2009-08-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Fatalnie dobry wynik (czytano: 301 razy)
Plan na dzisiaj był prosty. Pobiec 25 km w równiutkim tempie po 5:00 i zobaczyć, jak wygl±da tempo maratońskie. Nic prostszego, wydawałoby się. Na mecie powinnam być po 2 godzinach i 5 minutach.
Okazało się jednak, że pobiec 25 km w równym tempie 5:00 - to przekracza moje...własnie, chyba nie siły, tylko... bo ja wiem? Psychikę?
Na mecie byłam po 2 godzinach 3 minutach i 27 sekundach. Czyli teoretycznie nieco lepiej od założeń.
Ale to co, zrobiłam na trasie, to woła o pomstę do nieba. Zaczełam mocno, ale spokojnie, przyklejaj±c się do kolegów z Era Running Team, którzy na "20" miesi±c temu nieco mnie wyprzedzili. Dzisiaj upewniłam się przed startem, że planuj± 5 min/km, czyli tak jak ja. Ruszyli¶my razem. Pierwsze kilometry spokojnie, tylko minimalnie szybciej od planu. Biegłam z jednym z erowców, nawet sobiee gawędzili¶my, ale tempo było mocne, ok. 4:50 na km. Rozkręcałam się. Po 7 kilometrach mieli¶my już prawie 1,5 minuty nadróbki. I wtedy koledzy rozsanie zwolnili, a ja... Przyspieszyłam...
Tym sposobem 7, 8 i 9 km poleciałam w tempie kilometrówek (jak potem wykazał forerunner), na trzecim kółku jeszcze mnie niosło, minęłam kilka osób, zrobiłam życiówkę na 15 km (ale nie wiem jak±) i... zaczęly się schody.
Na 16 km zdublowało mnei dwóch pierwszych zawodników. Na 17 dublował mnie Tomek. Ja własnie lekko zwalniałam, więc dwa słowa dopingu troszkę mnie podkręciły. Jeszcze wydobyłam siły, żeby przyzwoicie poci±gn±ć do końca czwartego kółka, zrobiłam życiówkę na 20 km, poprawiłam wynik z "20" przed miesi±cem i...
Stanęłam. Przemaszerowałam kilka kroków, ruszyłam truchcikiem, szybciej, szybciej, złapałam tempo, kilkaset metrów i... znowu stoję. Znowu marsz, truchcik, przyspieszenie. Poczułam czaj±ce się w udach skurcze. Ech...
Wolniej, po 5:15, 5:10 udało mi się doci±gn±c do 24 km. Przemaszerowałam kawałek i zerwałam się do finiszu. I wtedy minęłi mnie koledzy z Ery, których porzuciłam jaki¶ czas wcze¶niej. Biegli równiutko i nie dałam rady im dotrzymać kroku.
Wpadli na metę chwilę przede mn±.
A ja chwilę potem. Zadowolona z czasu i zła na siebie.
Bo nadal nie wiem, na co realnie mnie stać w Berlinie. Bo zamiast sprawdzić tempo, mnie sie zachciało ¶cigać. Oh, jak dobrze, że zrezygnowałam z pozostałych startów. Bo nic by z tego nie było. A tak - trening, trening i jeszcze raz trening. I ew. jedne małe Kabaty :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora jacdzi (2009-08-24,09:09): Czytam i na szczescie nie mam czapki na glowie bo bym ja stracil, czapki z glow Aniu, niesamowity trening, nie mozesz nie dodac mazurskich kilometrow. Berlin peknie. kokrobite (2009-08-24,15:20): Może to jest dziwacznie tak: po¶więcić po kilka sekund na kilometrze, by na mecie zarobić kilka minut? Beauty&Beast (2009-08-24,21:48): To nie tak. To miał być test tempa maratońskiego. Nie musiałam zasuwać przez 20 km po 10-15 sek. na kilometrze szybciej, a potem spacerować na ostatnich 4 km... Nie o to chodziło... biegaczka;-) (2009-08-25,19:09): Aniu to jest temperament i tyle....to ja ci powiedziałam cze¶ć po biegu gdybys mnie nie rozpoznała ;-)
|