2012-02-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zimnar 2012 (czytano: 424 razy)
Zimnar
Jak znajdę chwilę czasu to skrobnę coś więcej o Zimnarze, bo warto o tym pisać taka to fajna impreza. Robiona przez zapaleńców co widać, słychać i czuć;) Teraz kilka słów podsumowania.
1. To niesamowite widzieć ile osób które na co dzień nie mają za wiele wspólnego z bieganiem mierzy się co tydzień z kolejnym 6-kilometrowym wyzwaniem. Bo do tego, że w zawodach startują biegacze-amatorzy tzn. tacy choć trochę trenujący to się przyzwyczaiłem. Ale tu było mnóstwo ludzi, którzy robili to po raz pierwszy, albo chociaż jeden z pierwszych. I nie przestraszyła ich zima...
2. Biegam 3 lata, wystartowałem już prawie w 50 zawodach, czytam trochę literatury fachowej i myślałem, że znam siebie (od strony biegowej, ofkors). Bullshit. Dopiero Zimnar pokazał mi, momentami bezlitośnie prawdę biegową o mnie. I dlatego taka impreza jest warta polecenia – walczysz co tydzień na tym samym dystansie, z tymi samymi ludźmi, zmieniają się warunki pogodowe i trasa (bo są 2 do wyboru). I wtedy wszystko widać jak na dłoni.
3. Okazało się, że nie mam w ogóle szybkości na starcie. Po komendzie start ruszam i zaraz jestem w okolicach 20-30 miejsca (a kończyłem biegi na miejscach 6-14). Po prostu nie jestem w stanie ruszyć tych pierwszych 200-300 metrów tempem 3.15-3.30... ruszam moim majestatycznym 3.40 i pierwsze 1-2km poświęcam na odzyskanie właściwej pozycji...spróbujemy nad tym trochę popracować
4. Kończę przeraźliwie wolno. OK, ostatni kilometr jest z reguły jednym z najszybszych (albo najszybszy, ale niewiele), ale nie mam w ogóle finiszu. Na pierwszych 4 etapach byłem regularnie wyprzedzany na ostatnich 500 metrach przed metą...trochę się teraz polepszyło, ale chyba czas zapodać trochę BNP na treningach...
5. Kolce – trzeba zaeksperymentować przed kolejnymi biegami zimą. Na ostatnim etapie różnica między biegaczami z kolcami/bez kolców była jak między tancerzami a pląsaczami parkietowymi... jedni biegli z gracją inni walczyli o utrzymanie pozycji pionowej...
6. Pogoda – każdy etap był w innych warunkach. Rewelacja. Była wiosna, przymrozek, błoto, lodowisko, roztopy i srogie mrozy... dobra szkoła dla nóg, płuc i reszty organizmu
7. Walka – fakt sumowania czasów (a nie dodawania punktów za miejsca) powoduje, że większość zawodników ma o co walczyć do ostatniego etapu. Takie nasze Tour de Ski. I jak pokazuje tegoroczna edycja – nawet gdy się wydaje, że większość kart jest rozdana jeden etap lodowy może wiele zmienić. I o miejscu w czołówce może decydować 1 sekunda...
8. Powalczyłem ile mogłem...nie jest źle, ale w sumie jest też nad czym pracować. Zająłem 2 miejsce w M-30, ale tak naprawdę to było 4 miejsce jednak 2 liderów M-30 zajęło pierwsze 2 miejsca Open więc się podsunąłem w górę:)
9. Zasady – jednak dopuściłbym (co sugerowałem rok temu), żeby liczył się wynik 7 najlepszych biegów (z 8 możliwych), a nie 7 pierwszych. Byłoby więcej walki i dramaturgii, a czynniki losowe, czy też niemożliwe do uniknięcia nie eliminowałyby dużej ilości biegaczy z walki o czołowe (czy też dalsze) lokaty...
10. Strona internetowa cyklu – genialna; wszystkie dolnośląskie się przy nie chowają
11. Oprawa fotograficzno, filmowo, gazetowa – bije na łeb wszystko z czym się do tej pory spotkałem
12. Już czekam na 2013 :)
To tak „krótko” na początek:)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |