2015-01-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Leczenie stopy (czytano: 1063 razy)
Są trzy grupy biegaczy. Biegacze, którzy nie mają kontuzji, którzy mają kontuzję oraz ci, którzy mieli kontuzję. Ja właśnie teraz jestem w tej drugiej grupie biegaczy – mam kontuzję stopy. Z taką kontuzją nie można biegać, więc trzeba nią się zająć profesjonalnie.
Życie ciągle mnie zaskakuje i to jest chyba w życiu najpiękniejsze. Mnie zaskoczyła tym razem jednak nasza służba zdrowia. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak może mnie zaskoczyć – a jednak!
Od połowy listopada moja prawa stopa daje mi sygnały, że coś z nią jest nie tak. Dałem jej tydzień – dwa na powrót do zdrowia. Niestety - nie daje to rezultatu, mój organizm sam sobie z tym nie poradził - więc kieruję kroki do lekarza pierwszego kontaktu. Niestety, mój lekarz rodzinny nie ma czasu mnie przyjąć w okresie najbliższych 2 tygodni - twierdzi, że ma już komplet pacjentów. System komputerowy, jaki mają w recepcji może rezerwować wizyty tylko na 2 tygodnie – na kolejny tydzień system tego nie przewidział. Ktoś, kto opracował ten program komputerowy nie przewidział tego, że w Polsce można czekać na wizytę u lekarza rodzinnego więcej niż 2 tygodnie. Nie ma wyjścia - nie będzie pierwszego kontaktu. Decyduję się na lekarza interwencyjnego. Trzeba czekać, – ale trudno – będę przyjęty za prawie 2 tygodnie, ale wizyta pewna. Przychodzę i dostaję żel do nacierania stopy oraz dwa rodzaje pigułek przeciwbólowych i skierowanie na prześwietlenie. Odstawiam pigułki po tygodniu, bo mają skutki uboczne jeszcze gorsze niż ból stopy. Idę na prześwietlenie i choć jest godz. 16.00, a prześwietlają do 18.00 - nie mogę być przyjęty tego dnia - tylko następnego. Limit na ten dzień jest już wyczerpany. Nie widzę kolejek, więc z limitem poradzili sobie wcześniej. Dodatkowo dowiaduję się, że nie mogą zrobić prześwietlenia tego samego dnia, kiedy jest wystawione skierowanie – takie mają zasady. Następnego dnia chcę się prześwietlić. Musze się zarejestrować raz jeszcze, bo moja wizyta z poprzedniego dnia już się nie liczy. Są dwie pracownie gdzie takie prześwietlenia się robi. Przy jednej jest kilka osób oczekujących, lecz nikogo nie ma w pracowni i nie wiadomo, kiedy tam się ktoś pojawi. Dostaje wskazówkę, aby iść pod drzwi drugiej pracowni. Tam jest duża kolejka – zajmuję miejsce na końcu kolejki i czekam. Okazuje się, że w tej kolejce są przyjmowane poza kolejnością osoby, które pojawiają się ze szpitala. Kolejka wydłuża się i nie wiadomo - ile jeszcze czasu trzeba czekać. Wreszcie wchodzę. Pani chce mi robić prześwietlenie obu stóp, bo tak ma napisane w skierowaniu. Udaje mi się przekonać, że wystarczy jedna stopa, bo drugiej nic nie dolega - a ja wiem o tym najlepiej. Udaje mi się przekonać panią robiącą prześwietlenie, a zdrowa stopa tym razem nie dostanie promieni X. Po prześwietleniu zadowolony dowiaduję się, że po tygodniu będę mógł odebrać zdjęcie z opisem. Cieszę się bardzo, bo rok wcześniej trzeba było czekać na opis prześwietlenia ponad miesiąc. Liczę szybko i termin odbioru zdjęcia będę miał przed świętami. Idę zarejestrować się do mojego lekarza pierwszego kontaktu, aby mógł zobaczyć zdjęcie i zdecydować, co dalej. Okazuje się, że moja lekarka do świąt ma zapisanych pacjentów a po świętach urlop. Pierwszy wolny termin – to 5 stycznia 2015r. Rezerwuje termin i czekam na prześwietlenie. Udało mi się je odebrać przed świętami. Wykazało niewielką ostrogę piętową i nic więcej. Szukam możliwości, aby dostać się do lekarza jeszcze tego samego dnia. W recepcji dowiaduje się, że żaden lekarz mnie nie przyjmie, bo ma zapisanych swoich pacjentów. Proponują abym wizytę u lekarza „załatwił” z pielęgniarkami w gabinecie zabiegowym. Myślałem, że żartują, ale u nich tak się też to załatwia. Niestety pielęgniarka nie miała ochoty zawracać głowy lekarce. Próbuję sam porozmawiać z lekarką, która przyjmuje chorych – niestety bezskutecznie. Trudno przyjdę po świętach.
Po świętach udaje mi się zarejestrować do innej lekarki interwencyjnej i następnego dnia( dzień przed Sylwestrem) przyjmuje mnie. Pomyślałem, że wreszcie moja noga dostanie pomoc lekarską i z każdym dniem będzie lepiej. Przychodzę zaraz po racy – może przyjmie mnie wcześniej. Lekarka w podeszłym wieku, przyjmuje zgodnie z rozkładem czasu jaki został zaplanowany podczas rejestracji. Jak pacjent wyjdzie wcześniej, to czeka w gabinecie i jak przyjdzie określona godzina – to wtedy prosi do gabinetu następna osobę z listy. W ten sposób nikt bez kolejki nie przedostanie się. Wchodzę po kilku godzinach oczekiwania. Mówię o bólu w stopie (pieta, Achilles i ból śródstopia). Daję opis prześwietlenia, który lekarka wpisuje do mojej karty. Mam ksero i mogłem zostawić, ale widocznie tam w mojej karcie trzeba było wpisać pismem odręcznym. Zajmuje to trochę czasu. Mówię, że mam płytkę CD ze zdjęciami stopy. Lekarka mówi mi, że nie ma na czym zobaczyć tego zdjęcia, choć widzę w kącie gabinetu komputer. Nie wiem, - może lekarz interwencyjny nie ma wejścia do komputera? Każe mi pokazać stopę, bo chce ja zobaczyć. Nie wiem, po co chce zobaczyć stopę. Chowam płytę CD ze zdjęciem. Zdejmuję but, skarpetę i zastanawiam się, czy ona ma „Roentgena” w oczach? Na stopie nic nie widać, więc lekarka potwierdziła, że lekarz opisał prawidłowo i mnie nie powinno tak boleć jak opowiadam, bo nie ma tego w opisie. Proponuję, aby dała skierowanie na dokładniejsze badana (tomograf czy rezonans)– bo może tam będzie dopiero widać więcej? Mówi, że nie ma uprawnień wystawić takiego skierowania. Dla niej jest sprawa jasna – skierowanie na rehabilitację stopy i to wszystko – nie chce dać skierowania do ortopedy, który mógłby skierować na dokładniejsze badania. Dostaję jeszcze skierowanie na badanie kwasu moczowego w krwi – nie wiem, po co - bo tego nie potrafiła mi wyjaśnić. Proponuje, aby dała mi skierowanie na zastosowanie fali uderzeniowej oraz innych metod, które pomogą mojej stopie. Dlaczego mam nadal chodzić z bolącą stopą i nic z nią nie robić? Zdecydowała się na skierowaniu jeszcze dopisać „Pilne” i to wszystko.
Idę zapisać się na termin badana kwasu i kolejną wizytę u mojej lekarki. Zostaje jeszcze zapisanie się na rehabilitację. Tam dowiaduje się, że najbliższy termin to 4 luty, a na wizycie dopiero dowiem się co i kiedy będą mi robić ze stopą. Dopisek „Pilne” nie ma dla niej znaczenia, bo według niej wszystkie skierowania traktuje, jako pilne. Po co więc taki dopisek „Pilne”? Dowiaduję się, że przypuszczalnie dostanę pierwszy termin rehabilitacji po ok. 2- 3 miesiącach od wizyty. Liczę szybko i wychodzi mi, że będzie to dopiero maj. Czeka mnie jeszcze prawie pół roku czasu, zanim moja stopa dostanie cokolwiek. Mam jeszcze skierowanie na rehabilitację kręgosłupa. Pytam o drugą rehabilitację i dowiaduję się, że mogą ją rozpocząć, jeśli pierwszą skończę, bo dwóch równolegle nie można robić. Obliczam, że kręgosłup będzie dopiero w listopadzie-grudniu. A może zrobić odwrotnie – najpierw kręgosłup a potem stopa? Bareja by tego nie wymyślił. Gdybym, zatem miał dwie stopy do rehabilitacji czy jedną rękę i jedną stopę - to nie lekarz tylko ja musiałbym zdecydować - co wybrać w pierwszej kolejności do rehabilitacji. Nie wiem, który minister zdrowia to wymyślił, ale przyjmuje to z niedowierzaniem. Dowodem jest dodatkowa deklaracja, jaką dostaję do podpisania, że w innym miejscu nie robię równolegle innej rehabilitacji. Zatem muszę zdecydować czy kręgosłup czy stopa? Nie wiem czy system zdrowia jest chory – a właściwie - czy to jest zgodnie ze sztuką lekarską, aby kolejną rehabilitację (wyznaczenie wizyty, ustalenie sposobu rehabilitacji i wyznaczenie na nie terminów) realizować po tak długim czasie? Dlaczego w leczeniu wydłuża się czas skutecznej pomocy? Czas od pierwszej wizyty do czasu skutecznej pomocy to pół roku lub więcej. Czy na postawienie diagnozy potrzeba aż tak długo czekać?
Przez ten czas dolegliwość się zmienia na gorsze i stan zapalny czy pęknięte śródstopie, które nie jest leczone przez pół roku daje gorsze rezultaty - o bólu nie wspomnę. Chyba jedynie w Polsce nasz system tak właśnie działa. Pamiętam odległe czasy, kiedy do lekarza pierwszego kontaktu można było zamówić wizytę telefonicznie w ciągu tego samego dnia i wybrać sobie godzinę wizyty dostosowaną do możliwości czy potrzeb. Okazuje się jednak, że ten system można tak popsuć!
Nie wiadomo jeszcze jak będzie wyglądała służba zdrowia na początku stycznia, bo Ministerstwo Zdrowia nie dogadało się z lekarzami pierwszego kontaktu i nie wiadomo, czy dojdzie jeszcze do mojej wizyty u lekarza czy nie.
Dochodzę do wniosku, że lekarze pierwszego kontaktu nie przejmują się pacjentem, lecz przestrzegają procedur organizacyjnych wdrożonych w przychodniach. Te procedury są ważniejsze niż procedury sztuki lekarskiej, a organizacja służby zdrowia nie uwzględnia tego, co przynosi życie. Jeśli jest tylu pacjentów, to trzeba tak zorganizować leczenie, aby szybko wyleczyć. Mam wrażenie, że pacjent dla nich jest przedmiotem a nie podmiotem. Nie dziwię się, że ktoś wymyślił stwierdzenie, że operacja się udała - tylko pacjent nie przeżył.
Nie pozostaje mi nic innego, jak poszukać leczenia prywatnego, bo wiem, że tam nie ma takich kolejek i szansa na szybsze ozdrowienie jest o wiele większa, niż w leczeniu, jaki oferuje NFZ.
Tylko czy rachunki za takie leczenie zwróci mi NFZ? Lecząc się prywatnie, skracam kolejki dla innych osób leczonych w przychodniach w systemie, za który odpowiada NFZ wraz z Ministerstwem Zdrowia.
Życie dopisało ciąg dalszy. Otóż 5 stycznia miałem szczęście - lekarz pierwszego kontaktu przyjmował. Ucieszyłem się, bo skierowanie na rehabilitację kręgosłupa, które straciło ważność po miesiącu dostałem raz jeszcze. Dziwię się trochę, że skierowanie na rehabilitację straciło ważność i dla służby zdrowia jest OK!, a kręgosłup przecież po miesiącu sam się nie wyleczył - nadal boli. Skoro się nie wyleczył, to skierowanie powinno być ważna nadal - bo kręgosłup potrzebuje nadal specjalisty!
Dziwny jest ten system naszej służby zdrowia. Gdyby minister zdrowia miał 2 skierowania to wtedy dopiero zobaczyłby, co zmajstrował pacjentom swoimi przepisami.
Na moje pytanie czy mogłaby mi niezależnie od skierowań na rehabilitację stopy [za miesiąc pierwsza wizyta] i na rehabilitację kręgosłupa [nie wiadomo kiedy] - bo kolejki są długie - przypisać coś co mogłoby przyspieszyć moje leczenie? Niestety nic nie mogłem dostać od lekarki pierwszego kontaktu. Poradziła mi jednak, abym negocjował z lekarzami odpowiedzialnymi za rehabilitację aby kręgosłup i stopę robili równolegle, a nie jedno po drugim. Dlaczego ja mam to negocjować? A co mówi na ten temat sztuka lekarska 21 wieku w Polsce? Zdaniem mojej lekarki pierwszego kontaktu ostroga piętowa nie jest do wyleczenia, więc dodatkowe sposoby leczenia nie mają uzasadnienia aby je stosować. Teraz już nie wiem, czy mam zmienić lekarkę pierwszego kontaktu na inną, czy jednak poszukać pomocy w leczeniu prywatnym.
I co na to ma przepisy naszej Konstytucji - który daje nam prawo do:
Art. 32.
Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
Art. 38.
Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia.
Art. 68.
1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.
3. Władze publiczne są obowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku.
4. Władze publiczne są obowiązane do zwalczania chorób epidemicznych i zapobiegania negatywnym dla zdrowia skutkom degradacji środowiska.
5. Władze publiczne popierają rozwój kultury fizycznej, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.
Art. 83.
Każdy ma obowiązek przestrzegania prawa Rzeczypospolitej Polskiej.
To jest Konstytucja - ale są też ustawy i rozporządzenia.
I co na to Ci wszyscy, od których to zależy - ano nic!
Nikt palcem nie kiwnie - aby to zmienić na lepsze!
To jest Polska na początku 2015 r.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Iryda (2015-01-03,17:29): 23.08.14r potłukłem sobie lewe kolano na rowerze. Też chodzę "bezproduktywnie" po lekarzach. Ale biegam choć boli. Co to jest "lekarz interwencyjny". Pozdrawiam***Genek Andrea (2015-01-03,18:34): Lekarz interwencyjny jest zatrudniany dodatkowo jakby w zastępstwie lekarza pierwszego kontaktu (lekarza rodzinnego). Czasem lekarz rodzinny sam jest chory czy ma urlop więc pacjent musi mieć jakiegoś lekarza. jann (2015-01-04,10:48): Jest taki program w TV "szef jak szpieg", przydało by się, żeby Pan Minister przebrał się za chorego i spróbował się wyleczyć. Myślę, że obie strony by się czegoś nauczyły. Ja leczyłem swoje kontuzje ze dwa lata, żaden ortopeda nawet mnie nie dotknął w czasie wizyty ale cały czas coś pisali w swoich komputerach, pewnie bardzo obszerne sprawozdania ze swoich działań i całą nadzieję pokładali w proszkach przeciwbólowych. Dobrze, że czasy lewatywy już odeszły do historii bo bym się porządnie odwodnił. Pazdrawiam i życzę powrotu do startów.
|