Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Start w maratonie w Gruzji jest marzeniem wielu biegaczy nie tylko z Polski. Zęby ostrzą sobie zwłaszcza Ci wszyscy wariaci, którzy marzą albo o pobiegnięciu maratonu w każdym kraju świata, albo chociaż w każdym kraju Europy. I wbrew pozorom takich ludzi jest bardzo wielu. Tymczasem start w Gruzji na dystansie klasycznego maratonu jest niemożliwy gdyż... taki bieg w tym kraju nie jest organizowany. Ani jeden !!!

Skoro nie ma w Gruzji maratonu, to musieliśmy poradzić sobie inaczej. Co roku mniej więcej w połowie czerwca rozgrywany jest w tutejszych górach (w tych raczej niskich niż wysokich) festiwal biegów trailowych - można w nim pobiec na dystansie 7 km, 10 km, półmaratonu, 44 kilometrów lub 100 kilometrów. Wybraliśmy oczywiście dystans 44 kilometrów.

Sam dystans nie jest jakoś szczególnie trudny, wyzwaniem jest za to przewyższenie wynoszące niemal 2300 metrów - w dodatku dwa kilometry w górę należy pokonać na pierwszych 23-24 kilometrach. W tym miejscu znajduje się punkt pomiaru czasu i obowiązuje limit wynoszący 4 godziny i 15 minut. Początkowo wydawało się, że nie jest to nic wyśrubowanego...

Start odbywa się o godzinie 10:00 rano i to jest dość późna pora. Limit na naszym dystansie wynosił 9 godzin, więc na metę najpóźniej musieliśmy dotrzeć o 19:00 wieczorem. Zakładaliśmy, że nie będziemy się znacząco śpieszyć - w końcu jesteśmy na wakacjach w Gruzji !!

Zaraz za startem zrobić się kilkusetmetrowy korek - dokładnie w miejscu, gdzie tłum biegaczy wbiegał do lasu i zaczynało się wąskie pierwsze podejście. Myślę, że warto by na kolejnych edycjach biegu jednak poszczególne dystanse startowały chociaż kilka minut po sobie; bardzo by to pomogło.

Luźniej robi się po około 7-8 kilometrach gdy wybiegamy na pierwsze szczyty lokalnego pasma gór. Na trasie nie ma żadnych wyzwań technicznych - podbiegi nie są ostre, po prostu są bardzo długie. To samo zresztą ze zbiegami... a na dodatek 95 procent trasy wiedzie przez las, w ożywczym cieniu gęstwiny drzew. Tylko przelotna burza w pewnym momencie mocno nas zmoczyła.

Na kilkaset metrów przez punktem pomiaru czasu zabłądziłem - na wydawałoby się całkowicie łatwym miejscu: pod pomnikiem na szczycie wzgórza. Zbiegłem nie z tej strony co trzeba, a jak wdrapałem się ponownie, to znowu zbiegłem nie tam gdzie należy - obok jacyś Gruzini robili sobie piknik i wszystkich zawodników wołali do wspólnego świętowania. Wielu zawodników dało się zmylić myśląc, że to poszukiwany punkt odżywczy... Tymczasem także trasa na nawigacji w tym właśnie miejscu była źle wytyczona przez organizatorów.

Ostatecznie spóźniłem się na punkt kontrolny o... 7 minut. Dostałem bana, DNF i dla mnie miał to być definitywny koniec biegu. Poczekałem około 20 minut na biegnących za mną kolegów - a Ci się zbuntowali i postanowiliśmy biec dalej: bez zgody organizatorów. Do mety brakowało nam równych 20 kilometrów, a mieliśmy wciąż zapas czasu wynoszący cztery i pół godziny. Po kilku minutach rozmów udało nam się uzgodnić z organizatorami, że jednak możemy kontynuować bieg - ale gdyby coś się z nami działo na trasie, to mamy bezwzględnie ich o tym poinformować telefonicznie.

Trochę sobie spacerowaliśmy, i na metę dotarliśmy na kilka minut przed końcem limitu biegu. Były medale, oklaski, tralalala, kiełbaska w gruzińskiej bułce.

A potem zobaczyliśmy w wynikach, że jednak jesteśmy zdyskwalifikowani.

Napisaliśmy do organizatorów i czekamy na ich decyzję.

Taki oto bieg sobie znalazłem z okazji moich 50-tych urodzin :-)



I jak zawsze - zapraszam do odwiedzenia mojego bloga, gdzie znajdziecie specjalny dział poświęcony zagranicznym imprezom biegowym - 40latidopiachu.pl/maratony-swiata



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
akaen
11:27
jaro kociewie
11:18
Arasvolvo
11:07
marczy
11:03
Admin
10:43
rlebioda
10:42
uro69
10:41
Bartu¶
10:31
Gapiński Łukasz
10:27
arturM
09:59
dejwid13
09:58
Wojciech
09:57
smszpyrka
09:43
Ga¶nica
09:40
bobparis
09:37
marcoair
09:32
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |