2011-10-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jesteśmy z Wami - z Waszymi nogami ! (czytano: 963 razy)
Tak na ostatnich kilometrach poznańskiego maratonu zagrzewał biegaczy do walki z własną niemocą - jeden z licznych transparentów przygotowanych przez kibiców. I faktycznie czuło się, że byli z nami, prawie na całej trasie jednego z najbardziej udanych maratonów, w jakich brałem udział w ostatnich latach. I to nie tylko dlatego, że pobiegłem w nim po nowy rekord życiowy… Ponieważ nie mogłem się wybrać na wcześniej zaplanowany maraton w Amsterdamie, zdecydowałem się na start w Poznaniu, gdzie wróciłem po 4-letniej przerwie. I absolutnie nie żałuję tej nagłej zmiany biegowych planów, gdyż okazało się, że 12-ty Poznań Maraton - to była bez cienia przesady impreza biegowa na europejskim poziomie… Doskonała organizacja, nowa – szybka i świetnie oznakowana trasa, a przede wszystkim - mnóstwo kibiców, przygrywające biegaczom zespoły, transparenty, flagi, trąbki, bębny... W niektórych miejscach trasy, kibiców było tak dużo, a ich doping tak żywiołowy, że można się było poczuć niemal jak na wielkich maratonach w Berlinie, Londynie, czy Paryżu. W dodatku, nigdzie też, nie słychać było utyskiwań kierowców, ani narzekań pasażerów komunikacji miejskiej stojących w przymusowych, maratońskich korkach. Wyglądało na to, jakby mieszkańcy stolicy Wielkopolski identyfikowali się ze swoim maratonem, w którego dwunastej edycji wystartowało prawie pięć tysięcy uczestników z całej Polski oraz kilkudziesięciu krajów świata. Akceptację dla biegowego święta dostrzegłem również w hotelu, gdzie cztery lata temu nikt w ogóle nie zauważał, „jakiegoś” tam maratonu, a teraz przygotowano nawet specjalne – „maratońskie” menu w hotelowej restauracji, czym wielu gości-maratończyków było mile zaskoczonych. I mało tego - gdy po biegu wracaliśmy do hotelu z medalami na piersiach, to niejeden z napotkanych przechodniów gratulował nam ukończenia maratonu ! No prawie, jak w Nowym Jorku… W każdym razie, jako rodowity warszawiak muszę przyznać, że w toczącej się od kilku lat maratońskiej rywalizacji poznańsko-warszawskiej (o miano największego i najbardziej prestiżowego maratonu w Polsce) organizatorzy ostatniego biegu w Poznaniu znów podnieśli poprzeczkę. Tym razem jednak, już bardzo wysoko… Oby tylko im nie zabrakło takiego jak w tym roku, wsparcia ze strony władz i mieszkańców miasta, czego efektem była naprawdę wspaniała atmosfera i oprawa całej imprezy.
Wracając do samego maratonu w moim wykonaniu, to tym razem nie popełniłem na trasie praktycznie żadnych błędów, co pozwoliło na ustanowienie nowej „życiówki” o 5 minut lepszej od poprzedniej (3:33). Wprawdzie przedbiegowe założenie było takie, aby się pokusić o złamanie bariery 3:30, lecz już po pierwszym kilometrze wiedziałem, że to jeszcze nie tym razem, więc roztropnie zwolniłem i biegłem już dalej swoim tempem, mniej więcej 1-2 minuty za czerwonymi balonikami na „3:30”. Poza tym, regularnie co 30-40 minut biegu zajadałem żel Vitargo, który popijałem własnym izotonikiem z bidonika przy pasie. No i pomny ostatniej, szwajcarskiej lekcji (z wiosennego maratonu w Zurichu) ciągle kontrolowałem międzyczasy, żeby tylko nie przyśpieszać… W rezultacie czułem, że pokonuję kolejne kilometry z pewną rezerwą wydatkowanej energii, którą postanowiłem tym razem zachować sobie na ostatnią „5-tkę” maratonu. Jakże to się opłaciło ! Już w okolicy 35 km zacząłem mijać biegaczy, którzy zostawili mnie w tyle na pierwszych „10-kach”. Teraz, to oni mogli oglądać moje plecy… Cóż to była za frajda, gdy „połykałem” ich - jednego za drugim, nie zwalniając tempa biegu nawet na moment, i tak już do samej mety… Wyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie udało mi się tak rozsądnie pobiec. Żadnych kryzysów na trasie, żadnej kolki, żadnych skurczy mięśni, ani tym bardziej… żadnej „ściany” ! Myślę, że od wczoraj nareszcie chyba wiem jak powinno się biegać dystans maratonu. No, jak ? Ano Z GŁOWĄ ! Nogi mają jedynie wykonać to, co założy – oby rozsądnie ! - głowa… Tyle, i aż tyle ! Niestety, mnie do przyswojenia tej jakże prostej zasady trzeba było, aż kilkunastu – mniej lub bardziej udanych - maratońskich doświadczeń… Ale lepiej późno, niż wcale. Natomiast start w poznańskim maratonie polecam wszystkim zdecydowanie, gdyż jestem gotów się dziś założyć, że w perspektywie najbliższych 2-3 lat, będzie to pierwszy maraton w Polsce, w którym weźmie udział 10 tysięcy biegaczy. Ale to już będzie zupełnie inna, biegowa bajka - taka z najwyższej półki...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora tdrapella (2011-10-17,23:43): Wielkie Gratulacje Krzysiek! No ja też się muszę nauczyć biegać maratony :) henioz (2011-10-19,11:19): Na naukę niggdy nie jest za późno. Podwójne gratulacje. Rufi (2011-10-25,12:49): Bardzo fajny wpis :-) Mam nadzieje ze uda mi sie w Poznaniu za rok pobiec...i pobic zyciowke przynajmniej o 5 minut :-) Gratulacje Krzysiek :-) I przychylam sie do znania ze wyprzedzanie, szczegolnie na koncowce, daje niesamowitą frajde :-) Krissmaan (2011-10-29,23:37): Osobiście marzę o tym aby zadebiutować w Poznaniu. Jeszce nie czas na mnie ale może na 40-ste urodziny. Znakomicie czyta się ten wpis. Gratulacje za odkrycie własnego Sekretu.
|