2014-10-06
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Silesia - Mój pierwszy półmaraton (czytano: 2699 razy)
ZROBIŁEM TO! Udało się ukończyć mój pierwszy półmaraton! Pomimo 20kg nadwagi, braku przygotowań a nawet ograniczeniu ilości treningów w ostatnim czasie ze względu na kontuzję - udało się!
Radość na mecie była niesamowita. Był to mój debiut na tym dystansie. Wcześniejszym szczytem moich możliwości było 15km, przebiegnięte raptem 2 razy i nie była to bułka z masłem.
Czułem przed startem, że jeszcze nie jestem gotowy na "połówkę" ale skoro wpisowe zostało opłacone, o starcie mówiło się wśród znajomych i rodziny, zostało to odnotowane na FB to trzeba było pobiec.
Jak to ktoś kiedyś powiedział - rodzina i znajomi wybaczą wycofanie się z deklaracji ale Facebook - nigdy ;) Do tego motywacja ze strony Harpaganów: Jarek, dasz radę - połówka to bardzo fajny dystans :)
No i jak tu zrezygnować ze startu? Co nie przebiegnę to przetruchtam, co nie przetruchtam to przemaszeruję, co nie przemaszeruję to doczłapię... ale do mety dotrzeć muszę!
A mój "bieg" wyglądał tak:
Pierwsze 5km biegło się wyśmienicie, czasem nawet schodziłem poniżej zakładanego 6min/km, po 6km stwierdziłem że trzeba nieco wyluzować bo nie dam rady, w końcu nie biegnę na wynik tylko aby ukończyć.
W okolicach 7km przestało do mnie gadać Endomondo.
Najpierw pomyślałem, że może nie usłyszałem komunikatów o mijanym 7, 8, 9km ze względu na doping na trasie.
Jednak przy wodopoju na 10km wydobyłem telefon z kieszeni i widzę że Endo zaprotestowało w okolicach 7km i po prostu się zawiesiło.
No cóż, nie będę rozpaczał choć przykro, że nie zostanie zarejestrowany mój pierwszy ponad 21-kilometrowy bieg i nie będę mógł go potem przeanalizować.
Zauważyłem na stoperze że punkt odżywczy na 10km minąłem z czasem około 1:02h czyli nie jest źle biorąc pod uwagę dystans jaki mi jeszcze pozostał - cholera, to jeszcze nawet nie półmetek.
Dalej musiałem polegać już tylko na stoperze. Niestety nigdzie nie mogłem wypatrzeć oznaczeń kilometrów, wcześniej widziałem oznaczenia chyba w 2 miejscach napisane na asfalcie ale mało rzucające się w oczy.
Nic to, biegnę swoje i staram się nie przerywać biegu marszem.
Na kolejnym punkcie (czyli wg tego co było na mapce która wryła mi się w pamięć - ok 15km) przechodzę w marsz, biorę poza izotonikiem i wodą kostkę cukru, tak na wszelki wypadek żeby podładować nieco akumulatorki.
Maszeruję ok 100, może 150m, czuję że ciężko zmusić się do ponownego biegu, widzę że nie tylko ja mam z tym problem. Wyprzedza mnie kilka osób spokojnym truchtem.
Nie, nie opłaca się iść, lepiej spokojnie truchtać, szybciej dotrę do mety.
Na 16,5km miał być kolejny punkt z wodą, chwila truchtu - jest. Kubek wody wylewam sobie częściowo na twarz, przełykam tylko jeden łyk i staram się truchtać dalej.
Od tego miejsca trasa półmaratonu łączy się z maratonem. Maratończycy mijają mnie w zadziwiająco szybkim tempie.
No tak, nie ma się co dziwić, skoro ich start był o 9:00 a my ruszyliśmy o 10:20 to wyprzedzają mnie ci którzy biegną na wynik w okolicach 3:30h.
Mogę sobie wyobrazić jaki to musi być ogromny wysiłek, oni już mają w nogach 2 razy więcej kilometrów niż ja i są w stanie biec o wiele szybciej - mega szacun!
Nagle dostrzegam oznaczenie 38km, szybko przeliczam że zostało w takim razie ok 4km do mety czyli jestem na moim 17km. Uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy w życiu nie miałem tyle przebiegniętych kilometrów.
Wybiegam z osiedla "gwiazd", przebiegam nad tunelem w kierunku byłych terenów KWK Katowice a teraz Muzeum Śląskiego i... O JESUUUUU.... ale górka! Wchodzę pod nią ale widzę, że nie jestem jedyny którego ta górka pokonała.
Jeszcze 3km - spoglądam na zegarek i widzę, że jeszcze nie minęły 2 godziny od startu czyli teoretycznie mogę złamać zakładane 2:30h, tylko niech się skończy ta górka!
Zaczynają mnie łapać skurcze w uda więc zaczynam okładać je pięściami i wypłacam sobie parę solidnych klapsów. Daję radę jeszcze truchtać z małymi przerwami na chód myśląc tylko o tym ze do mety coraz bliżej i żeby mnie jakiś skurcz nie wyeliminował teraz z tej rozgrywki.
Dobiegamy do ul. Sokolskiej, jeszcze kawałek i powrót na Chorzowską, od tego miejsca powinno być ok 1,5km do mety.
Próbują mnie jeszcze od czasu do czasu łapać skurcze a ja przyłapuję się na tym, że zaczynam rozglądać się czy na poboczu jest trawa i czy podczas skurczu dam radę się na nią rzucić tak aby nie upaść na asfalt.
Widzę bramkę startową - to dodaje mi nieco sił, próbuję przyspieszyć ale zaraz przyhamowuję bo nogi dają o sobie znać, to ciągle jeszcze nie meta a przed samą metą czeka mnie jeszcze kilkudziesięciometrowy podbieg.
Skręcam pod Silesię, nawrotka i... ech... podbieg a raczej podejście bo nie jestem w stanie już biec, jeszcze parę metrów i ostatnia prosta... długa prosta.
Ktoś krzyczy "dajesz, ostanie 100m!" zbieram się do biegu choć wiem, że to nieco więcej, jakieś 200-250 chyba. Widzę przed sobą szyb z logiem Silesii pod którym zlokalizowana jest meta, który jest tak blisko ale zarazem tak niemiłosiernie daleko.
Ludzie dopingują, krzyczą. Nie, tu nie mogę już dać plamy. Truchtam i słyszę "tata, tata, tata!" połączone z "Jarek, Jarek!" - to mój 3,5-roczny synek, żona i mama którzy przyjechali wspomóc mnie dopingiem.
To dodaje mi skrzydeł, zaczynam biec, kilkanaście metrów dalej ekipa Harpganów gromkim "dajesz Jarek, dajesz!" daje mi dodatkowego kopa.
Unoszę ręce w geście triumfu i wbiegam na metę. Medal wędruje na moją szyję, nie mam siły dobrze mu się przyjrzeć, ktoś podaje isotonik, folię termiczną, nogi ciągną mnie gdzieś dalej, nie mogę się zatrzymać, wiem że nie mogę usiąść bo się nie podniosę.
Idę w stronę rodziny, ledwo się trzymam na nogach ale jakoś idę, spotykam znajomego gratulujemy sobie ukończenia tego morderczego biegu. Idę dalej i nagle wykręca mi nogi, łapią mnie skurcze w łydki - obie naraz, stopę, wykrzywia mi palce u nóg.
Nogi same się zginają i lecę na spotkanie z ziemią, rozciągam tylko folię termiczną i kładę się na niej zwijając się z bólu.
Podchodzi do mnie jakiś dwoje ludzi kobieta i mężczyzna i zaczynają naciągać mi łydki aż do ustąpienia skurczu - dzięki Wam za to! Leżę jeszcze chwilę, ludzie koło mnie chodzą ale mam to wszystko gdzieś - nie wstanę - tak będę leżał! ;)
Po chwili zbieram się w sobie i podnoszę, widzę synka który biegnie do mnie, chciałbym go podrzucić do góry ze szczęścia ale hamuję moje zapędy, bo w tym stanie mogłoby to być ponad moje siły.
Powoli dochodzę do siebie choć wiem, że nogi będą jeszcze długo cierpiały.
Ból minie, satysfakcja pozostanie :)
Po ukończeniu tego biegu lepiej można zrozumieć hasło Silesia Maratonu: "Twój bieg. Twoje zwycięstwo".
Tu każdy jest zwycięzcą, niezależnie w jakim czasie uda się ukończyć bieg.
Mój czas to 2:23:40 więc jest co poprawiać i pomimo bólu wiem, że za rok znowu tu wrócę!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu wel37 (2014-10-06,12:01): Brawo Jarku jesteś zwycięzcą! Super opis biegu, tak trzymaj.Mam nadzieję że ciąg dalszy nastąpi, może za rok maraton? Trzymam kciuki za Ciebie :0) paulo (2014-10-06,13:02): Gratuluję! Ten pierwszy półmaraton to jest brama do wspaniałej przygody. Wszystkiego dobrego :) marklan (2014-10-06,13:40): Ogromne Gratulacje Jarku! W biegu to jest fajne,że biegniesz w bólu ,do mety dobiegasz wyczerpany,a po chwili odpoczynku,już myślisz o nowym starcie :)Powodzenia! mariusz67 (2014-10-06,14:00): Wielkie gratulacje!!! yarek74 (2014-10-06,14:20): Maraton myślę że najwcześniej za 2 lata i tym razem się do niego przygotuję i koniecznie muszę zredukować wagę. Być może 42km na 42 lata ;) Mahor (2014-10-06,19:11): Zacząłeś od górnego "C" tylko nie odpuszczaj! :) Nothc (2014-10-06,23:01): Gratulacje ukończenia. :) domcab (2014-10-07,09:38): Gratulacje :)))) Oby tak dalej :) Varia (2014-10-07,09:56): Wiem jak to jest i serdecznie gratuluję! :) ŻaRun (2014-10-07,13:57): Może wetknę kij w mrowisko, ale jaki jest sens wrzucać na pierwszą stronę serwisu, że ktoś zaliczył swój pierwszy półmaraton w przypadku, kiedy nie był do niego przygotowany, a treningi ograniczał ze względu na kontuzję? Z jednej strony propagujemy bieganie z głową, żeby czerpać z tego przyjemność, rozwijać się sportowo. Z drugiej zaś strony publikacja poradnika jak nabawić się kontuzji i utraty zdrowia. Jasne, że każdy ma prawo przygotowywać się lub nie do zawodów, ale propagowanie tego drugiego jest moim zdaniem nie na miejscu. Pozdrawiam Dusza (2014-10-07,14:19): Brawo! Gratuluję :) cierpliwy (2014-10-07,19:29): Moje gratulacje !!! i dla mnie SilesiaMaraton był pierwszym ukończonym półmaratonem.Może spotkamy sie znów za rok? Kto wie,może będe już wtedy gotowy na maraton? Jeszcze raz gratuluje.Twój bieg,Twoje zwycięstwo. piotruch (2014-10-08,07:41): Gratulacje ! ! ! trenuj dalej a wyniki przyjdą same.
|