2017-09-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Festiwal biegów (czytano: 515 razy)
Ten bieg wleciał mi spontanicznie , nie był planowany zwłaszcza, że dosyć mocno(jak dla mnie) pobiegłam Waligóra Run Cross.Dochodziłam do siebie po nim -tydzień,czyli przez 7 dni nic nie biegałam by znów w sobotę pobiec w Krynicy 64 km :). Szalone , wiem , ale górom nie mogę , nie potrafię odmówić.Bardziej szalone było to, że znajomi namawiali mnie na przepisanie pakietu na 100 km więc myślę,że mój pomysł nie był jeszcze ,aż tak ekstremalny.Postanowiłam się dobrze bawić, także taktykę na bieg miałam już opracowaną : zabawa, zabawa jeszcze raz zabawa, podziwianie widoków,parę fotek na pamiątkę no i przy okazji obiecałam wsparcie koleżanki na biegu.Totalnie nieprzygotowana- zapomniałam kijków(które jak dla mnie będą nieodłączną częścią mnie podczas długich biegów), w plecaku pozostały batoniki po WRC i tyle.Piękna pogoda spowodowała uśmiech na mojej twarzy , wolontariusze uwijali się jak mrówki w mrowisku , lata praktyki zrobiły swoje na moje oko wychodziło im wszystko perfekcyjnie..kolejka po pakiet zmyliła mnie totalnie -ile stałam w niej ?2, 3 minuty nieee chyba nawet mniej po prostu taśmowo, szło jak w zegareczku:).
Proszę mnie nie naśladować bo wiem,że to nierozsądne biegać bez przygotowania (ja po prostu tak mam-to te uzależnienie).Start mieliśmy o różnych godzinach ,Ania ruszyła 0 6.45 ja miałam godzinę później-umówiłyśmy się,że i tak Ją dogonię.Nie było spinania ,jak chciałam to szłam ,robiłam zdjęcia, godziny leciały, zapasy energetyczne uzupełniałam na punktach odżywczych, które były suto zastawione .Podziwiam ich (organizatorów) taktykę wypuszczania kolejnych biegów, miałyśmy to szczęście(?) z Anią ,że za każdym razem natrafiałyśmy na starty kolejnych biegów (34 km,17 km).Słońce przygrzewało dość mocno, Ania nie lubiąca takiej pogody słabła mi, wspierałam Ją jak mogłam ,godziny spędzone na trasie, nawet marsz nie powodowały napływu energii wręcz odwrotnie ulatywała z nas jak powietrze z przebitego
materaca.Na 10 godzinie rozładował mi się zegarek, Ani mega przekłamywał, także już nawet nie miałyśmy orientacji na , którym kilometrze jesteśmy.Nie było lekko.Jedyny nacisk i motywacja,która pozostała to limit 12 godzin i to trzymało Anię do 62 km potem jak czas zaczął się kurczyć ,a kilometry tak powoli malały zrezygnowała i po prostu szłyśmy.Ostatnie metry udało mi się Ją zmobilizować by pobiec .Meta okazała się zbawieniem. Wymęczyły mnie te 12 godzin- w sumie na drugi dzień nic mnie prawie nie bolało, ale zmęczenie organizmu odczułam.Podczas biegu stwierdziłam,ze będę spać co najmniej do 11 następnego dnia, ale piękne górskie słoneczko obudziło mnie już o 8 :).
Chciałam tylko tak dodać, że coraz częściej zauważam, że brakuje wśród ludzi skromności..
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-09-18,14:11): Piękny wyczyn :) Gratuluję!
|