2013-02-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Stało się!:) (czytano: 1500 razy)
Po ponad dwóch latach wylewania żali na psy, a dokładniej mówiąc na psiarzy, nadeszła niezasłużona kara:). Zacznijmy jednak od początku.
Sobota. W planie pięć kółek po Parku Południowym, łącznie 10,5km, dla Łukasza to miała być pierwsza dycha w życiu. Zaczęliśmy spokojnie. Nie przebiegliśmy jeszcze nawet 200 metrów, kiedy na naszej drodze pojawił się pies... Mały, biały szczeniak. Według mnie samojed, aczkolwiek ze mnie taki znawca psów jak z koziej rzyci waltornia. Właściciela nie było widać. Piesek uniemożliwił dalsze bieganie. Widać chciał się z nami pobawić...:). Niestety był bardzo niedelikatny w swoich pieszczotach. Zrobił mi dziurę w rękawiczce i lekko (ale do krwi) podrapał mi przedramiona obu rąk. Cieszę się, że mam zwyczaj podwijania rękawów jak biegam, w innym przypadku bluza poszłaby do kasacji:).
Przybył w końcu i właściciel. W pierwszym momencie chciałem... no zresztą nieważne co chciałem:). Facet okazał się bardzo miły i robił wrażenie porządnego gościa. Napisałbym też "odpowiedzialnego", ale w tej sytuacji po prostu nie mogę:). Zaproponował, że mi odda forsę za rękawiczkę. Odmówiłem, czułbym się jak naciągacz. Biegam aktualnie w modelu Quechua Forclaz 20, które nowe kosztują 10zł, a moje nie są już pierwszej świeżości. Zresztą dziurę mi zrobił w części nadgarstkowej, w niczym to nie przeszkadza, a teraz mogę pokazywać kumplom biegaczom, niczym blizny z wojny:):).
Na wszelki wypadek poprosiłem o świadectwo szczepień. Za bardzo nie wiem po co, ale stwierdziłem, że w końcu muszę właścicielowi tegoż sympatycznego pieska jakoś utrudnić życie:). Facet wyciągnął telefon, wklepał mój numer i przy mnie zadzwonił. Niestety po powrocie do domu, okazało się, że podałem mu chyba błędny numer... Bez komentarza proszę:).
Moje delikatnie podrapane ręce, nabrały bardziej męskiego wyglądu:). Niestety nie byłem sam, w innym przypadku mógłbym opowiadać wszystkim dookoła, jaką heroiczną walkę stoczyłem z nacierającym, wielkim, wściekłym psem... "to była taka bestia... ale skończyło się tylko na paru zadrapaniach". Dupa. Myślę, że Łukasz niedługo na trwałe dołączy do biegowej braci, nie mogę sobie pozwolić, żeby potem każdemu uściślał moją bohaterską postawę:).
Nasz trening zaczęliśmy od początku i przebiegliśmy 10,5km w tempie 5:50/km.
Podciąganie idzie coraz lepiej, wczoraj zrobiłem setną serię z co najmniej 10 powtórzeniami, hurra:).
Napadało dużo śniegu. Hurra:)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |