2015-06-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton Jurajski 14.06.2015 (czytano: 669 razy)
Jurajski był w niedzielę. Boże mój. Kocham ten półmaraton. Po pierwsze za doskonałą organizację. Nic tu nie zgrzyta. Ekipa, która zajmuje się Jurajskim, jest całkowicie oddana swojej robocie. Tu nie ma przypadków i tu się nas słucha. Nie wiem czy ktokolwiek wyjechał niezadowolony. Jeśli tak.. no cóż.
Po drugie, znajomi i przyjaciele. Nie tylko z południa. Tak sobie gadaliśmy z Miłym, że mamy ogromne szczęście. Załapaliśmy się jeszcze na czasy, kiedy klubów nie było albo raczkowały. Znajomych miało się więc w całej Polsce. Ach tam miało! MA!! I oni też przyjeżdżają do Rudawy. Ależ to są spotkania!
Po trzecie: kibice. Ci Rudawscy są niesamowici. Leją nas wodą, nawadniają, dopingują, karmią truskawkami i dobrym słowem. I zapraszają na następny rok.
Po czwarte trasa. Przepiękna, malownicza, urokliwa i taka.. intymna. Nie ma tu żadnych głównych dróg. Wszystko toczy się gdzieś z boku cywilizacji, na malowniczych pagórach Jury. Nie potrafię nie kochać tego biegu. Nie da się.
W tym roku do Rudawy pojechałam w sobotę. Sobota to dla mnie paskudny dzień. Taki zagoniony. Jeszcze przed samym wyjazdem robiłam trening, żeby nie zawieść Eli i siebie. W końcu nie po to poświęca mi czas, żebym się leniła. Potem szybkie pakowanie i kierunek Zabrze, po Miłosza, a potem już biegusiem do Rudawy. Przed samym Zabrzem zadzwonił Łysy, że moje młodsze dziecko: Mania, zdecydowało się jednak pojechać ze mną, co było o tyle kłopotliwe, że ja już byłam w jednej trzeciej drogi a ona niejako nadal fizycznie tkwiła w domu. Na szczęście ma najlepszego starego na świecie. Marcin dowiózł ją do Rudawy osobnym kursem. Kiedy skończyłam rozmowę z Cinkiem, byłam już prawie pod domem Miłosza. Z Miłym zawsze się fajnie gada ale tym razem gadało się jeszcze lepiej bo przeżywaliśmy Rzeźnika (Piszę jeszcze!) Ani się obejrzeliśmy jak dojechaliśmy na miejsce. A tam impreza w najlepsze. Szkoda tylko, że Grażynka i Heniu poszli już spać do hotelu. Trudno jednak nie iść do łóżka z kurami jeśli miało się do przejechania całą Polskę. Na szczęście było kogo całować i przytulać. Gaba, Jaremki, Paweł, Mireczek i Justyna, Ciutek, który postanowił urodzić się 14 czerwca!
Impreza przednia ale dla mnie najbardziej magiczny moment był kiedy trzymałam w ręku latarę, śpiewnik, a obok siedziała Gaba i grała. Spiewałyśmy trochę na dwa głosy, ale to nic. Było fantastycznie. Niebo zaczynało się przecierać kiedy poszliśmy w końcu spać. Jedni do namiotów inni tradycyjnie do Loganki. No taka to już jurajska, świecka tradycja.
Poranne wstawanie było nieco.. kłopotliwe. Byłam bardzo słaba, bo spałam zaledwie dwie godziny, a tu już zaczynało się biegowe życie. Wypędziłam jakoś resztki snu spod powiek, ubrałam się i pomyślałam: nie biegnę. Nie dam rady. Nie dziś. Padam na pysk i po prostu nie da się pobiegać. Z minuty na minutę robiło się coraz goręcej, co dodatkowo osłabiało motywację. No po prostu zgroza! Do tego Miłosz też zaczął coś tam przebąkiwać o tym, że najlepiej to by było nie biec. I tak motywując się nawzajem dotrwaliśmy do startu. Zajęliśmy z góry upatrzone pozycje na bardzo szarym końcu. Ostatecznie bycie Drużyną Ostatniej Minuty do czegoś zobowiązuje. A ekipa bardzo zacna była, choć brakło nam Gabrysi. Za to tyły okupowali: Miły, Gabrysia w wersji nieco młodszej, choć równie utalentowanej i sympatycznej, Tytus, Ewa, przez jakiś czas Przyjaciel Wszystkich Kibiców i jeszcze parę nieznanych mi osób oraz Ciutek. O Ciutku celowo wspominam na końcu, bo to był jego pierwszy Jurajski przebiegnięty tak wolno. W pewnym momencie zaczął nas nawet popędzać, w obawie ze nie zdążymy przed limitem. Spytałam wtedy grzecznie: a jaki masz najgorszy czas Ciutku na Jurajskim. „No ze 2:40” rzekł on, a ja popatrzyłam z wyższością ( bo choć raz mogłam) i przemówiłam całym moim doświadczeniem: to Ty nic nie wiesz o bieganiu na końcu.
W ogóle zaczęliśmy bardzo źle. Pierwsze trzy kilometry pobiegliśmy zdecydowanie zbyt szybko i groziło nam karne pół godziny pod sklepem. Zwolniliśmy więc i tradycyjnie robiliśmy „bydło”, choć bardzo grzeczne. Zaczepialiśmy jurajskich kibiców, gadaliśmy głupoty, robiliśmy sobie foty i z całych sił staraliśmy się utrzymac jak najwolniejsze tempo, co naprawdę nie było łatwe, bo w takim towarzystwie nogi niosą same. Ostatecznie przyjęliśmy rzeźnicką metodę: pod górkę marsz, z górki bieg. Płaskim nie zawracaliśmy sobie głowy, bo na Jurajskim nie ma płaskiego. Zaprawdę zbyt szybko dotarliśmy do sklepu.. Na szczęście po 10 km jest sporo paskudnych podbiegów, choć zbiegi są … noooooo.. zacne. Zwłaszcza ten z 15 i 16 kilosa. To się leeeeci! Prosto w obiektyw Gaby. Strzeliła nam kilka naprawdę fantastycznych fotek. W ogóle wszystkie zdjęcia Gaby z Jurajskiego bardzo mi się podobają. No jakoś tak. :)
Po tym fajnym zbiegu człowiek niestety uświadamia sobie, że tak naprawdę to już koniec i ze smutkiem toczy się do mety. Dobrze chociaż, ze kibicom wciąż się jeszcze chce: to już niedaleko – krzyczą. A w naszych sercach mrok, żałoba i zniechęcenie. Dlaczego już niedaleko?? Znów trzeba będzie czekać cały rok...
Na metę wpadliśmy trzymając się za ręce.
I całe szczęście, nie był to dla nas koniec imprezy. Najpierw prysznic. Ciepły!! Ale cóż z tego skoro akurat miałam chęć na zimny?? Było mi tak gorąco, że prawie nie skorzystałam z tej ciepłej wody. Może innym razem.
A po prysznicu zaczęło się życie towarzyskie. Usiedliśmy w cieniu parasola i zaczęły się zwyczajne Polaków rozmowy. Przyszło nam też do głowy, że warto uwiecznić to na zdjęciu. Skorzystaliśmy z gościnnej sceny i podium. Jednak pudło kusi i każdy chciał być choć przez chwilę tam, gdzie była Grażynka. Przyjechała sobie taka malutka, szczuplutka kobietka z Sopotu i wybiegała drugie miejsce w kategorii. To jest coś!
Na sam koniec przyszedł nasz szef Bukowczan. Andrzej Bukowczan. I zrobiliśmy sobie fotę, a potem jeszcze chwila i trzeba jednak było jechać. Entuzjazmu jakoś nie zanotowałam. Na szczęście za tydzień Strzałkowo i z niektórymi spotkam się ponownie. To będzie weekend! Tak jak ten który się skończył i ten Rzeźnicki. To mój najlepszy czerwiec od lat. I oby taki pozostał do końca. :)
A czas z Jurajskiego? Masakryczny. Wg. mojego smsa to zabrakło nam całe 6" do limitu! Musimy zacząć trenować, bo zdecydowanie zbyt szybko osiągamy metę. Tak być nie może. No rozumiem: 2". ale 6?? W głowie się nie mieści. Już dawno nie byliśmy tak źle przygotowani do finiszu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku do limitu zabraknie nam góra pół minuty i nic więcej! Wsytd! Po prostu wstyd!
A! Głównym bohaterem Jurajskiego tradycyjnie jest upał więc tak też było w tym roku. Nie wiem jak reszta uczestników ale ja wody miałam dość. Nie tylko tej do picia ale też tej od Straży i mieszkańców. Kurtynki co chwilę! Człowiek nie zdążył się spocić i znów mógł biegać w "deszczu". Za to bardzo, bardzo dziękuję wszytkim zaangażowanym w chłodzenie biegaczy. To jest super!!
PS! Musze bardzo, ale to bardzo, bardzo pochwalić naszego Miłosza. Od czasu Bochni i słynnego "ej, dziewczyno"! bardzo rozwinął techniki podrywu. Stały się zdecydowanie subtelniejsze i widzę, że Miły doskonali warsztat. A to bardzo dobrze! Miłoszek, trzymam kciuki. :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mamusiajakubaijasia (2015-06-16,00:04): Mnie Miły głaskał po łydce, co w sytuacji mojego chwilowego słomianego wdowieństwa było wielce miłym (nomen omen) doznaniem:)To była LEWA łydka (Choć nie ma to większego znaczenia która:) Truskawa (2015-06-16,00:22): A mnie Miły nie podrywał. :)) Eh ten nasz Miłoszek! paulo (2015-06-16,08:49): Jak zaczęłaś w samych superlatywach pisać o tym półmaratonie to mi od razu przychodzi na myśl u nas piękny w Wielkopolsce - Półmaraton Słowaka w Grodzisku. Niestety na "moim" nie byłem a Jurajski za daleko :(, ale fajnie że takie są i że można świetnie się bawić :) Gerhard (2015-06-16,09:09): Niestety w tym roku nie mogłem z Wami pobiec. Nieważne z jakiej przyczyny, ale ewidentnie mnie tam brakowało. Gdybym był - czas końcowy byłby znacznie lepszy (znaczy się lepszy dla Ekipy Ostatniej Minuty). No trudno - postaram się być za rok i nadawać właściwe jurajskie tempo. snipster (2015-06-16,09:42): hmmm ;) prawie jak wyjazd szkolny na obóz ;) mamusiajakubaijasia (2015-06-16,10:18): Ciebie nie podrywał, bo Łysy to spory facet, a Miłosz wiedział, że podąża Waszym śladem z Monią. Na jego (Miłosza) miejscu tez bym się bała;) Henryk W. (2015-06-16,11:33): Wspaniała Rudawa, wspaniała z sercem na dłoni organizacja, wspaniałe towarzycho, bardzo się cieszymy, że wróciliśmy tam po latach. Truskawa (2015-06-16,14:06): Półmaraton Słowaka Paulo od dawna śledzę i bardzo chcialabym tam kiedyś pobiec. Może się uda jak mnie w końcu z Rzeźnika wyleją albo z Jurajskiego? No jakoś tak te dwa biegi są dla mnie bardzo ważne i zawsze wygrywają z wszystkim. :) Truskawa (2015-06-16,14:07): No Wojtek, żebys wiedział! Oczywiście przyczyny Twojej obecności to Twoja sprawa ale powiem Ci, że niedobrze się stało, że Cie nie było. Za rok musisz być. I wtedy dobiegamy do mety na czas! A nie tyle minut za wcześnie! :) Truskawa (2015-06-16,14:08): Trochę tak Piotrek. I bardzo żałuję, że nie wpadłam na to co Ciutek. Trzeba było spać na trawie w śpiworze. Jeszcze nigdy nie próbowałam i właśnie zaprzepaściłam szansę. Może za rok mi się uda. :) Truskawa (2015-06-16,14:09): Gabrysiu, mnie nie podrywał, bo ja bym jego matką mogła być! Ot co! A Łysego należy się bać. To zrozumiałe. :)) Truskawa (2015-06-16,14:11): Heniu, mówiłam, że jak "morze" przyjedzie to będzie wyjątkowa edycja i była. Bardzo się cieszyłam na spotkanie z Wami i bardzo się cieszę, że mamy kumulację i za cztery dni znów się zobczymy. To jest wręcz niewiarygodne a jednak się dzieje. Do soboty. :) Rufi (2015-06-16,15:10): Heniu, to kopnij proszę ode mnie w d...e Truskawe przed startem :) Truskawa (2015-06-16,17:04): No dobrze, że zaznaczyłaś tę dupę, bo jeszcze mógłby mnie w kostkę kopnąć albo piszczel. :)) mamusiajakubaijasia (2015-06-16,17:13): Ale "synuś" do niego nie mówisz, a ja tak:) Truskawa (2015-06-16,17:18): To prawda, nie mówię ale uczucia żywię absolutnie macierzyńskie. Choć może sa one nieco macosze. Synuś musi sobie radzić sam. :)) dario_7 (2015-06-16,19:58): Fajnie to opisałaś i - choć tym razem mnie w Rudawie nie było - czytając czułem się jakbym tam z Wami był ;) Truskawa (2015-06-16,21:28): Dziękuję. A może za rok uda Wam się przyjechać?? :) Joseph (2015-06-16,21:39): Drużyna Ostatniej Minuty - to brzmi tak jakoś... dumnie ;)
A Grodziska nie możesz odpuścić, no po prostu nie możesz. Doszły mnie słuchy, że w tym roku jedna z Grodziszczanek goniła za biegaczami z tacą pełną bananów zapieczonych w gorzkiej czekoladzie, a konkurował z nią Grodziszczanin z wielką turecką szablą, na której prężyły się dumnie jakieś skwierczące szaszłyki. I to gdzieś w połowie biegu :))) Jeszcze inna autochtonka stała na pit-stopie z plackiem ułożonym na misternie haftowanym obrusiku w koronkę, od którego rozchodził się zniewalający zapach krochmalu :)
żiżi (2015-06-16,21:44): Paulo uprzedził mnie-jakbym czytała o Grodzisku-ta sama atmosfera,klimat i wiesz co?pewnie,że też bym chciała pobiec Jurajski,bo po zdjęciach widzę,że cudownie się tam bawiliście,ale tak jak mówisz każdy ma te "swoje" najulubieńsze ,które zawsze wygrywają:)))...a i na koniec dodam ,że jesteś szalona,pozytywnie zakręcona babka:))) Truskawa (2015-06-16,22:40): Łukasz, to ja chcę do Grodziska. Ale nie może to być w ten sam weekend, bo bez Rudawy nie mogę. :) Truskawa (2015-06-16,22:42): Taaa.. jak tak na trzeźwo zakręcona jestem. :)) Angela! Musimy się umówić i w jednym roku trzasnąć oba. No przeciez chyba nie będą cały czas tak samo ustawione terminy Grodziska i Jurajskiego! Nie może tak być! :) ddrapella (2015-06-22,15:42): "Ej dziewczyno" - narobiłaś mi smaku na co najmniej dwie rzeczy (bo głaskania po łydkach nie liczę) TEN półmaraton i tworzoną relację z Rzeźnka, który jak widzę już właściwie odespałaś i który nie schodzi mi ze łba.....
|