2012-09-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wspomnienia z 30. Wrocław Maratonu (czytano: 1272 razy)
O Boże, te koszulki zakrwawione u niektórych. I spodenki… Zwłaszcza u mężczyzn, od otarć w pachwinach… I po co to wszystko? Dlaczego decydujemy się na taki ból i cierpienie?
I w głowę zachodzę dlaczego tak jakoś z trudem mi szło? Było mi ciężko. Tak na poważnie. Duży ból w mięśniach. Nie. Żadna kontuzja. Tylko czułam zmęczenie. A gdy przekroczyłam metę, i jeszcze dodatkowo, zobaczyłam dziewczynę, która tuż przede mną ją przebiegła, było jak w filmie. Najpierw ręce uniosła do góry w geście zwycięstwa. Dłonie zacisnęła w pięści. Uśmiechnęła się, by za chwilę usta wykrzywić w bólu. I zaczęła płakać. Dłonie opuściła by zakryć twarz. Mi wiele nie trzeba było. Pomyślałam – o rany, ona czuje to co ja. I poszło jak z płatka. Cieszyłam się, że mam okulary przeciwsłoneczne na nosie. Tylko usta było widać jak drgały. Dlaczego? Sama nie wiem. Przecież nic wielkiego się nie stało. Czas podobny jak w zeszłym roku. Tylko ten ból nie do zniesienia, z którym musiałam dać sobie radę od 30 km, który sprawiał, że miałam ochotę zejść, zrezygnować. I błagałam bym mogła dobiec, tak chociaż powolutku, truchcikiem. I może to satysfakcja? Że się udało? Ja wiem, że to żadna wielka rzecz. I nikt nigdy tego nie zrozumie, dopóki sam czegoś podobnego nie doświadczy. I nigdy nie doceni się tego trudu, i nawet z wielką przyjemnością ze łzami w oczach, gdy dobry wynik przychodzi łatwo. Jeszcze nigdy dobiegnięcie do mety nie kosztowało mnie tyle wysiłku.
I doszedł do mnie, po raz wtóry, sens tych słów, że „nic dwa razy w życiu się nie zdarza” i dlatego też nie ma dwóch jednakich maratonów. I zrozumiałam, że takich jak ja jest wielu, że robimy to dla szczęścia, bólu, łez i radości. Podziwiam każdego maratończyka. Każdy jest wielki. Nie ma przegranych. A w chwilach słabości polecam te słowa:
Czemu ty się, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś- a więc musisz minąć.
Miniesz- a więc to jest piękne.
(W. Szymborska)
Dziś przeżywam to jeszcze raz, bo nadzieja przerodziła się w radość. Wierzę i śmieję się z niedzielnego bólu i miejscami niemocy.
Pozdrawiam wszystkich
Monika
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |