2011-11-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 9. ECOL Maraton Energetyków, 19.XI.2011. (czytano: 444 razy)
Żałujcie jeśli nie byliście w Rybniku.
Jedna z najlepszych imprez w których uczestniczyłam.
Kameralny charakter, niezapomniany urok. Mam nadzieję, że większość będzie te zawody wspominać tak miło jak ja.
Biegliśmy 195 metrów i 14 pętli po 3 kilometry. Okazało się, że bardzo miło biega się w „kółko”.
W torbie pod drzewkiem miałam własne picie, odżywki, papier toaletowy:) i przebranie.
Gdy po drugiej pętli zrobiło mi się cieplej, zmieniłam koszulkę na „krótki rękaw”. Nawet przy 3-5 stopniach Celsjusza i delikatnym wierze w długim rękawie i wiatrówce było mi za ciepło.
W okolicy namiotu sędziów zliczających nasze kółka, kręcił się mój mąż. Żeby mi kibicować i robić zdjęcia, nie musiał nigdzie biegać. Tym razem sama do niego przybiegałam. I dobrze wiedział gdzie się ustawić:) Gdy przebiegłam trzecią pętle zobaczyłam, że zadowolony i uśmiechnięty siedzi przy stoliku sędziowskim. Krzyknął mi radośnie: „Awansowałem dostałem krzesło i biurko!”
W jednym miejscu na trasie, przy płocie stał uśmiechnięty dzieciak; 14 razy powiedział mi „Dzień Dobry!” Jeśli każdemu z ponad sześćdziesięciu uczestników 14 razy powiedział to samo, to przywitał się ponad 840 razy!
Urok lasu też był nie do przecenienia. Przypuszczam, że las już nas tak miło nie wspomina jak my jego... No cóż. Pewne organiczne resztki pozostawione pod krzaczkami przez biegaczy (w tym również i mnie) będą jeszcze przez pewien czas leżeć zanim przyroda da im radę:)
Biegacze z czołówki tyle razy nas „dublowali”, że zdążyliśmy się z niektórymi nawet zaznajomić. Nie macie pojęcia jakie miłe było spotkanie, gdy Ewelina cała w skowronkach mnie „dublowała”. Biegła swój pierwszy maraton i naprawdę była rewelacyjna!
Nie trzeba było biec całego maratonu. Najmniejszy dystans w zawodach do pokonana to jedna pętla. Dziewczynka, która przyszła jako wolontariusz postanowiła wystartować tak jak przyszła: w kozaczkach i dżinsach. Miała przebiec 3 km. Kilka razy ją spotkałam na trasie. Uparta była. Walczyła. Słaniała się na nogach, sapała, tupała ciężkimi butami, ale... przebiegła półmaraton!
Gdyby nie te pętle i kameralne zawody pewnie bym nawet jej nie zauważyła.
A działo się dużo więcej!
Żałujcie, jeśli nie byliście w Rybniku.
=================>>>>
=================>>>>
Muszę się wam przyznać, że na drugi dzień po zawodach miałam chwile zwątpienia.
Przebiegłam ósmy maraton.
Przebiegłam...
I co dalej?
Myślałam, że może kiedyś dam radę złamać 4 godziny... Tym razem też się nie udało. Pewnie się już nie uda. Nie mi. Nie wtedy, gdy nie mam na tyle wytrwania by narzucić sobie żelazny reżim w treningach.
Chociaż gdyby nawet mi się udało, to co z tego? Są młodsi, szybsi, wytrzymalsi...
I wcale problem nie tkwi w tym, że w biegach skończyły mi się cele. Wygląda na to, że ogólnie przeliczyłam swoje możliwości. Znajomi pytają o sprawy, których zrobienia się podjęłam: kiedy skończysz „to”, co się dzieje z „tamtym”.
A ja chyba nie dam rady. Kiedyś proste sprawy, dziś wydają się trudne i skomplikowane...
Miałam chwilę zwątpienia. Długą.
Teraz jednak muszę wyjść już z tego dołka. Dość łzawych rozczuleń. Koniec mazgajenia. Choć nie mam pojęcia jeszcze jak to zrobię, ale chcę iść do przodu.
Bardzo podoba mi się myśl Boba Glovera zaczerpnięta z książki "Podręcznik Biegacza":
>>Biegaj. Jeżeli nie możesz biegać to chodź. Jeżeli nie możesz chodzić to czołgaj się.<<
No cóż. Na razie będę się czołgać :)
Przygotuję listę spraw do załatwienia.
Duże projekty rozpiszę na malutkie „kroczki”.
Na razie zacznę od najprostszych, najkrótszych zadań.
Każde skończone: wykreślę, ale nie będę wymazywać. Zobaczę jak będzie wyglądać moja lista za jakiś czas. Czy więcej na niej będzie tego co będzie mi przybywać do wykonania, czy szybciej będą znikać sprawy zakończone.
Do poprzeczki, którą dla siebie kiedyś wysoko zawiesiłam jest daleko.
I choć z tego miejsca w którym teraz jestem poprzeczki już nie widzę, to mam nadzieję, że nadal wisi tam gdzie ją kiedyś zostawiłam. Że nie spadła.
A ja powolutku, powolutku, powolutku... Może znów się do niej zbliżę:)?
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora m. (2011-11-21,22:36): Na jeziorku pływała para łabędzi ,
z dziobami po szyję w ...wodzie :-).
A grilowanie na kempingu w Listopadzie , hmm ...Niezapomniane kluseczka (2011-11-23,17:04): tez sobie pokręciłaś kółka tak, jak ja w Radomiu;)a o poprzeczkę się nie martw, kiedyś pokonasz ją i to w najmniej spodziewanym przez ciebie momencie:)
|