2013-12-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| weekend u Bziuma...jak Ukraińcy;P (czytano: 1505 razy)
Piątek wieczór...wsiadam do super mega nowoczesnego pociągu TLK na linii Gdynia-Katowice.
Po zaledwie 10h jazdy wysiadam w Katowicach. Już czeka na mnie z jak zawsze zajaraną gębą mój stary przyjaciel Bzium:-)
Plan napięty. Szybko do domku, śniadanko, kawka, małe zakupy i jazda do Lublińca na "Bieg po Choinkę".
Trochę żeśmy się zamotali i nie mogliśmy znaleźć miejsca startu ale byliśmy całe...15minut przed startem.
Oczywiście ja w planie miałem tylko lekko się poruszać, nic więcej, bo świeży to ja na pewno nie byłem. Szybki bieg do biura zawodów żeby się zapisać...zostało całe 5 minut na rozgrzewkę, więc zrobiliśmy z 300-500m truchtu, jednego rytma i ustawiliśmy się na starcie. Daro do mnie, że choinkę można wygrać i im szybciej zawodnik na mecie tym oczywiście większe szanse, że wybierzesz najładniejszą...raz się żyje pomyślałem...poleciałem...
Trasa w lesie ale dokładnie wymierzona (nowa trasa zająca w Lublińcu - do szybkich treningów). Pierwsze 2km oznaczone co 100m później co 500m. My biegliśmy 8km...4km w jedną stronę i powrót.
START
Ruszamy...poza Darkiem i Błazińskim nikogo nie znałem i szczerze miałem nadzieję, że nie będę musiał za bardzo żyłować żeby być w czubie...a tu ludzie jak koty ruszyli. Patrzę na Darka, on na mnie i myślę/limy o kur.. co ja tu robię. Ale co tam jak głowę ustawiłem na ściganie to nie zamierzałem odpuścić już na starcie i lecę nieco za nimi.
100m - na stoperze 16-17 (eee pewnie linia startu była za blisko)...200m - 35 (zwolnij bo Galloweyem będziesz kończył), 500m - 1.35 pięknie...1km w 3.13 a ja na jakiejś może 10-12 pozycji. Kurde co jest? Dobra zwalniamy...spokojnie...mówi się trudno, są lepsi. Biegamy swoje. 2km - 6.40 i jestem 5. Biegnie mi się mega luźno. 3km - 10.08 i już biegnę z Darkiem na 2-3 pozycji:-) 4km w 3.35 i naglę ktoś zgasił światło...tętno w miarę spoko bo ok 180-182 a nogi nie chcą. Zwalniamy do 3.40/km. Dochodzi nas jakiś zawodnik. Staramy się (w sensie Bzium bo ja już na oparach ciągnąłem) go jakoś taktycznie zmęczyć ale jest za mocny i ciągle klei nas...potem sam atakuje...trzymamy...drugi raz i ja zostaje a Darek zaczyna się z nim bawić, to zwalnia to przyspiesza i w końcu z łatwością dokłada mu chyba z 8 sek i to na jednej przebieżce z 400m do mety...jest mocny a nic nie robi...szacunek.
Mi kryzys minął na 7km ale już nie miałem szans na 3msc także nie chciałem żyłować. Zrobiłem lekkiego rytma na 500m do mety bo ktoś zaczął mnie dochodzić a ambicja nie pozwalała mi na to żeby dać się wyprzedzić:-)
Całość wyszła po 3.33km. Byłem mega zadowolony bo wyszło przyzwoicie...Wybraliśmy superowe choinki i wróciliśmy do Bytomia, żeby się nieco podładować, bo następnego dnia w planie start na 10km w cyklu GP Tychów (Tych?)...
W podróży powrotnej zastanawialiśmy się jakich koksów użyć żeby się zregenerować do kolejnego startu...bo krótkiej naradzie postawiliśmy bez wahania na powiększony zestaw z McDonaldsa i kratę piwa na wieczór...Oczywiście koks działa tylko jak zastosujesz pełną dawkę a nie tylko część...nie mogliśmy sobie pozwolić na amatorszczyznę;-)
Było grubo:-D
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga snipster (2013-12-28,18:49): hehe, trochę się uśmiałem ;) no i zluzowałeś mnie tym swoim "3:30 na luzie" ;)
|