2009-07-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Rowerowo i biegowo... (czytano: 443 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://robsik.bloog.pl
Jak ten czas ucieka! Czasami tego nie widzimy, ale gdy spojrzę na bloga i ilość wpisów przypadających na tydzień, to nie da się ukryć: czas przecieka nam między palcami. Chociaż z drugiej strony może tak źle nie jest?
Przez cały tydzień goście w domu. Na tygodniu za często to się nie widziałem z nimi, bo w firmie zakończenie poprzedniego miesiąca, kolega na urlop itd. W czwartek jedno udało mi się wyciągnąć koleżankę na trening – ona oczywiście na rowerze :))). Zdecydowanie sympatycznie mieć kogoś do pogadania – nawet na rowerze.
W sobotę wieczorem także wyciągnąłem ją na mój trening (już było po 23:00!). Miała nieco trudniejsze zadanie, bo był to trening interwałowy – uciekałem więc jej co jakiś czas. Nadrobić jednak taką ucieczkę na rowerze to, jak się okazało, pryszcz :))). Ja się zmęczyłem natomiast solidnie.
Zanim jednak doszło do treningu, to popołudnie (bo przedpołudnie znowu na pracy spędziłem) spędziłem z gośćmi pokazując im Warszawę. Najpierw przejechaliśmy się metrem, potem poszliśmy pocałować klamkę Muzem Techniki (czynne do 17:00!!! Co to za godzina?!?!?!), a następnie pospacerować po starówce. Tam przywitaliśmy się z Syrenką i sprawdziliśmy, czy jacyś wandale znowu coś jej nie zrobili, odwiedziliśmy Zygmunta, popatrzyliśmy na Zamek Królewski (bo o tej porze to już nie ma mowy o zwiedzaniu – ciekawe dlaczego Polacy tak narzekają na turystykę, co???), obejrzeliśmy chyba z milion różnych ślubów, kupiliśmy chleb po okazyjnej cenie 10 PLN (w zasadzie to pół chleba za tę kwotę!) i wreszcie wróciliśmy do domu, bo młodsza brać koniecznie chciała już na plac zabaw. Zastanawiam się, czy te zwiedzanie raczej nie dla dorosłych było?...
Niedziela miała być jeszcze lepsza. W planach Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej (czy coś takiego), które mieści się przy ulicy Powsińskiej. Szukając godzin otwarcia, znalazłem notatkę, że muzeum zamknięte do odwołania (czyli pewnie na zawsze – bo moje dzieci zdążą tak wyrosnąć, że nie będą myślały o takich bzdurach). Plan więc runął w gruzach.
Chłopaki jednak mieli obiecaną wycieczkę rowerową. U nas to już standard, że jedzie się do pól golfowych, aby przywieźć kilka piłeczek :))). Trasa jednak jest wyznaczona na 25km i miałem wątpliwości, czy wszyscy dadzą radę – zapewnili, że tak. No to ruszamy!
Ponieważ pozostał taki niedosyt tych zamkniętych muzeów, to postanowiłem, że wydłużymy delikatnie trasę, aby odwiedzić jeszcze to złomowisko-muzeum, które zlokalizowane jest nieopodal mnie – zawsze dzieciarnia będzie mogła zobaczyć jakiś czołg lub wóz bojowy.
Pogoda dopisywała nam prawie do końca. Już na ostatnich dwóch kilometrach delikatnie pokropiło, ale wszystko w normie. Piłeczki oczywiście przywieźliśmy, czołgi odwiedziliśmy i wszyscy byli zadowoleni! Mój chłopak zrobił więc nowy rekord swojego dystansu: 27km! I dużo wskazuje na to, że do 30km jeszcze dałby radę. Ale to sprawdzimy następnym razem :)))
Korzystając z ładnej pogody, zdjąłem koszulkę i opaliłem sobie troszkę ramiona i plecy – w końcu nie będę wyglądał jak młynarz. A że co chwila słońce zachodziło za wielkie kumulusy, to nawet się nie spiekłem ;)))
Wieczorem dowiedziałem się, że żona spotkała kolegę, z którym w zeszłym roku trochę pojeździłem na wycieczki. Powiedziała mu, że pociągnąłem dzieci na przejażdżkę rowerową na 27km. On skwitował to tylko jednym zdaniem: „Tak, tak. Z nim nie jeździ się na 3-5km wycieczki – wiem to, bo już z nim jeździłem!”. Tak, to jest chyba sedno mojego rowerowania: szkoda wyciągać rower tylko na 5 minut jazdy :)))
Ok., poniżej mapka naszej trasy (jak wejdziecie w tę mapkę, to jest zaznaczone miejsce, gdzie są te sprzęty wojskowe), a poniżej link do albumu ze zdjęciami z ostatnich moich wypraw.
Fotki: http://picasaweb.google.com/robsik/RajszewoISprzetaWojskowe# Uzupełnienie (dodatkowe fotki): http://picasaweb.google.com/robsik/PierwszaWycieczkaRowerowaW2009#
A biegowo? Jest lepiej, chociaż cały czas jakoś odczuwam nie tyle pasmo co biodro. I jest to na pewno problem jakiegoś mięśnia. Ostatni tydzień zamknąłem dystansem ponad 25km – czy to dużo? Oczywiście, że nie. Dla mnie jednak jest to krok milowy. Abyście mogli zrozumieć dlaczego to podam tylko dwa fakty:
- ostatnio tak duży (jak dla mnie na razie!) dystans (tygodniowy) miałem w połowie marca,
- przedostatni taki duży dystans – pod koniec stycznia.
Słowem: słabo mi się biega w tym roku – to nie mój czas. Ale spróbujemy utrzymać te treningi, dorzucić trochę ćwiczeń wzmacniających pośladki i biodra i zobaczymy co z tego dalej wyniknie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |