2015-01-20
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Mysłowice Spełniają Marzenia (czytano: 1052 razy)
W sobotę 17 stycznia wspólnie z moją małżonką wzięliśmy udział w 15-kilometrowym biegu rozgrywanym w ramach 8 Festiwalu Spełnionych Marzeń. Nasze wspólne osiągnięcia przerosły oczekiwania.
Do Mysłowic trafiłem za sprawą kolegi z pracy, który namówił mnie na udział w tym biegu. Jak do tej pory udział w imprezach biegowych w dość znacznej odległości od miejsca zamieszkania, a za tyle uważałem 60 km były mi jakoś nie po drodze. Na dodatek myślałem sobie Mysłowice? To Miasto kojarzyło mi się z Kopalniami, piłką nożną – Górnik Wesoła i tenisem stołowym. Od niedawana, kiedy zacząłem się obracać w gronie biegaczy do znanych mi mysłowickich marek dołączył Truchtacz.
Mimo to nie byłem przekonany co do tego, że można fajnie pobiegać z szybem kopalnianym w tle. Zacząłem jednak zgłębiać temat i okazało się że trasa biegu jest niemal całkowicie położona w lesie, a Mysłowice są bardzo aktywnym biegowo Miastem. Dodatkową motywacją do startu okazała się kategoria małżeństw, jaką wprowadził organizator Festiwalu Spełnionych Marzeń. Dystans 15-kilometrów to dla mnie początkującego biegacza to nadal spore wyzwanie, ale ostatecznie decyzja zapadła. Zgłoszenie poszło, a w ślad za nim wpisowe.
Sobota 17 stycznia okazała się całkiem przyjemnym ... wiosennym dniem. Temperatura powietrza w chwili startu wynosiła kilka ładnych stopni powyżej zera, śniegu ani widu, ani słychu. Od osób, które tą trasę znały jak własną kieszeń dało się usłyszeć, że czeka nas kilka niezłych podbiegów. Ufffff pomyślałem. Plan minimum jaki sobie założyłem to bieg w tempie 4,40 na kilometr. Optymistycznym wariantem miało być 4,30 (bardzo optymistycznym).
Wreszcie strzał i start. Oczywiście zaraz za czołówką. Biegnie mi się świetnie. Po dwóch kilometrach na zegarku 8minut 15 sekund !!!!! zdałem sobie sprawę, że chyba przesadzam. Zaczynam częściej kontrolować tempo. Podbiegi dają w kość, ale zbiegi rekompensują zmęczenie. Oglądając zdjęcie trasy myślałem, że będziemy biegać w grząskim piachu, tymczasem ścieżki ku mojemu zaskoczeniu były utwardzone. Kolejne kilometry uciekają dość szybko. Trasa nie pozwala się nudzić. Na dodatek cały czas ktoś próbuje mnie wyprzedzać. Jednym się to udaje, ataki innych udaje mi się odeprzeć. Próbuję utrzymywać tempo mijający mnie osób, ale nie zawsze jest to możliwe.
Drugie okrążenie było już zdecydowanie trudniejsze (efekt zmęczenia organizmu niewytrenowanego biegacza). Gdy ruszałem na drugą pętlę uświadomiłem sobie, że początek biegu był nieco pod górę (tym bardziej byłem zdziwionym swoim błyskawicznym tempem na początku). Gdy minąłem 13 kilometr, wiedziałem już że dotrę do mety. Co najciekawsze miałem jeszcze siłę by przyspieszyć. Widziałem kilkadziesiąt metrów przed sobą grupę kilku biegaczy. Pomyślałem optymistycznie jeszcze was złapię ... Nie udało się. Radość na mecie była jednak i tak ogromna gdy mijając bramę na zegarze widniał czas poniżej 1 godziny i 9 minut. Średnie tempo 4,21 na kilometr .... kosmos.
Biorę wodę, medal, herbatkę i wypatruję Agnieszki. Spiker mówi, że czekamy na trzecią panią. Jest nadzieja, która jednak szybko mija. Aga ostatecznie wbiega na metę jako piąta kobieta tracąc do trzeciego miejsca minutę. Zabieramy ciuchy i idziemy się przebrać. W hali gdzie było biuro zawodów już organizatorzy wieszają wyniki. Idę rzucić okiem. Pierwsza trafiła mi się kategoria małżeństw Fiskovicz, Ulfik, Janocha, Ja ..... że co? Wracam do trzeciej pary, a tam jak byk pisze Janocha Agnieszka, Janocha Piotr. Hurrra jesteśmy na podium!!!!
To nie koniec miłych niespodzianek. Agnieszka ze swoim wynikiem okazała się najlepsza w kategorii seniorek i stanęła na najwyższym stopniu podium. Aga na pudle, Ja na pudle do tego przebiegnięty w świetnym (jak na mnie) czasie dystans 15 kilometrów i jak tu nie mówić, że to był Festiwal Spełnionych Marzeń. MOJE SIĘ SPEŁNIŁY.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |