2009-12-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Piernikowa Aleja Gwiazd (czytano: 337 razy)
Toruń to jedno z nielicznych miejsc w Polsce do którego lubię co jakiś czas wracać i chyba jedyne miejsce poza Warszawą w którym mógłbym zamieszkać. Sentyment, klimat, wspomnienia – wszystkiego po trochu w dość równych proporcjach. I głównie z tych powodów nie mogłem nie pobiec 6 grudnia w Półmaratonie Świętych Mikołajów. Takie miłe zakończenie mojego debiutanckiego sezonu 2009 i jeszcze tutaj. To nic, że ostatnie tygodnie upłynęły mi raczej na chorowaniu, bieganiu sporadycznym i zjeździe z formą po równi pochyłej w dół. Wierzyłem, że w Toruniu nie może być źle.
Z Warszawy wyjechaliśmy z kolegą w sobotę ok. 14.00 i już przed 17.00 parkowaliśmy auto pod mostem na Bulwarze Filadelfijskim. Cudnie oświetlona starówka zrobiła wrażenie na Mariuszu i chyba częściowo wybaczył mi moje opowieści dziwnej treści na temat Torunia, którymi raczyłem go po drodze:-). Pierwsze kroki pod Krzywą Wierzę (by sprawdzić czy nadal jeszcze stoi) a potem piernikowe sprawunki na Rynku i ulicy Żeglarskiej (kto nie był w tym sklepiku niech żałuję, zapach pierników wprowadza w stan euforii każdego łasucha). Po uzupełnieniu zapasów toruńskich łakoci uzupełniamy węglowodany w restauracji włoskiej (polecam pizzę z pieca drzewnego i makarony w różnej postaci). Następnie spacerek do biura zawodów. W biurze pustawo, szybko więc załatwiamy formalności i wychodzimy na zewnątrz natykając się po drodze na zwarte grupki zwolenników księdza Tadzika, które świętują rocznice pewnego radyjka:-). Tylu autokarów z rejestracjami z niemalże całej polski dawno nie widziałem. Pocieszające jest to, że numerów rejestracyjnych zaczynających się na W było jakby mnie;-) Wracamy na starówkę, podziwiając po drodze galerię na murze (ul. Podmurna). Jeszcze tylko kilkuminutowy przejazd na Nowe Miasto (tu mamy swoją kwaterę) i czas na odpoczynek. Rankiem 6 grudnia ubrani w stroje biegowe z gustownymi czapkami mikołajów wychodzimy do samochodu. Zaczepieni pod kamienicą przez okolicznego amatora tanich używek proponujemy mu zamiast prezentów (wymarzonych fajek) rózgę, na co nie chciał niestety przystać, więc kończymy znajomość i jedziemy pod biuro zawodów. A tu aż czerwono od mikołajowych czapeczek. Odwiedzamy punkt zbiórki prezentów dla dzieci i miło gawędzimy sobie ze spotkanymi znajomymi. Spotykam Olę i Pawła. Jest dość chłodno, postanawiamy więc udać się do autobusu wiozącego biegaczy na start (ulica Chełmińska na starówce). W autobusie jest wesoło, ciasno i czerwono. Ktoś robi zdjęcia. Za chwilkę jesteśmy na rynku, gdzie wpadamy na pomysł dość oryginalnej rozgrzewki. Zasiadamy w trójkę z Pawłem i Mariuszem w kawiarence i raczymy się ciepłą herbatą i gorącą czekoladą. Pycha. Nagle wpada do kawiarni starsza pani i przejętym głosem woła:
- Panowie maraton ruszył!!
Na szczęście był to tylko start honorowy, ale życzliwość ludzi dla biegaczy ujęła nas bardzo. I nie ostatni raz tego dnia. Wychodząc z kawiarni żegnam się z kolegami (każdy ma dziś inne cele biegowe) i słyszę głośne odliczanie 10… 9… 8… . O kurczę, zabalowaliśmy w kafejce. Rzucam się do sprintu i w momencie gdy spiker mówi 1… START jestem już bardzo blisko linii startu. Widzę lecące w górę konfetti i zaczyna się mój 3 półmaraton. Znając swoje (małe) możliwości biegnę spokojnie i nie licząc błotka na trasie jest całkiem miło. Atmosfera dla której warto tu bywać. Gdy ok. 6-7 kilometra minął mnie pędzący na rowerze Mikołaj dopingujący wszystkich do żywszego biegu głośnym hoo hooo hoooo udziela mi się nastrój dobrej zabawy i jakoś dzielnie pokonuję następne kilometry. Nawet na 8 kilometrze omijam punkty z wodą. I tu kolejne pochwały dla dzieci i młodzieży na trasie – byliście po porostu WSPANIALI. Na 12 kilometrze sprawdzam czas i jest 1:02, czyli dobrze. Kolejny punkt po 14 kilometrach. Są banany, batoniki, woda, herbata. I tu grzecznie dziękuję dając się namówić tylko na łyk herbatki. I truchtam dalej. Na 15 kilometrze czas w okolicy 1:19:30, czyli lepiej od mojej życiówki z Mińska. No fajnie, za fajnie… Od tego momentu wychodzi brak biegania i te cholerne zatoki męczące mnie od jakiegoś czasu. Biegnę siłą woli z kilometra na kilometr wolniej. Masakra. Dopiero stadion wyzwala we mnie dodatkowe siły. Mocny sprint, wyprzedzam kilkanaście osób i meta. Za chwilę mam upragniony medal-dzwonek (brawo za pomysł by dawały go dzieci) i jak się potem okazuję nową życiówkę. 1:55:55 to 35 sekund lepiej niż w Łomży. Cieszę się, że i tym razem Toruń był dla mnie łaskawy. Idziemy na szybki posiłek, trochę rozmawiam z nowo poznanym kolegą z Torunia i pędzę do samochodu. Mariusz także zadowolony życiówka w granicach 1:39 to jest coś. I tak naładowani pozytywnymi emocjami wracamy do Warszawy. Ja z silnym postanowieniem, że w 2010 także wystartuję w grupie pędzących Mikołajów.
PS. Już po biegu przeczytałem kilka niepochlebnych recenzji na temat tego półmaratonu (na szczęście tych było o wiele mniej niż pochwał). Że tego nie było, lub inne było za gorące… Kolejny przykład polskiego kociołka… Jestem jak wspomniałem początkującym biegaczem, ale w kilku imprezach brałem już udział i uważam, że organizator włożył wiele serca w przygotowanie imprezy. To był jeden z najlepszych biegów w jakim brałem udział i mam pewność, że tak myśli większość z biegnących tutaj. Świadczy o tym fakt, że ludzie z całej Polski podróżują do Torunia by uczestniczyć w tej oryginalnej zabawie:-)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2009-12-16,15:12): Ku chwale piernika i gorącej czekolady hip hip Hurra :D Marysieńka (2009-12-16,20:40): A niektórzy nawet(myślę o sobie samej)jechali "szmat" drogi by móc kibicować....no i.... kilka fotek zrobić.. Gratuluję wyniku:)) Kkasia (2009-12-16,20:53): dziękuję Ci za ten wpis... zrobiło mi się ciepło na sercu...Torunianka ZBYSZEK1970 (2009-12-17,07:52): Adaś jak widać po piernikach nawet bez formy daję radę;-))) ZBYSZEK1970 (2009-12-17,07:53): Marysiu sam fakt, że byłaś w Toruniu i robiłaś zdjęcia podniósł rangę tej imprezy ZBYSZEK1970 (2009-12-17,07:54): Kasiu czego się nie robi dla przyjaciół:-) Tym bardziej jak są z Torunia:-) Kkasia (2009-12-17,09:42): w tym rozczuleniu zapomniałam Ci pogratulować! życiówka na tej trasie, po chorobie, ta porą chyba oznacza, że masz spory potencjał! a juz myslałam, że uda mi sie dotrzymać Ci kroku...
|