2014-11-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kontuzja - chodzenie boli - więc wszędzie... biegam (czytano: 5526 razy)
Biegam sobie boso po trawie - co bardzo lubię. Już ponad godzinę po trawie, nie pierwszy raz. Powietrze 4 stopnie, grunt zapewne chłodniejszy, stopy troche marzną, ale fajnie jest. W sumie bieg trwa już ponad 2 godziny, bo zanim przybiegłem na boisko piłkarskie w pobliżu domu i zdjąłem buty, to biegałem po lesie i już chciałem kończyć, znużony, ale po zdjęciu butów i zrobieniu paru kroków odżyłem na nowo! Już ciemno, ale latarki nie potrzebuję. Teren znany i bezpieczny dla stóp, choć boisko jest mocno zryte przez dziki (ciekawostka - 2 kilometry dalej jest trasa "Panewnickiego Dzikiego Biegu"). Biegając boso po trawie nie zastanawiam się nad tym, jak szybko powinienem biec (ani nawet nie orientuję się, w jakim tempie biegnę) i pewnie dlatego sprawia mi to taką radość i tak nie męczy.
Może jednak bardziej zmęczony, może bardziej spięty niż zwykle, a może wskutek większego rozproszenia - zaryłem palcami lewej stopy w trawę. Zabolało mocno, ale biegnę dalej, po chwili ból przechodzi. Po bieżni ktoś biegnie,w ciemności majaczy tylko sylwetka, podbiegam, zagaduję, biegnę z nim po bieżni, żwir kłuje mnie w stopy, ale udaje mi sie przebiec kilka okrążeń w towarzystwie. Nie byle jakim - mówi, że kiedyś, dawno temu, przebiegł maraton w 3:05, a więc prawie o godzinę szybciej od mojego wyniku.
Czy nie przesadziłem z tym bieganiem boso po żużlowej bieżni? Do tej pory biegałem po niej boso na próbę do 100 metrów - i już kłuło, a teraz zrobiłem 2 lub 3 km. Kończę.
*** Dom - na lewej stopie, z góry, zapuchnięte miejsce, z którego "wyrastają" 2 palce. Na dodatek chyba będzie mi schodzić paznokieć z palucha prawej stopy, którym też w coś uderzyłem. Moczę stopy, długo, w zimnej wodzie z dodatkiem soli (naturalnej) i sody oczyszczonej.
Nazajutrz - wychodzę na zakupy, a tu kłopot z chodzeniem!
Boli mnie przednia część lewej stopy:
- stawiam piętę na chodniku - OK
- przetaczam się na przednią część stopy -OK
- odpycham się przednią częścią stopy - BOLI!
Bez bólu mogę chodzić tylko drobnymi kroczkami, nie odpychając się przednią częścią stopy.
Coś mnie podkusiło - zaczynam truchtać. Jest dużo lepiej - prawie nie boli! Przyśpieszam - też dobrze. Próbuję biec bardzo szybko - też się da, ale wolę nie ryzykować.
W tym miejscu muszę zdradzić pewien sekret. Otóż od 3 miesięcy nie biegam zwyczajnie, tak jak zawsze biegałem, tak jak biegają prawie wszyscy biegacze-amatorzy (a przynajmniej znaczna większość). Kiedyś biegałem tak:
1. uderzałem piętą w podłoże (czasem bardziej, czasem mniej)
2. przetaczałem się na przednią część stopy
3. wybijałem się z przedniej części stopy
Teraz biegam tak
1. uderzam całą stopą naraz, "na płasko", czyli przednią częścią stopy i piętą jednocześnie (mniej więcej). Nogę od kolana w dół staram się maksymalnie rozluźnić.
2. wybijam się całą stopą naraz, maksymalnie rozluźnioną, BEZ WYBIJANIA SIĘ Z PRZEDNIEJ CZĘŚCI STOPY.
Nie używam stóp (ani w ogóle nóg od kolan w dół) jako "silnika", służą mi tylko jako "koła". Silnikiem są biodra, a żeby ta maszyneria sprawnie działała, potrzebna jest pewna "sztuczka", o czym napiszę osobno. Napiszę też wtedy, dlaczegóż to napisałem, że to mój "sekret".
Jeśli się tą techniką przebiegnie przez piaskownicę, to pozostawi sie płaskie ślady stóp, bez zagłębień z przodu.
Technika ta oszczędza pięty, achillesy i łydki. Ale jeśli biegam boso (zwłaszcza po twardym podłożu), to to zwykle biegam nieco inaczej, z czego nie zdawałem sobie sprawy, a zorientowałem się dopiero wtedy, gdy z takiego biegu wróciłem ze zmęczonymi łydkami i lekko nadwyrężonym jednym achillesem. Powód był dość łatwy do odgadnięcia - lądowałem minimalnie wcześniej na przedniej części stopy niż na pięcie, żeby mieć lepszą amortyzację. Przednia część stopy to świetny amortyzator (i mechanizm napędowy), niestety bardzo delikatny. Można jednak z niego zrezygnować, więc jeśli komuś zależy na unikaniu kontuzji i na ekonomii biegania - to niech rezygnuje.
=== Nie użyłem tutaj ani razu słowa "śró..topie", gdyż kiedy widzę (lub słyszę) to słowo, to całe to zamieszanie związane z jego używaniem mam ochotę skomentować w sposób, na który nie pozwala regulamin tego portalu.
Natomiast po angielsku, opisując dowolny sposób stawiania stóp podczas biegu, należy wybrać jedno z czterech słów: (toe / forefoot / midfoot / hindfoot) i dodać jedno z dwóch: (strike / running). Wyboru w zasadzie można dokonać losowo, i tak mało kto się zorientuje, takie panuje tu zamieszanie. Dla uzyskania maksymalnego efektu zamieszania preferowane jest słowo "midfoot", które ma co najmniej cztery różne znaczenia. Teraz już pozwolę sobie na komentarz: ja to fakuję!
====== Koniec dygresji, pora wrócić do zakupów.
Do sklepu dotarłem biegiem (ok. 15 minut) To dla mnie nie nowość, gdyż czasami podbiegam sobie do sklepów. Ze sklepu też wróciłem biegiem, z 6-kilowym plecakiem. To też dla mnie nie nowość, takie bieganie małych kawałków z plecakiem. Zastanawiam sie czasami, czy by nie wziąć udziału w Maratonie Komandosa (obowiązuje plecak 10 kg i pełne umundurowanie) - ale to by trzeba jednak solidnie poćwiczyć, nie wiem, czy bym coś takiego wytrzymał.
Było jednak coś zupełnie nowego w tych biegankach, coś na co się nigdy wcześniej nie odważyłem. Ale teraz musiałem. Bardzo długa hala supermarketu. Muszę dojść na sam koniec, a potem wrócić. Ileż mi czasu zajmie chodzenie tymi drobnymi kroczkami! Zaraz zamykają. Mało ludzi. Więc biegnę na koniec hali. Biegnę z powrotem. Udało się!
"Co o mnie pomyślą?". Co pomyślą, to pomyślą, może coś, może nic. No to przytrafiła mi się gratis okazja, żeby poćwiczyć nieprzejmowanie się zbytnio tym "co o mnie pomyślą".
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |