2014-11-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja Jędrzeja z Kościana (czytano: 494 razy)
Sobota. Dzień przed zawodami.
Jestem dość spokojny. Staram się nie myśleć o chyba najważniejszym moim starcie jak dotychczas. Dlaczego najważniejszym? Pierwszy raz będzie to coś więcej niż bieg. Przygotowywałem się do startu dość intensywnie dzięki poradom Artura, Mirka i Tomka, za co im serdecznie dziękuję. Przez ostatnie dwa miesiące starałem się wpaść również w cykl treningów pobocznych. Mam tu na myśli przede wszystkim wzmacnianie górnej partii mięśniowej jak i wzmacnianie mięśni brzucha. Przez ostatnie problemy z plecami korzyść powinna być podwójna. Odpuściłem również dwa starty, na które pierwotnie miałem jechać: Uniejów oraz szybką trasę w Kole. Wszystko za sprawą treningów pod Kościan. To był mój główny cel. Dałem z siebie tyle ile mogłem, starając się nie odpuścić żadnego treningu. Zyskałem mnóstwo doświadczenia, zyskałem jako biegacz. Czy jutro się to wszystko zwróci? Nawet jeśli nie, to i tak jestem innym człowiekiem. Teraz jeszcze tylko spora dawka makaronu i czekamy na jutro. Czasu na sen zbyt dużo nie będzie ze względu na walkę Adamek vs. Szpilka w nocy, ale grunt to pozytywnie nastawienie!
Niedziela. Dzień zawodów.
Plan był taki – porządnie się wyspać przed wyjazdem. Górę jednak wzięła chęć obejrzenia ze szwagrem walki Adamek vs. Szpilka, przez co w łóżku wylądowałem jakoś ciut przed drugą w nocy po dwóch wysączonych piwkach. Mało profesjonalne podejście, prawda? Ale mniejsza z tym, wstałem o 7 rano, bułeczka z miodem, dżemem do tego za radą Tomka sok z buraków i lecimy. Do Kościana jest około 180km, przez co droga była dość długa i męcząca, przynajmniej dla mnie, gdyż nie przepadam za nieruchomym siedzeniu przez dłuższy okres czasu. Na miejscu meldujemy się gruuubo przed czasem, nawet mała kontrola drogowa nie skróciła oczekiwań na start.
Na termometrach około 7-8 stopni, lekka mgła, a potem również lekka mgiełka. Jak zapewniał Artur – pogoda idealna do życiówek! Jeszcze lekka rozgrzewka i ustawiamy się na linii startu. Moim założeniem po przygotowaniach było zejście poniżej 1:50, czyli i tak ponad 5 minut więcej od dotychczasowej życiówki. Jednak moje plany zostały zmiecione z powierzchni ziemi przez szanownych kolegów, którzy proponowali śmiało próbować 1:45. Starszych należy słuchać, a więc niechaj tak będzie. Rozpocząłem spokojniej, chciałem zobaczyć jak wbiję się w rytm. Udało się rewelacyjnie i trzymałem równe tempo. Biegło się nad wyraz dobrze, niestety do 17km… Zaczął się lekki kryzys, tempo nieco siadło. Nie jakoś znacznie, lecz wiedziałem, że 1:45 oddala się ode mnie już raczej na dobre. Nie zamierzałem panikować z tego powodu. Przecież 1:46 też będzie cudowne! Lecz każdy kolejny kilometr stawał się dłuższy i głównie walczył umysł oraz serce dając ciału nieźle popalić. Jeszcze tylko ostatnia prosta, gaz do dechy i wlatuję z czasem 1:46:42 – dla mnie bomba! Prawie o 9 minut szybciej niż w sierpniu! Czyli jednak porządne treningi zaowocowały. W większości dałem z siebie wszystko, o czym może świadczyć moje samopoczucie po biegu – ospały i wymordowany. Choć może miało na to wpływ niewyspanie i te dwa piwka? Czas mógłby być lepszy, czuję niedosyt. Troszkę za sprawą, która ciągnie się ze mną na prawie każdych zawodach, a mianowicie odciski… Obuwia wina to raczej nie jest, obwiniałbym skarpetki. Od piątego kilometra krok był już nie ten sam, wszystko by nie czuć tego piekącego bólu i jakoś dotrwać.
Do organizacji nie mogę się przyczepić. Wszystko na odpowiednim poziomie, naprawdę warta polecenia impreza. Jeśli ktoś myśli o szybkiej trasie, o próbie walki z własnymi słabościami i z lepszym czasem, to zapraszam do Kościana. Jestem z siebie zadowolony bardzo. Z chłopaków również, którzy pobili swoje życiówki. Gratulacje!
PS. Kolejnym aspektem wartym wspomnienia są wyjazdy grupowe. Przez te wszystkie godziny spędzone w samochodach, w niewygodnych pozycjach i wielu przebytych kilometrach nauczyłem się mnóstwo o bieganiu. W sumie to nie tylko o bieganiu. Jestem strasznie szczęśliwy z faktu, iż mogę być częścią tak świetnej ekipy. Do zobaczenia!
Poniedziałek – dzień po zawodach.
Dzień po zawodach jest idealnym dniem na przemyślenia. Jestem nadal niewyspany i obolały. Kilkukrotnie budziłem się w nocy przez bóle. Cóż tak naprawdę człowiek jest w stanie zrobić dla osiągnięcia dobrego wyniku, który tak naprawdę przekłada się tylko na walkę za samym sobą. Rozmawiałem dzisiaj z Tomkiem i spytał czy było warto. Ależ pewnie, a dla lepszego wyniku mógłbym nawet ciut bardziej pocierpieć. Wciąż jestem z siebie dumny z uzyskanego wczoraj rezultatu. Jednak Kościan był dla mnie zakończeniem sezonu. Organizmowi należy się teraz trochę odpoczynku, by od grudnia zacząć ‘budować bazę’ na kolejny sezon. Cieszę się bardzo z tego, że takim akcentem zakończyłem swój pierwszy biegowy sezon. Moje życie zmieniło się diametralnie, zaczynając od utraty zbędnych kilogramów, a na podejściu do życia kończąc. Również wiele się nauczyłem. Zarówno na treningach poznając własnego siebie, na zawodach poznając możliwość przesuwania granic, czy na rozmowach, czerpiąc wiedzę od kolegów i koleżanek. Na prawdziwe podsumowanie jeszcze nadejdzie czas, niemniej chciałbym bardzo wszystkim podziękować za wsparcie! Dzięki!
Jędrek
Grupa Biegowa "Sieradz biega"
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |