2009-08-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| :( (czytano: 215 razy)
W środowe popołudnie w dwie godziny perspektywa startu w MW2009 oddaliła się o lata świetlne. Najpierw pod koniec pracy dostałem informację której nie chciałem się doczekać – w przyszły weekend wyjeżdżam służbowo, i ten wyjazd może potrwać dwa tygodnie albo i trzy. Co gorsza, wylot jest w następny weekend w sobotę rano, przylot na miejsce na drugi dzień, w niedzielę rano. Sobotni trening się nie odbędzie, a niedzielne najważniejsze w sierpniu długie wybieganie odpada – już dwa razy przeżyłem tę podróż i wiem że po 24 godzinach podróży (łącznie z dojazdem 200km do hotelu) człowiek czuje się jak szmata. Nie wspominając o radykalnej zmianie strefy czasowej. Więc trudno się spodziewać że zrealizuję te ponad 30 km w niedzielę, już na obczyźnie. a przełożyć się nie da, nie mam ku temu żadnego terminu…poza tym wiadomo jakie jest delegacyjne życie – kilka treningów i tak wypadnie z grafiku.
To jednak by było pół biedy, gdyby nie to co odwaliłem 2 godziny później. Na początku treningu wbiegając na teren szkolnego boiska zawadziłem prawym kolanem o ostry fragment ogrodzenia. Nie wiem jaki stopień rozkojarzenia trzeba osiągnąć żeby tego dokonać, bo wbiegałem tamtędy już kilkanaście razy, a ten fragment ogrodzenia pozbawiony siatki ma ze 2 metry szerokości. ale stało się, lewa noga przeszła a prawa nie zmieściła się. Ból był niewielki, tyle że rzut oka na kolano i okazało się że mam rozcięcie w centralnym miejscu kolana długie na 2 cm i szerokie na jakieś 3mm. Od razu nabiegło krwią, więc pobiegłem do domu. Zdecydowałem że będę kontynuował trening po zabezpieczeniu rany, bo poza rozcięciem nie czułem żadnego bólu. I tak po profesjonalnej pierwszej pomocy mojej lepszej połówki ponownie wybiegłem na trening. Niestety na 5.km całe kolano zaczęło boleć i nie ryzykując dalej piechotą wróciłem do domu. Oprócz rozcięcia jest nieźle stłuczone, objawia się to bólem nawet przy próbie przysiadu albo przy korzystaniu ze schodów. Rozcięcie jest zaś w tak fatalnym miejscu, że nie chce się goić. Musiałbym chyba leżeć w domu 2 dni i nie zginać nogi żeby powstał strup. Nawet na basen nie można pójść, co rozważałem jako tymczasową opcję zastępczą dla treningów biegowych.
Ten idiotyczny przypadek przypomniał mi mimochodem historię Santiago Canizaresa, bramkarza reprezentacji Hiszpanii, który tuż przed mundialem podczas golenia strącił sobie szklankę na stopę i rozciął ją tak niefortunnie że wyeliminował się z tej imprezy. Takie kontuzje są frustrujące, bo powstają w jednej chwili z błahego powodu, nieuwagi, niedbalstwa…Jestem wkurzony na siebie. Tym bardziej że jestem obecnie w świetnej formie i na krzywej wznoszącej…
Oczywiście pozostaje start rekreacyjny w maratonie, ale to mnie nie interesuje. Interesuje mnie bardzo dobry wynik, po to się robi te 80 km tygodniowo. Rekreacyjnie to sobie można dychy biegać.
Wszystko się wyjaśni w najbliższych kilku dniach. I podejmę decyzję.
Teraz mam co najmniej 2 dni przerwy, może w piątek wieczorem spróbuję nieśmiało potruchtać, ale obawiam się że reakcja nogi będzie odmowna.
A w niedzielę katorżnik – pod ogromnym znakiem zapytania. Na pewno przyjadę, ale może się skończyć na kibicowaniu mojej dziewczynie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Isle del Force (2009-08-13,10:12): Tak widać miało być, że z tym nowym rekordem musisz troszkę poczekać. Ja też się wczoraj porysowałem na sztucznej trawce.
Tyle, że ja nie jestem w takiej formie jak Ty Przemek. Ale obiecuję poprawę w 2010 roku.
|