2009-08-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dobrodzień (czytano: 247 razy)
Już dnia 17.07.2009 wybieram się do Częstochowy aby znaleźć się bliżej Dobrodzienia i na następny dzień nie spóźnić się na start. W Częstochowie robię spokojny rozruch oraz zwiedzam miasto. Przed startem jestem dobrej myśli gdyż trenowałem wcześniej z P. Mańkowskim i M. Sobańską na obozie w Szklarskiej Porębie, co prawda minął dopiero tydzień ale czuje się mocny. Następnego dnia okazuje się że wyjechaliśmy trochę za późno z Częstochowy i na start do Dobrodzienia dojechałem ledwo 45min przed. Za zwyczaj potrzebuje 1h na porządną rozgrzewkę. Na początku było trochę nerwowo bo nie miałem jeszcze odebranego numeru i wszystko trzeba było robić naprawdę szybko. Spowodowało to że chyba do końca nie porozciągałem się za dobrze. Na starcie stanąłem w pierwszej linii zaraz koło Michała Kaczmarka który został zaproszony jako faworyt oraz po to
żeby pobić rekord trasy. Sądziłem że początek będzie spokojny ale Michał i zawodnik z Ukrainy ruszyli od razu na pełny gaz. Sam się nie oszczędzałem, ponieważ wybiegając ze stadionu biegłem ramie w ramię z Kaczmarkiem. Po wybiegu ze stadionu trzeba było uważać na ostry zakręt i jak się okazało dobrze że byłem z przodu bo nie zostałem zadeptany.
Trasa biegu była dość płaska choć zdarzały się lekkie podbiegi, mimo że były małe dało je się odczuć. Pierwsze 5km było naprawdę szybkich czułem się wyśmienicie i dawno mi się tak nie biegło. Ale coś wisiało w powietrzu, lekki deszcz towarzyszący od startu mógł powodować niepokój
zarówno u mnie jak u innych biegaczy. Dla mnie przy 6km zaczęło się coś strasznego, wystarczył jeden grzmot z chmur i niebo rozdarło się na dwie części wylewając na biegaczy niezliczoną ilość wody. Lubie biegać w deszczu ale to co się działo na trasie jest ciężkie do opisania. Strój
biegowy stał się nagle ciężki a w butach chlupotała woda. Nic przyjemnego, a do tego cały czas lało i wiało co nie ułatwiało biegu. Na 1km przed metą poślizgnąłem się na trawie ale udało się ustać choć wybiło mnie to kompletnie z rytmu biegowego. Dobiegając do mety byłem szczęśliwy że to koniec, życiówki nie poprawiłem ale zająłem 11miejsce z
czasem 34:57. Po przybiegnięciu wziąłem sprawnie prysznic i zapakowałem się do auta bo czekała mnie długa podróż do domu.
Bieg będę wspominał bardzo długo ponieważ organizacja stała na najwyższym poziomie, mimo trudnych warunków organizator poradził sobie perfekcyjnie i żaden biegacz nie powinien narzekać.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Renia (2009-08-27,18:01): Taak... Tegoroczną Dobrodzieńską Dychę można zaliczyć do biegów ekstremalnych;)
|