2014-09-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wizz Air Budapest Half Marathon - 14.09.2014 (czytano: 2828 razy)
Budapeszt to kolejne miasto, które znalazło się na mojej biegowej liście. Od kilku lat utrzymuje kontakt z organizatorami w ramach współpracy z MaratonyPolskie.PL i w końcu nadszedł czas by poznać się bliżej, a nie ma lepszej okazji niż podjechać na zawody przez nich organizowane.
Od słowa do słowa i szybko uzgodniliśmy, że optymalnie będzie wybrać się na półmaraton organizowany w drugi weekend września. Co prawda pokrywało się to z maratonem we Wrocławiu gdzie od lat jeździliśmy lecz czasem te nawyki można zmienić.
W związku z moją pracą polecieliśmy do Budapesztu dopiero w piątek ok 12 PLL LOT. Z racji tego, że to niedaleko lot trwał nieco ponad godzinę.
Oprócz Michała (admina) był z nami jeszcze Mateusz, który sam sobie zaaranżował ten wyjazd. Odebrano nas z lotniska i ruszyliśmy do hotelu w centrum miasta.
Węgry są w tej samej strefie handlowej w mojej firmie co Polska zatem już wcześniej umówiłem się, z pracownikami Puma Węgry na objazd po sklepach biegowych w Budapeszcie.
Ok 18 zaplanowano nam pierwsze atrakcje. Nasza grupa liczyła 7 osób. Niemka, Włoch, dwóch Słowaków i Duńczyk. Dostaliśmy swoją przewodniczkę i pojechaliśmy na rejs statkiem po Dunaju.
Dunaj to najlepsza miejscówka do zobaczenia całego Budapesztu. Widać z tej rzeki znakomicie zabytki zarówno Pesztu jak i Budy. Do tego mieliśmy przewodnika więc trochę rzeczy historycznych dało się wyciągnąć.
Wieczorem już po dołączeniu Mateusza zwiedzaliśmy kluby Budapesztu nocą. Strasznie dużo obcokrajowców. Zupełnie inaczej niż w każdym mieście Polskim.
Niestety turyści z USA czy Azji uważają Polskę za mało atrakcyjną turystycznie i ich wycieczki po Europie kończą się w Pradze lub ewentualnie Budapeszcie. Może kiedyś się to zmieni.
Sobota była dosyć ciężka bo po odczuwaniu skutków dnia wczorajszego nie uczestniczyliśmy w zwiedzaniu porannym m.in parlamentu. Dołączyliśmy natomiast już w trójkę do zwiedzania Hotelu Gellert wraz z termami. Przed tym wraz z Mateuszem pobiegliśmy zrobić rozruch na wyspę Małgorzaty.
Zresztą eventy biegowe z Budapesztu reklamują się jako - stolica wód termalnych Europy. Trudno się z tym nie zgodzić skoro na każdym kroku są ciepłe - historyczne baseny.
W Gellercie spędziliśmy całe popołudnie.
Wrócę jeszcze do wyspy Małgorzaty. To wyjątkowe miejsce. Wyspa na Dunaju o obwodzie ok 5,5 km otoczone niemal w całości ścieżką tartanową. Jej stan nie jest idealny ale w dalszym ciągu przyciąga masę biegaczy z całego Budapesztu. Wspaniałe miejsce.
Wieczorne oglądanie panoramy miasta ze wzgórz Budapesztu i kładliśmy się spać by rano wystartować w półmaratonie.
Nie liczyłem po tym starcie na zbyt dużo. Po Zamościu praktycznie większa czasu odpoczywałem narzekając na ból nogi w okolicach Achillesa. Na szczęście przed startem nic mnie już nie bolało. Wiedziałem jednak, że nie trenowałem na prędkościach od dawna zatem oscylowałem w wynik 1:17-1:20.
Pogoda wydawała się idealna. Dosyć chłodno, brak słońca, brak wiatru. Jednak było wyjątkowo duszno.
Start o 9:00. Udało mi się stać na samym przodzie więc nie miałem problemu z przepychaniem się na początek.
Już po kilkuset metrach pierwsze zaskoczenie. Nie biegnę wolno, a jednak cała masa ludzie przede mną. Sprawdzałem wyniki biegów w Budapeszcie przed startem i wiedziałem, że wynik w okolicach 1:15 daje ok 5-6 miejsce. Tym razem było inaczej bo biegłem ok setnego miejsca...
Pierwsze dwa kilometry po 3:40 i to oznaczało, że biegnę na ok 1:17. Nie czułem się jednak zbyt komfortowo. Było bardzo duszno i pot się ze mnie lał.
Trochę zwolniłem i do 5 km biegłem po ok 3:43-3:45. Zauważyłem, że grupa kilkoro zawodników, która miała nade mną ok 30 m przewagi nie zwiększa jej. Postanowiłem ich dogonić by nie męczyć się w samotnym biegu.
Zauważyłem, że w biegach gdzie nie nastawiam się na wynik szybko dostosowuje dostosowuje taktykę do warunków. Tak było w Trokach, tak jest w Budapeszcie.
W grupie biegnie kobieta, prowadzona przez osobistego pacemakera oraz dwóch kolejnych zawodników. Postanawiam chować się tak długo jak będzie można za tę kobietę. od 6 km biegniemy cały czas w okolicach Dunaju. To w miarę płaskie odcinki z niewielkimi podbiegami na mosty. Nieodczuwalne. Część trasy poprowadzona jest po płaskim Peszcie, a część po górzystej Budzie. Organizatorzy wyszukali niezły kompromis by trasa była szybka i poprowadzona wzdłuż najważniejszych zabytków i atrakcji.
Na 10 km działa się zastanawiająca rzecz. Pacemaker nagle się zatrzymał i poszedł do... toalety. Ciężar prowadzenia wziął na siebie jeden z biegaczy z naszej grupy. Uszczupliła się ona do 3 osób. Ja konsekwentnie za kobietą.
Bardzo się zdziwiłem gdy na 12 km pacemaker nas dogonił i znowu wziął się do roboty. Często rozmawiał z zawodniczką. Kalkulowali, bo walczyli o awans na trzecie miejsce w klasyfikacji kobiet. Sukcesywnie zmniejszali dystans.
Na 15 km widzę na agrafce Mateusza, który chciał pobiec 1:22. Mam nad nim ok 800 m przewagi. Wiem, że biegnę na ok 1:18-1:19, zatem on wg planu.
Moje tempo cały czas oscyluje w okolicach 3:45. Zastanawiam się czy nie zaatakować, bo tempo jest teraz coraz częściej rwane, a my zostaliśmy tylko w trójkę (pacemaker, kobieta i ja). Zdarzało mi się łapać chwilowe tempo 3:58.
Nasza strata do trzeciej kobiety zmalała do ok 60 m. Na 17 km postanowiłem podziękować na współpracę i uciec do przodu. Widziałem po zegarku, że złamanie 1:18 już dawno się oddaliło, więc zostało mi tylko połamać 1:19.
Na 19 km biegłem już z trzecią kobietą. Złapała mnie na plecy i tak dobiegliśmy do 20 km gdzie ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dogoniła nas zupełnie inna kobieta, niż ta z która biegłem niemal cały dystans.
Zdziwiło mnie to o tyle, że na 15 km mieliśmy nad niż ok 30 s przewagi, a nie słabłem... Dzięki temu byłem świadkiem walki o ostatnie miejsce na podium :) Tak podkręciły tempo, że ich nie utrzymałem :) Jednak dziewczyna z trzeciego miejsca odparła atak.
Wbiegłem kilka sekund za nimi notując czas 1:19:12, który finalnie dał mi 59 miejsce w klasyfikacji generalnej biegu.
Poczekałem na Mateusza, spodziewając się go w okolicach 1:23, jednak umarło mu się i przybiegł z czasem nieco poniżej 1:26.
Pobiegliśmy na trasę by podopingować Michała, który ukończył w czasie 1:53.
Po zawodach udaliśmy się kolejny raz na termy by nasze ciała odpoczęły trochę. Potem powłóczyliśmy się po mieście i nie mogło zabraknąć mojej ulubionej potrawy węgierskiej - Langosa. Niestety niezdrowego bo z dużą ilością sera i w dodatku mega tłusty.
Wieczorem mieliśmy już samolot do Polski.
To był całkiem niezły wyjazd. Budapeszt jest naprawdę nieźle zorganizowany. Kilometry oznaczone idealnie z moim GPS, punkty odświeżania częste i dobrze zaopatrzone. Miasto ma spora ilość zabytków i jeśli ktoś lubi relaks to nie będzie się nudził na basenach.
Do tego dostępne wszystko za przystępne pieniądze.
Nasz film z wyjazdu Michał już zmontował. Można go zobaczyć tutaj:
https://vimeo.com/106214269
Mój bieg na Endomondo jest tutaj:
https://www.endomondo.com/workouts/408657599/27364
Są też minusy biegu. Znowu boli mnie w okolicach Achillesa. Wg wstępnej analizy ze znajomymi jest to problem ze zginaczem palucha. Musze z tym sobie jakoś poradzić.
Moje plany startowe do końca roku są już ułożone.
19 października 2014 - Pekin Half Marathon - jako 5 element moich startów na 7 kontynentach,
11 listopada 2014 - bieg niepodległości 10 km w Gdyni lub Warszawie.
7 grudnia 2014 - Półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu
Muszę również dojść do ładu z moim maratonem wiosennym. Chciałbym pobiec w Tokio lub Londynie ale może się to okazać niemożliwe...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora maleńka26 (2014-09-16,22:26): Super.!
|