2013-03-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Łapanie endorfin (czytano: 1180 razy)
Poniedziałkowe wczesne popołudnie.
W planie bieganie, nie nazwałbym tego treningiem co najwyżej usystematyzowanym bieganiem.
8 km spokojnego tlenowego truchtu a następnie dziesięć kilkudziesięciosekundowych interwałów.
Razem z rozciąganiem i roztruchtaniem po interwałach wyjdzie 1:15.
Jadę do lasu na peryferiach Bydgoszczy, zamykam auto i ruszam…
… Początkowo droga jest pokryta lodem. Im dalej zapuszczam się w las tym śnieg zmienia się w miękką kołderkę po której jeszcze nikt nie biegał. Momentami muszę naprawdę podnosić kolana wysoko żeby poruszać się do przodu, ale napieram, tempo cały czas przyzwoite.
Pierwsze 8km zajmuje mi około 47 minut, taki był plan. Teraz kilka minut rozciągania. Wymachy, napięcia i rozluźnienia, chwila błogiej ciszy, moment na spokojniejszy oddech i spadek tętna przed ponownym jego szarpnięciem.
I tak sobie myślę: ale szczęściarz ze mnie!!!
Przez tę godzinę z kawałkiem jestem w innym świecie, biegnę, wsłuchuję się w swój oddech, płynę, nogi same mnie niosą, wyłączam głowę i unoszę się pół metra nad śniegiem, lecę.
Endorfiny wypełniają moją głowę, chwytam je z każdym oddechem, ale ich nie oddaję tylko zachowuję na resztę dnia.
Robie roztruchanie, mam pokaźnego banana na gębie, zbliżając się do samochodu kątem oka widzę ludzi którzy mnie obserwują mnie i coś szepcą między sobą
Jeden pyta: - ile pan przebiegł?
- około 12 km
- i jeszcze pan ma uśmiech na twarzy, ja bym chyba padł
- tak, bo JA TO KOCHAM
Myślę sobie że wielu ludzi żyje w niewiedzy jakie bieganie jest piękne.
Ja na szczęście to wiem.
Jutro 14km …
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |