. A ty nim nie jesteś. Stać cię na więcej! Póki nie uwierzysz w siebie, nie przeżyjesz życia, tylko je przetrwasz.



Komentarze czytelników - 13podyskutuj o tym 
 

futro

Autor: futro, 2014-09-19, 21:04 napisał/-a:
Panie Januszu!

Ukończyłem 9-maratonów 3-ultra 80km,100km,151km.
Podziwiam Pana za wytrwałość przez tyle lat biegania.
Życzmy sobie biegów bez kontuzji i wytrwałości w tej naszej
pasji.Proszę się nie przejmować komentarzami o Otyli,dla mnie
to jest Mistrzyni a jej życie prywatne jest dla mnie mało ważne.

 

Kamus

Autor: Kamus, 2014-09-20, 08:59 napisał/-a:
LINK: http://www.thebeatles2.pl/

Januszu Gratulacje !
Pokazujemy,że "podeszły wiek jeszcze może"
Serdeczności i zdrówka.
Pozdrawiam

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-21, 20:35 napisał/-a:
Duży szacunek dla Pana Janusza wyrażam.
Wszystkiego dobrego w sporcie i poza sportem.
POGRANICZE POLSKO - LITEWSKIE pozdrawia Pana Janusza.

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-21, 21:18 napisał/-a:
"Wspaniałe wyniki" wymagają kilku lat przygotowań jak mówi Pan Janusz; w zależności od formy na wyjściu, od wyników początkowych na danym dystansie,od predyspozycji zwłaszcza w dążeniu do wygórowanych wyników. Niejeden chciałby względnie szybko zajmować podium na zawodach o wysokiej obsadzie a co za tym idzie zgarniać puchary w klasyfikacji generalnej, inkasować duże nagrody pieniężne, być okrzykniętym w mediach...Ach jak pięknie: być wywołanym na podium w dużych imprezach, słyszeć brawa, zostać sfotografowanym, osławionym medialnie, pochwalić się rodzinie, znajomym; zarobić kupę szmalu w jeden dzień pracy itd. Ale trzeba lat krótko mówiąc lat.Tak: lata treningów, zaangażowania i równie ważnej cierpliwości.
Jednak niezależnie od predyspozycji wymagany jest czas.. Tutaj pragnę dodać,że również w niesportowych obszarach działania wymagany jest czas, zanim coś nabierze solidnego fundamentu do dalszej budowy...A przykłady w następnym wątku podam. POSTARAM SIĘ O 42.

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-21, 21:41 napisał/-a:
1. PIECZONY KURCZAK LUB INDYK - przed pieczeniem musi nasiąknąć przyprawami po nafaszerowaniu nimi przez kilkanaście godzin po wstawieniu do lodówki. Pieczony bezpośrednio po przyprawieniu nie ma takiego smaku.
2. SILNIE ZABRUDZONE TKANINY - dotyczy to zwłaszcza ubrań roboczych w styczności ze smarami, trocinami itd. Zanim włożymy do pralki, warto "namoczyć" je w jakimś wiaderku dając detergent i gorącą wodę i pozostawiając na kilka godzin, dzięki czemu większość brudu osadzi się na dnie wiadra lub miski. A tak przygotowana tkanina lepiej doczyści się podczas prania automatycznego a poza tym będzie znacznie mniej uciążliwa dla pralki. Z dystansem trzeba podejść do nadzwyczajnie reklamowanej siły środków piorących.
3. POGNIECIONE PAPIERY - aby zregenerować "rurki", należy położyć takie kartki pod gromadę ciężkich książek lub innych rzeczy na kilka dni.

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-21, 22:40 napisał/-a:
4.DZIAŁANIA NA LICZBACH ( DODATNIE I UJEMNE, POTĘGI I PIERWIASTKI, UŁAMKI ZWYKŁE I DZIESIĘTNE), ROZWIĄZYWANIE RÓWNAŃ, PRZEKSZTAŁCANIE WZORÓW - bez tych umiejętności nie ma mowy o rozwiązywaniu trudniejszych zadań z matematyki i fizyki. Także kwestia kilku lat opanowania tych podstawowych działań.
5. DREWNO OPAŁOWE - surowe drewno musi schnąć nawet w upalnych warunkach co najmniej 2 tygodnie żeby nadawało się do palenia w małych domowych paleniskach.
6. USTAWA O MAŁYM RUCHU GRANICZNYM - na jej podstawie mieszkańcy przygranicznych powiatów województwa warmińsko - mazurskiego oraz pomorskiego mogą ubiegać się o małą wizę z terminem ważności 2 lata 9 za jedyne 130 zł ) uprawniającą do wjazdu na terytorium Obwodu Kaliningradzkiego. Ale warunkiem jej uzyskania jest zameldowanie w tych powiatach od co najmniej 3 lat.

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-21, 23:03 napisał/-a:
7. OPANOWANIE JĘZYKA OBCEGO - dobre opanowanie języka obcego wymaga kilku lat wykonywania ćwiczeń gramatycznych, przyswajania słownictwa, pracy z tekstami, osłuchania się, prób rozmowy z obcokrajowcami w marę możliwości itd. Taki MEGA - MARATON LINGWISTYCZNY. A później bywa z górki np. na bazie angielskiego można nauczyć się względnie szybko niemieckiego chociażby z uwagi na wiele podobnych słówek. Ale najpierw kilkanaście lat polskiego...
8. ZIEMNIAKI I BURAKI CUKROWE LUB PASTEWNE - nie mogą uprawiane na tym samym polu częściej niż co 4 lata.
9.ODŁOGOWANIE ZIEMI - ziemia leżąca odłogiem co najmniej 3 lata "odpoczywa" a zaorane chwasty stają się naturalnym nawozem i tworzą próchnicę. Przekłada się to na względnie wyższe plony.

 

Katan

Autor: Katan, 2014-09-26, 15:56 napisał/-a:
Karol, no rozłożyłeś mnie na łopatki tymi komentarzami. Nawet nie wiem jak je skomentować. Szacun, mistrzostwo świata - nie potrafię wybrać, który z przykładów jest najlepszy. WOW. no brak mi słów. A zostało jeszcze 33-y przykłady do zrobienia.

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-27, 08:50 napisał/-a:
Dzięki za tak wysoce pozytywną recenzję Tomasz. Aczkolwiek ponad 3 dychy przeżyte, 7 lat uczestnictwa w zawodach... Powiedzmy tak z 11 lat temu na pewno nie napisałbym czegoś takiego...Przy okazji dodam,że bieganie staje się lepsze jeśli ma się w nim inspirację z innych dziedzin życia...
A teraz dalej do roboty, jak mówisz zostały 33...

 

KARMEL

Autor: king, 2014-09-27, 13:18 napisał/-a:
10. LEGITYMACJA HONOROWEGO KRWIODAWCY III-GO STOPNIA - prawie [3 lata] trzeba krew oddawać aby taką otrzymać, w zależności od przerw między pobraniami. A uprawnia ona do bezpłatnej komunikacji miejskiej w wielu mniejszych miastach ( do 100tys. mieszkańców ).
11. ŻOŁNIERZ LUB FUNKCJONARIUSZ - tak ze [3lata] na pewno trzeba do uzyskania przez niego pełnej wartości bojowej
12. PASZPORT - ważny jest 10 lat, ale wniosek o kolejny należy złożyć,jeśli data jego ważności jest bliska pół roku od planowanego powrotu zza granicy ( poza UE )

 



















 Ostatnio zalogowani
Wojciech
23:56
STARTER_Pomiar_Czasu
23:09
fit_ania
23:06
uro69
22:40
Raffaello conti
22:25
szczupak50
22:23
edjasti
22:19
damsza_CZB
22:15
tadeusz.w
21:47
Admirał
21:18
entony52
21:12
StaryCop
21:04
akatasz
20:57
aktywny_maciejB
20:43
42.195
20:34
Pawel63
20:30
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |