2015-01-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| zgubna rutyna w lesie (czytano: 1156 razy)
Dzisiaj przydarzyła mi się ciekawa i śmieszna początkowo historia biegowa, która na szczęście dobrze się zakończyła :)
Jakiś czas temu zaproponował mi swoją pomoc „Antos”, abym zainstalował sobie program w komórce telefonu ViewrRanger, abym przestał błądzić w lasach podczas moich kolejnych wybiegań. Niestety trochę z lenistwa odpuściłem sobie zainstalowanie tej aplikacji w moim telefonie i zemściło to się dzisiaj na mnie z nawiązką. Mimo, iż Antos był bardzo chętny i zaproponował pomoc przy instalacji. Dzisiaj zamierzałem przebiec już jak mi się wydawało znaną leśną trasę o dystansie 10,5 km. Bieg rozpoczynałem dzisiaj dosyć późno, bo około 14.30. Na wszelki wypadek odpaliłem w komórce program endomondo, który informował mnie o przebytym dystansie i czasie. Trasa niby dobrze znana. Biegłem ją już przecież dwa razy :) od nowego roku. Więc stwierdziłem, że nic nie może mnie na niej zaskoczyć. Jak bardzo się myliłem to dopiero się okazało później. Skoro miałem biec 10,5 km no to zakładałem, że dobiegnę jeszcze za jasnego i nie zabieram lampki czołówki. Czekało mnie tylko 50 minut spokojnego biegu. Jednak coś mnie podkusiło w domu i do kieszeni spodni dresowych włożyłem dwa kawałki banana tak na wszelki wypadek. Wybiegłem zgodnie z planem z Gostycyna i obrałem kierunek na lasy Zalewu Koronowskiego w kierunku leśniczówki w Pieńkowie. Od domu do leśniczówki jest trochę ponad 5 km. Wszystko szło zgodnie z planem po dobiegnięciu do leśniczówki wbiegłem jak mi się wydawało w równoległą powrotną drogę leśną w kierunku domu. Zadowolony z siebie i nic nieświadomy biegnę, a po około 3,5 km dobiegam do brzegu jeziora. Tylko jakieś wielkie mi się wydawało i dlaczego ja o nim nic nie wiedziałem. Na mapach przeglądanych w domu na komputerze go nie było. Biegnąc tak wzdłuż brzegu dobiegłem do znajomego pomostu po drugiej stronie brzegu czyli byłem w okolicach Zamrzenicy. Okazało się, że biegłem w zupełnie innym kierunku niż zamierzałem. No to stwierdziłem, że zawrócę z powrotem drogą leśną do Pieńkowa i w kierunku Gostycyna. Niestety na pól kilometra przed leśniczówką w Pieńkowie skręciłem w drogę leśną pożarową nr 29, aby jednak pobiec zgodnie z założeniami równoległą drogą leśną tą co zamierzałem pierwotnie pobiec na początku do domu. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, ale zrobiłem to mając wcześniejszą nauczkę i coraz bardziej zbliżający się zmrok. Niestety ponownie mocno się pomyliłem co do kierunku drogi leśnej i po przebiegnięciu dystansu około 4 km stwierdziłem, że tych okolic kompletnie nie znam. Dzwonie więc do przyjaciela Jacka, musiał być nieźle zdziwiony telefonem i tym co usłyszał. A ja mu mówię krótko chłopie zgubiłem się w lesie. Wejdź na moje konto na endomondo podałem login i hasło i zobacz gdzie ja teraz jestem, bo zaczynałem pomału panikować. Szarówka się robiła coraz większa, a mnie czeka jeszcze sporo kilometrów do przebiegnięcia. Jacek stwierdza, że jestem w okolicach Zamrzenicy. Rozglądam się wokół, ale nie widzę zalewu. Czyżbym już miał zwidy lękowe. Niestety stałem na leśnej drodze w dolinie i po przejściu 300 metrów zauważyłem ponownie pomost i tamę w Zamrzenicy. Więc znowu znalazłem się tam gdzie nie chciałem. Zrobiłem jak się okazało piękną pętlę. Jacek proponuje, aby biec tak jak pierwotnie zamierzałem wcześniej czyli od Zamrzenicy do Pieńkowa prosto przed siebie drogą leśną. Zakończyliśmy rozmowę i uruchamiam w telefonie ponownie endomondo, aby wiedzieć ile przebiegłem i w jakim tempie. Po przebiegnięciu 300 metrów w kierunku Pieńkowa zauważam prostopadłą drogę leśną. Biegnę jeszcze 100 metrów drogą leśną w kierunku Pieńkowa, ale kolejny raz coś mnie kusi zawracam i wbiegam w tą nową nieznaną prostopadłą drogę leśną. Za chwilę mam telefon od Jacka biegniesz nie tam gdzie Ci wskazałem. Skubany podglądał mój dalszy bieg :) zaciekawiło go dlaczego zawróciłem i biegnę kolejną nową nieznaną leśną drogą. A ja chciałem jak najszybciej wybiec z lasu, bo ciemnica pomału zaczynała się robić coraz większa, a leśne drogi z uwagi na odwilż zawierały niespodzianki odcinki błotne, które coraz trudniej było mi zauważyć w gęstym ciemnym lesie. Zapytałem się Jacka, czy biegnąc tą drogą leśną dobiegnę do Kamienicy. Potwierdził, że tak jeśli będę się jej trzymał. Podziękowałem i kontynuowałem dalej bieg. Po przebiegnięciu 3,5 km dobiegłem do końca lasu i ujrzałem znajomy wiadukt kolejowy w okolicach Kamienicy. Moja radość była ogromna, że nie zakończę biegu w lesie po całkowitym zmroku. I tak z 10,5 km dzisiejszego planowanego wybiegania zrobiło się 20,2 km. Ogólnie stwierdzam, że moja orientacja w terenie jest nadal „do dupy” i chyba nic tego już nie zmieni. Antos zgłoszę się do Ciebie w tygodniu, aby więcej już takich niespodzianek nie było.
W zeszłą niedzielę podczas 25 km biegu na 11 km doznałem urazu mięśnia tylnego w udzie prawej nogi i ból promieniował do łydki uniemożliwiając kontynuację biegu. Myślałem, że będę miał na długi okres czasu rozłąkę z bieganiem. Rufi poinformowała mnie, że też miała taką przypadłość i ból ma związek z rwą kulszową w kręgosłupie. Zaproponowała zakup książki „Terapeutyczna moc rozciągania mięśni” autorów Jakuba Lisowskiego i Wojciecha Hagnera. Nie zastanawiając się długo zakupiłem książkę przez internet i we wtorek książkę już miałem w domu. Zgodnie z autorami książki wykonywałem codziennie 5 ćwiczeń 2 razy dziennie. Pierwszy dzień ćwiczeń nie był przyjemny. Skurcz jaki mnie łapał w obolałym udzie podczas wykonywania ćwiczeń był masakryczny, ale przemogłem się. Po pierwszym dniu ćwiczeń ból podczas środowego wybiegania był podobny do tego z niedzieli, ale już nie promieniował do łydki. W czwartek ból podczas biegu był lekko odczuwalny w mięśniach z tyłu uda. A podczas dzisiejszego wybiegania 20 km nie było już żadnego bólu. Więc dodatkowo wybiegając dzisiejszy trening martwiłem się czy wybiegam cały trening bez problemu, a mnie dzisiaj nie wiem po jaką cholerę kusiło wbiegać w nowe nieznane drogi leśne :)
Na zdjęciu to niby jezioro zrobione podczas wcześniejszych wybiegań.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jareba (2015-02-01,00:14): Następny raz weź worek kamyków i rzucaj za siebie co parę metrów. Skończą się to wrócisz po śladach. Kompas też się zazwyczaj sprawdza, ale to dla mięczaków. ;) osasuna (2015-02-01,09:45): jareba ciekawe rozwiązanie z kamykami :) ale kompas bardziej przydatny przynajmniej znałbym kierunek biegu jako mięczak :)
|