2016-06-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mama Karma powraca! Bieg Postaw na Lewka, Katowice 5 km, 04.06.2016 (czytano: 72 razy)
Mówi się, że poród to wysiłek porównywalny z przebiegnięciem maratonu. Po czterech maratonach i jedynym porodzie powiem Wam jedno - guzik prawda! I choć nagroda na finiszu najwpsanialsza w świecie to jednak przeżyć związanych z porodem długo jeszcze nie chce się powtarzać zaś o biegach...sami wiecie - każdorazowe pokonanie mety choćby po nie wiem jakim wysiłku powoduje, że już patrzysz za kolejnym.
Panie doktorze kiedy mogę zacząć znowu biegać - zapytałam lekarza na obchodzie w drugiej dobie po porodzie - ostatniej przed wyjściem do domu. Lekarz nie wiedząc z kim ma do czynienia odpowiedział z uśmiechem, że bardzo proszę, już, od razu. Pewnie nie sądził, że faktycznie tak zrobię ;) Niemniej... Mama w formie to mama szczęśliwa a szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Równiótko dwa tygodnie po porodzie w sobotę 4 czerwca stanęliśmy zatem na starcie charytatywnego Biegu dla Lewka (tata został z wózkiem w roli kibica). Uznałam, że ten pięciokilometrowy dystans będzie idealnym rozbieganiem po wielomiesięcznej przerwie a do tego udało mi się idealne w tempie towarzystwo :)
W kolejce do zapisania i po odbiór pakietu startowego czekałam jakieś 40 minut - wystarczająco długo żeby jeszcze raz to szaleństwo przemyśleć i bez blamażu zrezygnować. Zbiorowa ekscytacja przerosła jednak moje obawy a radość współuczestniczenia w imprezie podładowała przykurzone ostatnio akumulatory.
Paweł Lewek, dla którego odbył się bieg jest rówieśnikiem mojego męża, mieszka w Katowicach, cierpi na nieuleczalną chorobę, samotnie wychowuje 14 letniego syna. Czytając o takich ludziach chce się pomagać, dla nas to przecież i tak sama przyjemność a jak przy okazji można dołożyć grosza żeby zrobić coś dobrego to dlaczego nie?
No i pobiegliśmy dobrze mi znaną (ostatnio ze spacerów) lekko pofalowaną trasą poprzez park na Trzech Stawach. Z kilkoma podbiegami do najłatwiejszych nie należy ale bez zatrzymania spokojnie truchtaliśmy, bez spiny i swobodnie rozmawiając. Nie sądziłam, że będzie tak dobrze! Jak za starych dobrych czasów zagrzewałam Madzię do walki i tym razem jej tempo było dla mnie wprost idealne :) Biegłam z radością i rozpierającą mnie dumą. W sumie największym wrogiem okazało się nie zmęczenie a jak zwyle upał. Po 3 km wiedziałam już, że wszystko jest jak należy, że wróciłam i teraz będzie znowu tylko lepiej. Na finiszu uciekłam od moich Krejzoli, przekroczyłam linię mety z czasem 00:31:21.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |