2015-09-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Szóstka, czyli dwunastka. (czytano: 1586 razy)
Rok temu w poście "Z perspektywy krasnoludka, czyli po drugiej stronie lustra" snułam rozważania na temat sensowności organizowania małych, lokalnych biegów. Wiadomo, imprez biegowych jest teraz tyle, że tylko siąść i przebierać jak w ulęgałkach. I pogrymasić można do woli: tu za drogo, tu atestu nie mają, a tu znów kategorie nie takie. A wielu jest i takich, których zwykłe ściganie już znudziło i szukają dodatkowych atrakcji - bez błota, drutów kolczastych i przewyższeń rzędu 1000 km biegać nie będą.
A u nas (zwłaszcza po ostatniej suszy) błota jak na lekarstwo, pagórki takie sobie, na atest trasy nas nie stać, a i tak całkiem za darmo biegu zorganizować nie zdołamy. No to co my możemy zaoferować, by ludzi przyciągnąć na nasz bieg? Tak naprawdę niewiele, w porównaniu z wielkim graczami. Prawie nic zgoła - urokliwą trasę przez las sosnowy, kameralną, rodzinną atmosferę i medale z wiewiórką.
I zamiast się zastanowić, czy warto w ogóle coś robić, zaczęliśmy rozważać, co i jak zrobić, żeby było fajnie. Tak mniej więcej osiem miesięcy temu zaczęliśmy, bo tyle trwa "cykl produkcyjny" zawodów. Przynajmniej w naszym wykonaniu. Zaczęliśmy od zarejestrowania się jako klub sportowy, co wiązało się ze sporą biurokracją, ale daliśmy radę. Teraz już mogliśmy występować we własnym imieniu do władz gminnych i powiatowych o wsparcie na nasze imprezy. Rezultat nie powalał na kolana, ale jakiś był. Coś tam wyżebraliśmy u sponsorów. Wiedzieliśmy już, gdzie warto kupować medale, gdzie załatwić catering, a gdzie drukować plakaty. Trasa była już wytyczona i wielokrotnie pomierzona. Niestety, szybko wyjaśniło się, że nie będzie nas stać na profesjonalny pomiar czasu, chyba, że postawimy zaporową opłatę startową. Tylko kto wtedy zechce do nas przyjechać? Zamiast tego postawiliśmy na wypróbowany już w biegowych bojach program Maćka do mierzenia czasu.
Długo trwały dyskusje jak uatrakcyjnić naszą ofertę. Ostatecznie postanowiliśmy wydłużyć dystans. Tylko co to za Szóstka, która nie ma sześciu kilometrów?! I tu ktoś wpadł na genialny pomysł, że przecież może być Podwójna Szóstka. A oprócz tego zwykła Szóstka - i to dla tych, co chodzą i fruwają, tfu, biegają rzecz jasna :) I tak stworzyliśmy trzy w jednym: Podwójną, Małą i Nordikową Szóstkę, czyli - co kto lubi!
W zeszłym roku zamiast medali były kubki. No to teraz postawiliśmy ekologicznie na drewniany medal z groźną wiewiórą. Numery były w trzech kolorach - w zależności od konkurencji, z naszymi sztandarowymi wiewiórkami rzecz jasna i imieniem - dla tych, którzy zgłosili się odpowiednio wcześnie. Niestety, daliśmy się namówić na numery samoprzylepne, co okazało się poważnym błędem... Powinniśmy wiedzieć, że lepsze jest wrogiem dobrego :(
Umieściliśmy informacje o biegu, stworzyłam "zdarzenie" na facebooku, otworzyliśmy formularze do zapisów i nerwowo śledziliśmy jak się zapełniają, martwiąc się na zmianę, że a to za dużo chętnych (i jak my damy radę???), a to za mało (i jak to się sfinansuje???). Taka emocjonalna huśtawka. Co chwila ktoś miał nowy pomysł - raz dobry, raz zły. Co chwila pojawiały się nowe problemy lub nowe możliwości.
Nie będę Was dłużej zanudzać opowieścią o przygotowaniach, zresztą jestem pewna, że duża część z Was zna to z autopsji. W każdym razie przez ostatni tydzień Jarek, jako dyrektor biegu, powtarzał wiele razy dziennie dwa zdania "NIGDY WIĘCEJ" i "PO CO TO ROBIMY?". Ponieważ tak się składa, że jest moim mężem, więc nie mogłam uniknąć ich wysłuchiwania. Wykazywałam jednak wiele zrozumienia, bo organizując od 20 lat pewną konferencję naukową, rok w rok powtarzam dokładnie to samo. Wiem zatem, że to z czasem mija i znowu człowiek daje się wpuścić w te same maliny :)No właśnie - dlaczego? Zapewniam Was, ze nie dla korzyści materialnych :) W tym celu to trzeba by mieć firmę z odpowiednią infrastrukturą i doświadczenie. Dla splendoru? Bez żartów! Pewno, paru miłych słów można się doczekać, ale raczej trzeba być przygotowanym na te niemiłe. Zatem nie wiem do końca dlaczego. Może człowiek uzależnia się od organizowania tak jak od biegania? :))) Pierwszy raz daje się ponieść jakiejś idei, a potem wszyscy zaczynają się dopytywać o następny raz i jakoś tak samo idzie? Pewnie jakiś psycholog mógłby z tego zrobić doktorat.
W każdym razie Trzecia Żarecka Szóstka odbyła się w ostatnią sobotę. Zapisało się około 140 zawodników, ostatecznie wystartowało 121. Pewno, to nie Orlen Maraton, ale dla nas całkiem sporo. Wiele rzeczy wyszło doskonale. O, na przykład taka pogoda - była idealna do biegania :) Atmosfera zawodów - świetna. Nic się nikomu nie stało, nikt się nie zgubił, nikt do nas nie miał wielkich pretensji. A ostatecznie nie wszystko się udało. Oznaczenia trasy, pracowicie założone w piątek wieczorem, zostały w dużym stopniu zniszczone - w głównej mierze przez robotników leśnych, którzy w sobotę rano postanowili wyciąć akurat krzaki z naszymi "lepperówkami". Numery, które miały trzymać się niezawodnie, odklejały się na potęgę. I jak tu zmierzyć czas, gdy na metę wbiega naraz czterech zawodników, w tym dwóch bez numeru??? Program komputerowy, do tej pory działający niezawodnie, zgłupiał i ostatecznie wyniki trzeba było weryfikować ręcznie, częściowo przy pomocy kamery ustawionej na mecie.
Nikomu jednak nie zabrakło wody na trasie, pyszny żurek dotarł na czas, nagrody dostali wszyscy, którzy powinni, było też co losować, więc chyba ostateczny bilans należy uznać za dodatni. Sporo to wszystko kosztowało sił i nerwów, więc zawsze można zapytać, czy warto? To pytanie wraca jak bumerang. Moje odpowiedź jest następująca - chyba tak. Nie tylko dlatego, że jeśli mają sens takie małe, kameralne, lokalne imprezy, a chyba mają, to przecież ktoś musi je organizować, a nie można się zawsze tylko oglądać na innych! Ważniejsze jest w moim przekonaniu coś innego - takie wspólne działanie ma swoją wartość, niesamowicie integruje, pokazuje, że warto coś robić wspólnie. I jeśli nawet powstają konflikty - a nie czarujmy się - powstają, to lepiej spierać się o kształt wiewiórki, czy sposób oznaczenia trasy, niż o politykę i religię. Lepiej się wokół czegoś łączyć, niż za pomocą czegoś dzielić. Takie jest moje, może naiwne, przekonanie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |