Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

e.i.
Ewa Inn
Katowice

Ostatnio zalogowany
2020-09-10,18:11
Przeczytano: 621/246612 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:9.3/4

Twoja ocena:brak


Bieżnia - gorsza siostra pleneru?
Autor: Ewa Inn
Data : 2012-02-09

Wiosna, która niesie ze sobą ważne imprezy biegowe, zbliża się nieuchronnie, ale tymczasem złośliwa zima rozpanoszyła się na dobre, przeszkadzając w przygotowaniach do wiosennego sezonu. Są z tej sytuacji trzy wyjścia: można biernie czekać w zaciszu domowym na warunki bardziej przyjazne bieganiu lub też, wykazując się ogromną determinacją i hartem ducha, biegać przy dwucyfrowych mrozach. Można też wybrać trzecią opcję – bieżnię.




Postawa "na lenia"

Czekałam grzecznie na ocieplenie jeden tydzień, potem drugi – zima ma swoje prawa, niech sobie więc poszaleje. Ale ile można czekać? Moje nogi, do licha, też mają swoje prawa! Jeśli nie dam im się wybiegać, to zbuntują się i odmówią współpracy w kluczowych momentach (np. w czasie najbliższego półmaratonu). Wyż syberyjski nie może przecież stanąć na drodze do mojej, wciąż pożal się Boże, kariery biegowej.

W "hardkorowych" warunkach

Nie ma więc co się rozczulać nad sobą i trza wziąć byka za rogi. Ale od której strony zabrać się za niego w taki mróz?! W co się ubrać, żeby nie było zimno, ale żeby też nie za gorąco? Tak, tak, znam zasady ubierania się w taką pogodę. Ale i tak, przy ich zachowaniu, czuje się chyba spory dyskomfort? Pewności nie mam, bo przecież do tej pory nie zaliczyłam biegu w temperaturze, w której zamarza wódka. Więc wciąż się wahałam czy pójść na całość i zaliczyć ten "hardkorowy" bieg.

Dobra – pomyślałam – ubiorę się na cebulę, w te wszystkie oddychające ciuchy, niech mi będzie ciepło, niech się nawet zleję potem (nie pocą się tylko szachiści), niech mnie owieje zimny wiatr, nie pierwszy to raz i nie ostatni. Ale co z twarzą? Przecież wystarczyło mi kilka minut spokojnego marszu do pracy, aby mieć wrażenie, że mój nos zaraz odpadnie, a lica zmrożą się na kość, po czym, niczym tafle lodu, popękają i skruszone posypią się z wdziękiem pod buty.

Jak więc ochronić twarz w czasie kilkukilometrowego biegu, żeby nie odmrozić facjaty i nie rozwalić sobie przy okazji oskrzeli? Bieg w kominiarce? Po kilku minutach w okolicy ust i nosa pewnie zgromadziłoby się na tkaninie tyle śniegu, że można by ulepić dorodnego bałwana.

Dobra, niech będzie, że wymyślam sobie problemy, że się nie znam, że jestem mało profesjonalna a nawet, że jestem zwykłym mięczakiem. Faktem jest, że odpuściłam sobie bieganie w takiej temperaturze. Jednak ta moja bezczynność nie dawała mi spokoju, zwłaszcza, że zima nie powiedziała ponoć jeszcze ostatniego słowa.

Pierwsze koty za płoty

Postanowiłam więc zmierzyć się z bieżnią. Wśród części biegaczy nie cieszy się ona zbyt pochlebną opinią. Jest wykorzystywana, a i owszem, ale zgodnie z zasadą "jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi to, co się ma". Uznałam więc, że i ja muszę polubić to, co mam akurat do dyspozycji – czyli bezduszną maszynę zamiast ukochanego, choć kapryśnego pleneru.




Stanęłam na pas biegowy, wstawiłam szklankę wody w miejscu do tego przystosowanym, wsunęłam w uszy słuchawki z wielce dynamiczna muzyką i gotowa na wszystko odpaliłam bieżnię. Poszło! Acz w żółwim tempie. Zwiększyłam więc prędkość. No, w końcu ze spaceru przeszłam płynnie do biegu...

Zabawne to uczucie, bo do tej pory musiałam przebierać nogami, żeby przemieszczać się po nawierzchni, a tutaj to nawierzchnia się przemieszczała, zmuszając moje nogi do biegu. Biegłam więc i biegłam, a tymczasem minęło dopiero 10 minut. No tak, ludzie mieli rację, że na bieżni czas się dłuży, że nudno, że monotonnie. A ja założyłam sobie, że przez godzinę pobiegnę! Zwariuję do tego czasu, gapiąc się wciąż w ścianę lub zamiennie na wyświetlacz.

Nie taka bieżnia straszna jak ją malują

I zatęskniłam za tym wszystkim, co zawsze mijałam w czasie biegu. Za drzewami, za ścieżkami, za stawem, za śpiewem ptaków, za zapachami, za słońcem w dzień i za chmurami, za grą światła, za wieczornymi latarniami cudnie wyznaczającymi trasę biegu, za mijanymi biegaczami niosącymi pocieszenie, że nie jestem jedyną szurnięta biegaczką, która zmaga się ze sobą bez względu na porę roku i porę dnia.

Po jakiejś chwili pomyślałam jednak, że nie jest aż tak źle na tej bieżni, bo z drugiej strony patrząc na sprawę, nic we mnie nie wieje, nic na mnie nie pada, mróz nie atakuje, nie muszę mieć na sobie tych wszystkich warstwowych ciuchów. Pod nogami nie ma ani kałuż, ani lodu, ani błota, ani śliskich liści, ani wystających korzeni, a za moimi apetycznymi (dla ssaków mięsożernych) łydkami nie biegnie żaden wkurzony pies, spuszczony ze smyczy przez beztroskiego właściciela. Och, bieżnio moja droga, jednak cię lubię i przestawszy grymasić, przebiegnę na tobie całą godzinę.

Biegłam więc dalej. Czas mijał a ja odkryłam, że już mi się tak strasznie nie dłuży. Pomyślałam, że człowiek, który się lubi, nie może nudzić się sam ze sobą. Generalnie biegacze najczęściej przecież spędzają samotnie długie godziny, ale ta samotność ich nie męczy i nie nudzi. Jaka więc różnica czy biegnie się w parku czy w lesie czy wzdłuż drogi czy na bieżni? Zawsze jest o czym pomyśleć. I pewnie dlatego po jakimś czasie już nie przeszkadzała mi ściana naprzeciw ani wyświetlacz, który monotonnie pokazywał liczby.

W połowie dystansu uznałam, że zasłużyłam na nawodnienie. Szklanka z wodą kusiła swoją zawartością, ale jak się tu napić, nie wybiwszy sobie zębów przy prędkości 9 km/h? Cha! A to ci dylematy bieżniowej debiutantki. Przygotowałaś sobie picie w szklance, paniusiu, to teraz masz problem. Musiałam więc zahamować tego pędzącego rumaka, napiłam się i znów pogoniłam bestię, aby ostatecznie dobiec do mety po zaplanowanej godzinie.

"Kiszce" mówimy nie!

Już mi nie straszny wyż syberyjski, nie straszna żadna śnieżyca, ni ulewa żadna, mogą nawet żaby z nieba lecieć a ja i tak będę biegać, bo znalazłam alternatywę dla pleneru. Chwała temu, kto wymyślił bieżnię, bo mimo kilku minusów, ma jednak sporo plusów, a najważniejszy jest taki, że pozwala szlifować formę, gdy za oknem "kiszka"!



Komentarze czytelników - 81podyskutuj o tym 
 

KR

Autor: KR, 2012-02-14, 09:39 napisał/-a:
Oddycham wymiennie : albo przez nos (tak długo jak się da), albo przez usta wciągając powietrze ich kącikami. Tutaj chyba nie ma "złotych reguł" trzeba metoda prób i błędów dojśc do optymalnego rozwiązania.

 

lipton65

Autor: lipton65, 2012-02-14, 09:41 napisał/-a:
Zioła potrafią załatwić wiele spraw...

 

Rufi

Autor: Rufi, 2012-02-14, 09:51 napisał/-a:
Mnie bieganie na bieżni ruchomej męczy.
Musiałabym być już mocno sfrustowana tonami śniegu żeby wejść na chomika.

 

KR

Autor: KR, 2012-02-14, 09:58 napisał/-a:
Kazdy wie co dla niego jest najlepsze. Najwazniejszy jest zdrowy rozsądek i nie silenie się na rzeczy , które szkodza własnemu organizmowi. Osobiście odpusciłem w tym roku poranne treningi gdy temperatura spadała ponizej - 20 stopni. Po prostu przekładałem je o kilka godzin na porę gdy było -14/-15 i już. A kiedy się po prostu nie da bo za zimno to mozna zrobić zestaw cwiczeń siłowych (które generalnie sa mniej atrakcyjne i często się je zaniedbuje). Nie można natomiast sugerować ze trening na bieżni buduje psychikę a trening na mrozie nie. Biegam m.in. dlatego ze odbywa się to na świeżym powietrzu nieważne czy słonce, deszcz, śnieg, błoto czy mróz a nie jestem zamknięty w pomieszczeniu, ograniczony laptopami, pendrivami, tv i innymi podobnymi ustrojstwami.

 

KR

Autor: KR, 2012-02-14, 10:14 napisał/-a:
Racja. Tez lubie biegac na mrozie (najlepiej-8 do -12) Skwar jest gorszy od mrozu. Gdy mroz, mozna sie odziac. Przed skwarem znikad ratunku

Pozdrawiam

 

SlazElk

Autor: SlazElk, 2012-02-17, 12:00 napisał/-a:
Ze swojego doświadczenia wiem, że treningi na bieżni są porównywalnie skuteczne jak treningi na świeżym powietrzu. W niektórych rodzajach treningów (biegi w określonym tempie przez określony czas) bieżnia jest bardzo wygodna poprzez łatwość wymuszenia na sobie biegu w określonym tempie albo pod określonym nachyleniem. Poza tym mam teorię, że bieganie na bieżni jest bardziej bezpieczne pod kątem ewentualnych kontuzji biegowych. Wg mnie bezpieczeństwo wynika z bardziej miekkiego podłoża po jakim stąpamy biegając na bieżni.

 

Rufi

Autor: Rufi, 2012-02-17, 12:16 napisał/-a:
Prawie w ogóle nie biegm na biezni ale te kilka razy które biegałam ...hmm no raczej miękko nie było.
Zdecydowanie lepiej w lesie.

 

goike

Autor: goike, 2012-02-18, 21:34 napisał/-a:
Nigdy ne korzystalem z bieżni. Nie wiem jak to jest. Jakoś udało mi się zawsze znaleźć w miare rozsądne warunki tej zimy do biegania na dworzu, nawet przy -15 st. Najdłuższa przerwa w zimie to tydzień, spowodowana przeziębieniem i nadwyrężeniem stawu biodrowego. Przy -10 udało mi się nawet uzyskać swój najlepszy czas na 5 km (oczywiście nic imponującego, bo trenuję od niedawna). Na mrozy najlepiej ubrać na twarz szalik taki który przepuszcza w miare dużo powietrza żeby się nie udusić. Jest ciepło. Gardło nie łyka zimnego powietrza. Jedynie co wkurza to zaparowujące a w konsekwencji zamarzające okulary które po kilkuset metrach trzeba zdjąć. W zimę są inne niebezpieczeństwa. Wyziębienie mięśni nóg. Niestety nie byłem doświadczony w tej kwestii i żle ubrałem nogi. Przewiewne dresy są niedobre. Przez to ponaciągałem mięśnie i nadwyrężyłem staw biodrowy. Na szczęście właśnie przeszło i jutro znowu ruszam w trasę. Na diże mrozy na wierzchu najlepiej mieć dresy ortalionowe, ochraniające przed zimnym wiatrem. Co do sztucznej bieżni. Pewno kiedyś spróbuję.

 

wiechu44

Autor: wiechu44, 2012-02-18, 23:01 napisał/-a:
Bieżnia jest dobra w okresie powrotu do biegania po kontuzji ( jest bardziej miękka niż naturalne podłoże), poza tym jako alternatywa dla ekstremalnych warunków. Ogólnie jest nudna. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

 

a.Klimczak

Autor: opir, 2012-02-18, 23:06 napisał/-a:
Nie biegałem na bieżni, bo to dla mnie związane by było z dodatkowym kosztem pieniężnym i czasem poświęconym na dotarcie na siłownię. A jako że mieszkam w ciepłym Wrocławiu i najniższa temperatura w jakiej biegałem w tym roku to -15 tak więc jest mi niepotrzebna bo te -15 to jednak nie tak zimno.
Ale czasem sobie myślę, że fajnie by było mieć bieżnię w domku i sobie zasuwać :) Z czymś przed oczyma :)

 



















 Ostatnio zalogowani
kostekmar
08:47
BemolMD
08:27
chris_cros
08:25
michu77
08:13
bobparis
07:58
Admin
07:47
Ryszard N.
07:11
kos 88
06:46
jaro109
06:25
biegacz54
06:20
schlanda
05:26
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
¦wistak
22:54
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |