2017-06-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Rzeźnika 1.0 (czytano: 581 razy)
Chryszczata,Przełęcz Żebrak,Wołosań,Cisna,Małe Jasło,Jasło,Okrąglik,Fereczata,Paportna, Rabia Skała, Przełęcz nad Roztokami, Roztoki Górne, Rosocha, Hyrlata, Rożki..coś Wam to mówi?Jak to czytałam to mi nic,kompletnie,miałam tam być pierwszy raz...tak w skrócie wyglądał 14 Bieg Rzeźnika!
W przed dzień biegu z nieba lało non stop,ulewa,burza około 23 podobno przestało padać..niestety co napadało nie zdąży na pewno do 3 nad ranem wyschnąć.Bieszczady przywitaliśmy w sobotę,kawałek od Cisnej,odebraliśmy pakiety i wróciliśmy do domku się przygotować.Stresik był,już nie mogłam się doczekać,co to będzie?czy dam radę?czy podołam?.Położyliśmy się spać,żeby choć parę godzin snu zaliczyć...a myślicie,że łatwo usnąć jak tuż za rogiem czai się start biegu na który tak długo się czekało?Pobudkę mieliśmy o wpół do 1 nad ranem,cos tam jeszcze podjedliśmy ,ja wypiłam kawę(która potem mnie ściskała już na 4 kilometrze)i ruszyliśmy w tę ciemną noc do Cisnej.Kolejka autobusów już czekała na nas trzeba było jakoś dojechać do miejsca startu-Komańczy.Zawsze lepiej być przed czasem,ale prawie godzinę?na dodatek coś z nieba zaczęło kropić,jakby chmury chciały jeszcze coś z siebie wycisnąć,jakby za mało tego było wieczorem.Nareszcie ruszyliśmy,fala "uzbrojonych" biegaczy z czołówkami,sunących w Bieszczady,nie wiadomo po co:))).Taktykę mieliśmy ;pod górę podchodzimy,na płaskim i zbiegach biegniemy.Wszystko pięknie,ładnie szło..pomimo strasznego błota,dawaliśmy radę...ale to był początek...jak było tak stromo pod górę to raczej i zbieg będzie ostry i tak też było za każdym razem,wchodziliśmy na górę,gdy myślałeś,ze to już otwierała się przed Tobą polana ,która znowu pięła się w górę.Czas mknął,kilometry niestety wolniej,niestety z początku nie mogliśmy liczyć na widoki,mgła,chmury uniemożliwiały to .Trochę szaro,mrokliwie,wilgotno,ale przyjemna temperatura do biegania.Pierwszy przepak-uzupełniliśmy wodę(tylko to tam widziałam),do której za każdym razem dodawaliśmy litorsal. Polecieliśmy dalej.Po 5 zafundowaliśmy sobie bułkę z dżemem(jestem prawie jak Małysz-brakowało tylko banana-niestety nie toleruję ich na bieganiu).Po godzince batonika na pół z Darkiem,co jakiś czas miałam przypominane o piciu(na treningu zdarzyło mi się czasami o tym zapominać).Na drugim przepaku w Cisnej do naszych rąk dołączyły kijki(potem wiedziałam dlaczego),załadowaliśmy do naszych plecaków jedzenie,które mieliśmy przyszykowane,w paszcze po pieczonym ziemniaczku i w drogę.Patrzę na numer startowy,gdzie są zarysowane te szczyty i na sama myśl ciarki mnie przechodzą,ile takie podejścia miały,z kilometr,więcej?gęsiego jeden za drugim wspinaliśmy się.Na podejściach udawało nam się doganiać biegaczy,czasami wyprzedzało się,ale na zbiegach niestety to traciliśmy,było momentami niebezpiecznie-a ja nie jestem dobra w zbieganiu.Gdzieś w okolicach 40 kilometra właśnie na takim zejściu mój partner skręcił sobie kostkę(niedawno zaleczoną sic!)gdyby nie jego determinacja mielibyśmy już po zawodach..tabletki przeciwbólowe poszły w ruch no i kijki.Byliśmy jak mistrzowie w nordic walking:))))Trochę czasu zyskaliśmy wcześniej biegnąc ,po wyliczeniach wyszło nam,że powinno nam się to udać i skończyć w limicie jak będziemy maszerować.Parliśmy do przodu,a pogoda zaczęła nam się klarować i naszym oczom pojawiły się piękne widoki: nareszcie!Słoneczko suszyło błoto zgromadzone na butach,można było poczuć się jak na poligonie.Zauważam,że Dariusz nie chce jeść..wmuszam w niego snikersa,potem cole-a co tam kto bogatemu zabroni popijać cukier cukrem:))).Kolejna tabletka i przemy pod następną górę..spotykam Kasię,jest w parze z Sylwią ,nie zatrzymuję ich,zresztą partnerka ostrzega mnie,żebym jej nie męczyła-walczą:)).Kolejny przepak,im ich więcej tym bardziej zbliżamy się do mety,uzupełniamy colę,wodę i lecimy dalej.Ja tymczasem pałaszuje sobie żelki:)))i co?i znów pod górę,jak można zauważyć po każdym przepaku ładujemy się na minę,górzastą minę,którą trzeba znowu zdobyć,by za nią znalazł się kolejny przepak i tak dalej i taki wielbłąd ,któryś z kolei...stwierdzam to dopiero w domu-nie miewam kryzysów:)))oprócz ostatniej góry,ale na to złożyło się parę informacji a raczej dezinformacji.Kilka wersji nie wiedzieć,którą sobie przyswoić..to ile ta trasa ma?85km?82?gdzieś pada 77-i to zasadziło się w mojej głowie i tak siedziało ,aż do ostatniego szczytu,którego już miałam dosyć bo cholera nie chciał się skończyć,a jak już byliśmy na nim to trzeba było z niego zbieg a stromizna podeszła mi pod gardło i chciałam zrobić tylko jedno,gdyby nie te cholerne błoto-po co to w ogóle padało?istna rzeźnia.Na koniec facet,który gnał na złamanie karku(sam-czyli i tak był zdyskwalifikowany)wąska ścieżka ,nie masz gdzie odskoczyć na bok a on z krzykiem na ciebie,ze mu miejsca nie chcę zrobic-no chłopie,gdzie na drzewo mam wskoczyć???Ludzie to są dziwni..trzeba umieć się bawić,pierwsi byli już na mecie ,a Ty już tylko możesz dobrze się bawić.My metę też osiągnęliśmy z czasem 14h57 minut:))).
Jest to bieg trudny nie tylko technicznie,tu muszą się zgrać dwie osoby,musisz stworzyć taki zespół,aby dobiec razem do mety.Różne były na to sposoby jednym z nich był dla mnie trochę niezrozumiały było wybieganie daleko w przód jednego z pary,by potem gdzieś tam czekać na tego drugiego wolniejszego-gdzie tu sens,gdzie wsparcie,motywacja,bezpieczeństwo(bo przecież jesteśmy też wtedy odpowiedzialni za siebie).
Biegło mi się dobrze,myślę,ze dużo mi dało wcześniejsze bieganie po górach plus długie wybiegania,2 razy mieliśmy 4 godzinne .Ważna rzeczą też na takim bieganiu jest jedzenie i picie,jadłam co jakiś czas-nie wtedy kiedy mi się zachciało tylko zawczasu jak to mówili.
Na starcie stanęło 1076 osób,poniżej 16 godzin bieg ukończyło 392 zespoły....
Żal,że już jest po...wspomnienia będą miłe:)))
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-06-19,07:48): Angelino, jesteś Wielka :) Z pewnością fajna przygoda. Ja na razie nie wyobrażam sobie ciągle mieć pod górkę :) Inek (2017-06-19,08:38): Gratulacje :) Rzeczywiście ostatnie kilometry trasy /wspólne dla Rzeżnika i Intro/ to błotnista masakra, nie było o co stopy zaczepić, dopiero na linach nastąpiła ulga, jakieś większe poczucie bezpieczeństwa. Wasz wynik, w tych warunkach,
to sukces zasługujący na wielkie brawa !! żiżi (2017-06-23,21:58): Paulo to tak jak ja -nie wyobrażam sobie zaliczyć zawody triatlonowe:) żiżi (2017-06-23,22:00): Gratulacje również dla Ciebie za Rzeźniczka-faktycznie błoto dało się we znaki.Pozdrawiam:)
|