2013-05-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Test Cooper i Bartków - majowe bieganie cz. 1 (czytano: 344 razy)
Pierwszy weekend maja po¶więciłem na regenerację po maratonie. Nie powiem, półmaraton albo chociaż dycha w Jeleniej Górze bardzo kusiła, ale rozs±dek zwyciężył. Wybrałem spokojne, regeneracyjne bieganie w parku. Tydzień po maratonie korzystaj±c z wyjazdu rodzinki na jazdę konn± do Chrzanowa pod Wrocławiem postanowiłem zrobić sobie tam nieco dłuższy trening. Oczywi¶cie dłuższy jak na tydzień po maratonie, planowałem jakie¶ 12-14 kilometrów. Przeanalizowałem mapę, nauczyłem się jej na pamięć i nawet na małej karteczce rozrysowałem planowan± pętlę. Oczywi¶cie pomyliłem drogę i zamiast 12-14 kilometrów wyszło 19,5 :) Ale było bardzo sympatycznie, no może poza ostatnim odcinkiem, gdzie niespodziewanie musiałem biec krajow± 8, co zapewne wzbudzało irytację mijaj±cych mnie kierowców i nie było zbyt bezpieczne. Jednak nie miałem wyj¶cia.
W kolejnym tygodniu zaplanowałem Test Coopera (sobota) i Bieg na 10 km w Bartkowie (niedziela). Jeżeli chodzi o test Coopera, to był mój debiut. Planowałem pobiec wynik powyżej 2.700 m. Niestety nie udało się – 2.650 m. Ale pierwsze koty za płoty. Przekonałem się, że jest to specyficzny bieg i jesieni± lepiej zaplanuję tempo.
W niedzielę pojawiłem się w Bartkowie, pierwszy raz biegłem tam dwa lata temu i bardzo miło wspominam tę imprezę. Fajna pofałdowana, asfaltowa trasa w lesie, z nawrotem po 5 km. Niestety jako¶ tego ranka nie czułem się najlepiej żoł±dkowo. Zrobiłem 2 km rozgrzewki, (co rzadko mi się zdarza) i czułem, że to niestety nie będzie mój dzień. Szybko zweryfikowałem plany i zamiast biec tempem poniżej 5:00 min/km, postanowiłem zrobić trening przed czekaj±cym mnie w kolejnym tygodniu półmaratonem i pobiec w okolicach 5:10-5:15. Taki plan realizowałem do 5 km, ale biegło mi się nie za dobrze.
Na półmetku spokojnie przystan±łem i napiłem się wody – to był najwolniejszy kilometr 5:22. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (może co¶ było w tej wodzie:)), zaczęło mi się biec coraz lepiej. Złapałem się jakie¶ małej grupki i pokonałem z nimi 3 km w tempie 5:01, 4:56 i 4:51. A potem…. przy¶pieszyłem :). Gdy spojrzałem na Garmina po 9 km, powiedziałem tylko: o ku…a :) - 4:39! Takiego tempa nie miałem na żadnym kilometrze dotychczasowych startów na 10 km! Ostatni kilometr jeszcze szybciej 4:34! Na mecie czas 49:37, czyli mój trzeci wynik ever :). I muszę przyznać, że byłem tak zadowolony jakbym pobił życiówkę. Bieg dał mi dużo wiary, że zejdę w tym sezonie poniżej 48 minut.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |