2014-12-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ostatnie mgnienia jesieni (czytano: 2560 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://plus.google.com/u/0/photos/+AdamKlimczak88/albums/6095754189978920209
Kalimera!
Jak na grudzień, to pogoda idealna do biegania. Temperatura 10 stopni była idealna by sobie trochę potruchtać. Nadchodzące święta są dobrą okazją do napełnienia się dodatkowymi, niestety dla mnie, nadmiarowymi kaloriami. Dlatego wpadłem na pomysł, by w sobotę wybrać się do Wałbrzycha i zrobić trochę dodatkowych kilometrów, ktoś chętny zabrać się ze mną?
A jak było ostatnio w Wałbrzychu, gdy 13 grudnia pojechałem tam z Basiakiem i Czarkiem? Oczywiście, wspaniale.
Chwilę po ósmej już przebiegaliśmy przez Wałbrzyski rynek kierując się w kierunku niebieskiego szlaku, a dalej nim koło mauzoleum z Wielkiej Wojny w stronę Niedźwiadków. Zejście w dolinę i podchodzenie na przełęcz Szybką, potem kierunek na Wołowiec (widzimy pierwszy śnieg, homeopatyczne ilości) , pod którym przebiega najdłuższy tunel kolejowy w Polsce. Docieramy do czerwonego szlaku na Borową, gdzie czeka nas strome podejście na ten najwyższy(853) szczyt gór Wałbrzyskich. Zbiegamy ostrym szlakiem w dół, do szlaku zielonego, gdzie się gubimy i nie wychodzimy w Rybnicy Leśnej, a w Gliniku Starym. Kilka km-ów na plus. Dalej już asfaltami aż do schroniska Andrzejówka, gdzie nie spotykamy zbyt wielu turystów. Napełniamy butle/bukłaki wodą, zapodajemy porcję BCAA i przystępujemy do ataku szczytowego na Waligórę(936), najwyższy szczyt gór Kamiennych.
Tutaj warstwa śniegu ma jakieś 3-4 cm, ale jest w fazie topienia się, temperatura jest wybitnie dodatnia. Podchodzimy nieuczęszczanym, krótkim, bardzo stromym żółtym szlakiem. Na szczycie bałwan - z daleka przypominający postać w białej kurtce, co to zmęczeni robi ze zmysłami? Wracamy na około szlakiem żółtym i czarnym, a dalej już żółtym w kierunku zamku Rogowiec, który jest zbudowany na szczycie(870) o tej samej nazwie. Po drodze do zamku spotykamy samotnego biegacza o sportowej sylwetce, tak różnej naszych słoniowatych figur.
Za zamkiem, po stromym zejściu po śniegu, dobijamy do GSSa, którego trzymamy się aż do sobotniego miejsca spoczynku. Schodzimy w dół do doliny Rybnej, za którą po drodze do Jedliny zahaczamy jeszcze raz o góry Wałbrzyskie, by po przekroczeniu w Jedlince Bystrzycy znaleźć się w tajemniczych Górach Sowich. Nowo zbudowaną brukowaną drogą, stylizowaną na przedwojenną niemiecką robotę (Czarek dał się nabrać) ruszamy w dół w stronę Włodarza, mijając go i zbiegając do Grządek, a potem do Rzeczki, skąd już tylko męczące (lód) podejście pod Wielką Sowę (1015) i już po ciemku zbiegamy do Zygmuntówki, gdzie po zjedzeniu i wypiciu udajemy się spać w luksusowych warunkach.
I tak długi sen nie robi mi dobrze, bo budzę się przed szóstą, a tu jeszcze ciemno i wszyscy śpią. No nic, wegetuję w łóżku i w końcu przed siódmą zapalamy światło, jemy coś w sali kominkowej i wyłazimy w noc,ale nie taką ciemną, bo Eos, różanopalca bogini jutrzenki wyjechała już zza horyzontu na swoim rydwanie.
Początek trasy prowadzi ostro do góry stokiem Rymarza, potem lecimy granią, zbiegając co jakiś czas do przełęczy. Piękny odcinek lasu, głównie buczyna, mnóstwo liści o które łatwo można się potknąć, sporo błota, po drodze spotykamy tylko jednego człowieka i chyba widzimy w końcu stadko muflonów, ale po tym jak spotkaliśmy tuziny saren mogły nam się po prostu znudzić. I tak docieramy do fortów Srebrnej Góry i samej przełęczy Srebrnej, na której żegnamy się z Górami Sowimi, a witamy, już nie gorąco, Góry Bardzkie. Zaraz za Silberbergiem gubimy się dwukrotnie, mimo że i ja, i Basiak już raz tu byliśmy. Za drugim razem zamiast niebieskim szlakiem, kierujemy się zielonym, ale dzięki temu oglądamy wiadukt Żdanowski, i w miarę sprawnie wracamy na trasę niebieskiego szlaku, prowadzącego nas już do samego Barda. Po osiągnięciu szczytu Wilczka, mamy już praktycznie z górki, co z powodzeniem wykorzystujemy, narzucając szybkie jak na tą wycieczkę tempo. W Bardzie pit-stop w sklepie i ruszamy w kierunku słynnej drogi krzyżowej, którą wspinamy się na Bardzką Górę(582), zwaną także Kalwarią.
I tu postanawiamy skończyć naszą wędrówkę, nie zdążymy dotrzeć do Kłodzka przed zmrokiem jak planowaliśmy. Wracamy jeszcze zobaczyć Obryw Skalny z krzyżem, który niedawno odnowiono, i lecimy na pociąg, jak się okazało, spóźniony o 30 minut. Marznąc na dworcu dysputowaliśmy o kończącym się weekendzie i planach na biegową przyszłość. W pociągu tłok, siedzieliśmy jak menele na podłodze, zresztą, niewiele się różniliśmy od bezdomnych żuli.
Co do planów, to na B7D i Niepokornego Mnicha już jestem zapisany, coś się jeszcze wciśnie między te biegi, i mamy z chłopakami obgadane terminy wycieczek biegowych na styczeń, luty i marzec. Niestety, bieganie staje się coraz droższe, B7D zdrożał o 50% rok do roku. I jeszcze się dowiedziałem, że bieganie w buffie zimą jest niepoprawne. Cytuję za Festiwalem Biegowym "Dla gadżeciarzy, którzy cenią sobie pomysłowe rozwiązania, buffy mogą więc znaleźć zastosowanie jedynie od wiosny do jesieni. Miłośnicy biegania w bardziej ekstremalnych warunkach powinni ich raczej unikać o tej porze roku." A więc jestem wrednym, paskudnym gadżeciarzem. Ciekawe, bo kiedyś uważałem się za dziada co biega w buffie bo za darmo dostał :) A teraz objedzony po wigilijnej wieczerzy tylko czekam na sobotni bus do Wałbrzycha i miły spacerek przez Góry Wałbrzyskie, Kamienne, Rudawy Janowickie i Karkonosze :)
ps
W linku zdjęcia z wypadu, niestety nieliczne i kiepskiej jakości, sprzęt się starzeje szybciej niż ja :)
A na zdjęciu Basiak pędzi jak lokomotywa po torze dawnej kolejki "Sowa"
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |