2012-11-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| biegowi herosi (czytano: 434 razy)
Zasypiając wczoraj wieczorem rozmyślałam o bieganiu. Na włączanie komputera i spisanie tego na blogu byłam zbyt zmęczona, zanotowałam na kartce co mi w głowie siedziało i poszłam spać. A o czym myślałam...? O biegowych herosach.
Kim jest heros? Według mądrych encyklopedii to w mitologii greckiej postać zrodzona ze związku człowieka i boga. Herosi mieli nadzwyczajne zdolności, jak wielka siła, spryt lub inne przymioty. Byli dowodem przenikania się świata bogów i ludzi.
I jak to się ma do biegania...? Dawno już nie biegałam. Przybyło mnie trochę tu i tam, ale nie dużo. Dostałam pozwolenie na bieganie od lekarza i co...? Jakieś wstrętne przeziębienie się przyplątało. Ale jutro już wyjdę i koniec.
Moje bieganie. Czy uważam siebie za herosa...? Nie. Jestem zbyt leniwa. Mogę biegać i owszem, ale dla mnie herosami są ludzie którzy:
- biegają codziennie bez dnia przerwy
- biegają 2-3x dziennie i mają np. dzień przerwy
- biegają jakieś kosmiczne dystanse nazywane ULTRA (np. 80-100 km)
- biegają maratony po górach
- biegają po innych trudnych terenach ze względu na temperaturę czy ukształtowanie terenu, wilgotność powietrza itp. lub czynią jakieś inne nadludzkie wysiłki w sferze biegowej, o których ja nie mam jeszcze pojęcia.
Pożeracze kilometrów. Tak, to jest chyba dobre określenie. Nałogowcy uzależnieni od endorfin. Też dobre. I mocne. Nie zamierzam obrażać świata biegowego, bo przecież sama jestem maratończykiem... Notuję kilometry w notesie, ale raczej informacyjnie, dla statystyki, a nie by poprawiać z miesiąca na miesiąc prędkość czy dystanse. Czytając dziś wpis znajomej spodobało mi się zdanie. Tu cytuję: "Chodzi o to by wyciągnąć wnioski z których popłynie nauka na następny sezon".
Pewnie ktoś się dziwi - co ma piernik do wiatraka. Jak herosi mają się do nauki...?
Jak dla mnie mają. Nie powiem że chciałam być herosem biegowym, bo nie chciałam. Wystarczy mi, że raz na 2-3 dni ruszę mój leniwy tyłek w celu podtrzymania kondycji i ucieknę do lasu. Wystarczy mi, że raz w tygodniu zrobię dłuższe wybieganie. Wystarczy mi jak przebiegnę w sezonie 1-2 maratony i kilka półmaratonów... Wiem, że Ci co nie biegają uważają mnie za takiego herosa - dziwią się jak można biec przez 21km lub więcej? Ale to co ja robię w obliczu tego co robią inni - to jest przysłowiowy pikuś... Nie oznacza, że muszę przecież wszystko i wszystkich naśladować.
Nauka...? Chyba nauczka. Jak dla mnie - po pierwszym poważnym biegowym sezonie w roku 2010 (ukończony maraton) - zachłysnęłam się bieganiem. Było mi mało i mało. Pierwszy półmaraton przebiegnięty w okolicach 2:08, a pół roku później było to 1:53 czy jakoś tak. Potem rekordy przychodziły już ciężko mimo sporej ilości treningów. Pamiętam jak planowałam sezon na rok 2011. Chłopaki z byłego teamu się ze mnie śmiały - jak to tyle chcesz biegów ukończyć? A ja z błyszczącymi oczami spisywałam daty i miejsca, czytałam regulaminy, notowałam opłaty i te kombinacje czy się uda tam pojechać.
No i nadszedł "hardkorowy" wrzesień.
04.09.2011 - półmaraton Piła
11.09.2011 - maraton Wrocław
17.09.2011 - półmaraton Gniezno
24.09.2011 - 5 km Bieg Stokrotki
25.09.2011 - półmaraton Zbąszyń
Wszystko z umiarem. Co za dużo to niezdrowo. To mądre przysłowie. Poznański maraton w 2011 to była już męka. Łydka, ból itp. itd. Zero radości.
Wypalenie...? Być może. Sezon 2012...? Tak jakoś wyszło. 6 startów na 6 miesięcy. Od czerwca przerwa. Ale brak mi biegów. Mam już pewne plany na przyszły rok.
Ważny jest pierwiastek biegowy. Każdy jest inny. Jednemu służy biegać codziennie, innemu ultra dystanse. Mi wystarcza 2-3x w tygodniu. Minimalizm pełną gębą. A jutro zaczynam znów od zera - tak jak wiosną 2009.
I taki miły akcent na koniec. Rano w sklepie spotkałam mojego trenera od kajakarstwa sprzed 10 lat. Chwilkę z nim pogadałam - kopę lat, ho ho ho, co tam słychać i takie tam. Wiem, że przebiegł maraton (a może i w liczbie mnogiej, ale nie pamiętałam ile). I pochwaliłam mu się, że przebiegłam 5 maratonów. Był zaskoczony, pogratulował i powiedział, że to więcej niż on :)
A na zdjęciu ja z herosami biegowymi (mają zaliczony maraton po górach) - Bratysława, marzec 2011
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora michu77 (2012-11-22,13:04): Znam wielu biegaczy, którzy rozpoczęli bardzo mocno swoją "przygodę" z bieganiem, a dzisiaj... już nie biegają. Trzeba znaleźć swój własny sposób na to, by ta nasza pasja towarzyszyła nam ... jak najdłużej ;-) dario_7 (2012-11-22,15:26): Ty też jesteś herosem dla niejednej osoby, uwierz! Ale czy o to "biega"??? Przede wszystkim robimy to przecież dla samych siebie, a nie dla jakiegoś poklasku. Każdy kolejny sukces motywuje nas do jeszcze większych wyzwań i śmielszych marzeń. Czyż nie? I wcale nie trzeba mieć wszystkiego od razu ;) Ja pierwszy raz pojechałem na zawody po 5 latach biegania po lesie. Po kolejnych 3 latach dopiero przebiegłem swój pierwszy półmaraton i - z ręką na sercu przyznaję - nawet nie marzyłem wówczas o maratonie ;)) Jeszcze wiele heroicznych czynów przed Tobą i to nawet nie wiesz jak bardzo! Pozdrowionka Paula! :D Namorek (2012-11-23,14:35): Ja również podziwiam -i jak do tej pory nie czuję - tych którzy biegają ultra biegi , maratony górskie itd. Lecz nie ma nic piękniejszego jak przebiec maraton lub połówkę tego dystansu podczas biegów ulicznych lub innych . Ta atmosfera ... .
Życzę powodzenia w powrocie na trasy biegowe . Endorfinki podczas biegu pomagają na wszelakie problemy i sytuacje życiowe .
Ty również jesteś Heroską . Przebiegłaś dystan maratoński . I to nie jeden raz . Należysz do nielicznego grona pełnych maratończyków .
Zawsze w Ciebie wierzyłem i podziwiałem - patrz mój wpis sprzed prawie dwóch lat pod tytułem : "Odkrycie sezonu" . :-)))
|