2012-06-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Włos i pół włosa od życiówki (Heilbronn i Nowa Sól) – cz.1 (czytano: 428 razy)
Ten sezon jest specyficzny. W zimie walczyłem w Zimnarze co nauczyło mnie wielu rzeczy, o których nie miałem pojęcia, ale jednocze¶nie rozwaliło przygotowania zimowe. W zimie zamiast spokojnie tupać ¶cigałem się jak szalony. A na tupanie nie było już czasu...
W konsekwencji nie było z czego robic wyników na wiosnę. Nie wybiegałem bazy tlenowej, nie wybiegałem wolnych kilometrów i się cofn±łem...W kwietniu cos drgnęło – zaatakowałem życiówkę w maratonie i poległem o 7 sekund. Na dystansie maratonu....
Dalej było jeszcze gorzej – forma wygl±dała gorzej niż wiosn± 2010 czyli 2 lata temu...
W takiej formie fizycznej i psychicznej pojechałem na mój ukochany, kultowy półmaraton do Heilbronn w Niemczech...tam gdzie pierwszy raz startowałem w zawodach. Podróż była szybka i miła, urozmaicona biegowymi rozmowami z Rafaulem którego, jak się póĽniej okazało, wyrzucili¶my w okolicach Drezna na łup Ponuremu Żniwiarzowi Autostrad...
Rok temu zrobiłem w Heilbronn tam życiówkę (1.27.11) pomimo, że trasa do łatwych nie należy (profil bliĽniaczy do półmaratonu ¶lężańskiego). Teraz stwierdziłem, że trzeba walczyć o jakie¶ minimum przyzwoito¶ci czyli 1.30.
Ranek 6 maja był w Niemczech bardzo deszczowy. OK, lało niemiłosiernie. Zaopatrzyłem się kurtkę foliowa z maratonu wiedeńskiego i ruszyłem z hotelu na start – jakies 2 km. Dotarłem zmarznięty i przemoknięty. Szybka rozgrzewka i hyc do pierwszego sektora (czas do 1.30). Ustawiłem się w jego końcówce, wysłuchałem utworu startowego i ruszyłem.
Pierwsze 5km płaskie, z kilkoma krótkimi podbiegami. Momentami w±sko, ze dwa ostre nawroty po 180 stopni. Tempo za szybkie (4:07), ale wiedziałem że potem jest góra. W oddali widzę biegacza z naszej firmy, który 2 i 3 lata temu był najszybszy (teraz wiem że na pewno s± jeszcze biegacze z naszej firmy z przodu). Biorę sobie go za cel.
Na 8km zaczyna się 2-kilometrowy podbieg. Mam strate 150 metrow, a pomiedzy nami jest biegacz baryła. Tak ze 100 kilo (minimum) żywej, okr±głej wagi. Jak on to robi, że tak szybko biegnie???
Po 500 metrach doganiam Baryłę, a po 1km biegacza z firmy (nazwę go GruĽlikiem bo tak harczał i kaszlał jakby miał wypluć płuca). Zawsze dobrze mi się wbiega pod górę, a słabo zbiega. Wyrabiam sobie przewagę na kolejnym km pod górę i ruszam w dół ile fabryka dała. Zbieg ma gdzie¶ z 1,5 km i jest momentami stromy. Czuję się dobrze aż... po kilometrze przelatuje obok mnie pocisk ponaddĽwiękowy i mija mnie jak furmankę z gnojem...To Baryła – zapiernicza w dół jak Keniol ¶cigany przez lwa; teraz faktycznie masa mu pomaga. Na dole góry dogania mnie GruĽlik. Mijamy 12km i ruszamy w trójkę po płaskim. Narzucamy ostre tempo 4.00-4.02/km.
Baryła ci±gnie jak lokomotywa, GruĽlik harczy jak miał za minutę umrzeć, a ja robię się coraz bledszy i pytam się co ja tutaj robie... w miedzyczasie przestało padac. Mijamy kolejne grupki biegaczy – nikt nie trzyma naszego tempa. Na 14 km Gruzlik podejmuje atak – z lewdoscia się go trzymam, ale się udaje (to chyba pierwszy raz jak na takim etapie biegu przetrwalem atak). Po 500-700 metrach GruĽlik zwalnia, a my ruszamy z Barył±. Na 16 km jest punkt z wod±, ostry zakręt i lekki podbieg na mostek. Nie piję – atakuję.
Z zaskoczeniem stwierdzam że GruĽlik i Baryła odpadli jak zaschnięte błoto z ubrania...niesamowite. Niestety – od 17 do 20km jest dłuuuga prosta (zero zakrętów) na której ciężko mi trzymac tempo – biegne sam, nikogo z przodu (znaczy s± – ale daleko ze cholera), z tyłu nikt mi nie charczy w plecy ani nie skrobie marchewek... tempo siada do ok. 4.10.
Podbieg i na 19km widze kolejnego zawodnika z naszej firmy. Ma 300 metrow przewagi, ale słabnie. Ruszam znowu ostro i dochodze go na 20km, pędem mijamy innego naszego pracownika, który ma chyba jakas sciane. Zostaje 200 metrowy bardzo ostry podbieg na most i ostatnie 600 metrow do mety. Na podbiegu atakuję i mijam. Zasuwam z gory ile fabryka dala i się nie ogladam... zaraz jest zakret 90 stopni na stadion i tam ostatnie 100m po biezni. Chyb będzie dobrze...
Na zakrecie zatrzymuje mnie maratonczyk, który ledwo zyje i marzy o mecie – zwalniam, musze go minac wypadam z rytmu – zza plecow wyskakuje mi kolega z firmy i frunie do mety... dokłada mi 2 sekundy na ostatnich 100 metrach...
Czas 1.27.26 – 15 sekund gorzej od zyciowki
Czuje się super mimo ze nie było zyciowki – czas zlecial jak z bicza strzelił, a wynik znacznie powyzej oczekiwan
Wracam do Polski i szukam jakiegos plaskiego polmaratonu w okolicy – skoro forma rosnie trzeba jednak tej wiosny zapolowac na zyciowke.
Wybor pada na Now± Sól...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |