2014-06-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegniemy parami, bo samemu żal... (czytano: 2901 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=sfmvNYx4ckQ
Sam w tym nie widzę wielkiej logiki. Jechać samochodem 9 godzin z dzieciakami, tylko po to by przez 3 godziny dopingować innym. A jednak bardzo chciałem tam być i bardzo jestem z tego wyjazdu zadowolony.
Wyjechaliśmy o 10 rano. Google wskazywało na trzy godziny jazdy w jedną stronę. Z dzieciakami, posiłkiem i ostrożną jazdą wyszło cztery i pół. Zaparkowaliśmy w Berehach Górnych. Szybko minęliśmy przepak i ruszyliśmy pod prąd Rzeźnika. Córka zabrała mi aparat i starała się (z różnym skutkiem) robić zdjęcia schodzącym z góry zawodnikom.
Powoli wchodziliśmy coraz wyżej, starając się przy tym nie blokować drogi biegaczom. Staraliśmy się ich dopingować. Na "schodach" podziwiałem ich za każdy kolejny stopień. Wiem jak bolą zwykłe schody po maratonie. Jak bolą bieszczadzkie stopnie po siedemdziesięciu kilometrach marszobiegu domyślam się po minach biegaczy. Razem z dzieciakami klaskamy wszystkim. Jeden z biegaczy mnie rozpoznaje. Niestety ja nie wiem kto to. To znajomy z Rudawy, Radek E. Przepraszam Radku - ale zupełnie nie mam pamięci do twarzy.
Od pewnego momentu zaczynamy z dzieciakami śpiewać: "Rzeźnik, OTK Rzeźnik". Gaba K. miała rację - najtrudniej zacząć kibicować. Człowiek się martwi, że zrobi z siebie dziwadło. Jak już się zacznie to jest prościej: "W dolinę, ku mecie, medal co tam czeka najdroższy na świecie". Z góry schodzą kolejni zawodnicy. A my wychodzimy ponad drzewa i przed nami otwierają się połoniny. "Biegniemy parami, bo samemu żal, cieszyć się urodą tych bieszczadzkich hal".
Mijamy "Chatkę Puchatka". Ciągle jeszcze z przeciwka pojawiają się zawodnicy. Po kilkuset metrach spotykamy Truskawkę. Jej twarz jest szara. "Wojtek mam dość". Wygląda na wyczerpaną. Próbuję ją zachęcać do dalszej drogi, proponuję ciasto/wodę/cole. "Nie dam rady, żołądek nie trawi". Próbuję małej manipulacji, proszę dzieciaki aby podbiegły i powiedziały "Ciocia, dasz radę". Dzieciaki nie chcą współpracować, zaczynają się zastanawiać (głośno): "A dlaczego?", "A ta Pani to nasza Ciocia?", "A o co chodzi?". Ponownie zrównujemy się z T. Jej partner parska śmiechem słysząc moją rozmowę z dzieciakami. Pomimo zmęczenia T. szybko wyprzedza nas na podejściu do Chatki. To dobrze, że jest w stanie wyprzedzić moje dzieciaki. Krzyczę za nimi: "W dolinę, ku mecie, przed zachodem słońca będziecie tam przecież".
Zawracamy. Schodzimy w dół. Tym razem wyprzedzają nas już tylko nieliczni zawodnicy. Zbliża się godzina siedemnasta - termin zamknięcia przepaku nr.4. Niektórzy jeszcze walczą. Inni rezygnują. Kilka minut po 17 mijamy parę biegaczy siedzącą obok szlaku. "Już dalej się nie dało. Od 10 kilometra z kontuzją. W Cisnej mieliśmy jeszcze dobry czas, w Smereku pół godziny do limitu...". Gratuluję im dotarcia do tego miejsca. Z dzieciakami siadamy na chwilę obok i częstujemy ich urodzinowym ciastem przywiezionym z Kolbuszowej.
Ruszamy dalej. Po kilkunastu minutach ponownie mijamy przepak. Tym razem pusty. Tylko organizatorzy, ratownicy medyczni i dwójka zawodników, którzy tutaj musieli zakończyć bieg. Choć na ścieżce, po drugiej stronie asfaltu, widzę jeszcze dwie osoby wyruszające na Połoninę Caryńską.
Wsiadamy w samochód i na dziesiątą wieczorem wracamy do domu. Dzieciaki wyjątkowo marudne, za to w domu padają jak kłody.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Truskawa (2014-06-21,21:50): Wojtek, serdeczne dzięki za kibicowanie. Nie jestem w stanie napisać, jak bardzo się cieszyłam, że Cię widzę. No. sęk w tym, że nie byłam w stanie okazać już żadnych emocji. Ja po prostu walczyłam w tej chwili o życie. Ale! I Ty i Olo uratowaliście mi to życie zmuszając do wypicia coli. Od tego momentu zaczęło sie robić lepiej, choć długo to trwało. Dziękuję! :) Gerhard (2014-06-21,21:57): Wyglądałaś na bardzo zmęczoną. Cieszę się, że mogłem Ci kibicować w tym pięknym miejscu. Serdecznie gratuluje ukończenie Rzeźnika. Wiem ile Cie to kosztowało. I zazdroszczę Truskawa (2014-06-21,22:00): I naprawdę byłam zmęczona. Dla mnie to nie był spacerek. Dałam z siebie chyba wszystko. Do dna. mamusiajakubaijasia (2014-06-21,22:31): Nie poznać Radka to jest NAPRAWDĘ wyczyn :) Fajnie, że tam byłeś i im kibicowałeś. Ja kibicowałam mentalnie. Z Rudawy :) Gerhard (2014-06-21,22:33): No, naprawdę nie miałem pojęcia kto to jest. Zresztą opiszę to szczegółowo następnym razem. almawa (2014-06-23,08:30): Wielkie dzięki za kibicowanie! Byłyśmy jedną z tych drużyn, które na zejściu usłyszały od Ciebie: "Przed zachodem słońca będziemy tam przecież" - to było SUPER!!! STRUS (2014-06-24,08:40): 266 dziekuje ci za kibicowanie...to naprawde pomaga..a ja was swietnie pamietam bo super mi sie biegło(szło)...pozdrowienia Truskawa (2014-06-24,09:34): No własnie to jest największy ból, bo czasami zdjęcia na MP nic nie mówią. Trzeba być tak charakterystycznym jak Wojtek i wtedy każdy Cię zna. :) Gratuluję.. gdybym tylko wiedziała! Gerhard (2014-10-28,11:17): Przeglądając dawne wpisy - skasowałem (przypadkowo) czyjś komentarz. Przepraszam. Gerhard/Wojtek
|