|
| Przeczytano: 753/291891 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Biegaj więcej, by biegać lepiej | Autor: Richard Benyo | Data : 2011-11-28 | Teoria biegania na długi dystans, popularna w latach 70. XX w., powróciła dziś jako mantra biegaczy światowej klasy: aby być lepszym biegaczem, biegaj tyle, ile może znieść twój organizm, tak długo jak się da, a potem odpocznij i zacznij od początku. Brzmi to tak logicznie i praktycznie, że aż wydaje się oczywiste.
Jednak w każdym sezonie i w całej karierze biegowej mamy cykle (pomyśl o Lassem Virénie, który miał zwyżkę raz na cztery lata, akurat na igrzyska olimpijskie w 1972 i w 1976 roku, kiedy wygrywał na 5000 i 10 000 metrów). Czasem musimy stwierdzać pewne oczywistości, aby nie zagubiły się w kakofonii naukowych odkryć i zdroworozsądkowych pewników.
Logika nie zawsze trzyma się ekspertów. Często nawet oni (z każdej dziedziny) obalają logicznie brzmiące stwierdzenia lawiną statystyk i osobliwych badań. Przyjrzyjmy się krótkiej historii teorii: "Biegaj więcej, by biegać lepiej".
W pierwszej połowie XX w. był w Nowej Anglii pewien pan o nazwisku Clarence DeMar. Wygrał słynny maraton bostoński siedem razy. Wygrałby go jeszcze 2–3 razy, gdyby lekarze nie doradzili mu ograniczenia treningów w celu ochrony przerośniętego mięśnia sercowego (jak się okazało, serce było powiększone z powodu ćwiczeń aerobowych). Clarence, człowiek skryty i często agresywny, trenował dwa razy dziennie z dużymi sukcesami.
Nie był naukowcem, który po długich i wnikliwych badaniach doszedł do wniosku, że dwa treningi dziennie pozwolą mu zostać lepszym maratończykiem. Był drukarzem, który codziennie biegł do pracy i z powrotem, z czystą koszulą pod pachą. Uznał, że dwa biegi dziennie pasują do jego trybu życia. W weekendy biegał na dłuższe dystanse. Pozwoliło mu to zgromadzić wielkie zapasy siły i wytrzymałości, z których korzystał na zawodach. A także docierać bezpłatnie do pracy. Clarence pochodził z biednej rodziny, pracował w internacie i nauczył się nie tracić pieniędzy.
Niektórzy biegacze, z którymi Clarence się ścigał, zaczęli analizować przyczyny jego sukcesu i zaadaptowali niektóre jego metody. Wśród nich znaleźli się John A. Kelley i John J. Kelley. John A. wygrał w Bostonie w 1935 i 1945 roku i trzy razy startował w maratońskiej drużynie USA na igrzyskach olimpijskich.
John J. Kelley (zbieżność nazwisk jest przypadkowa) wygrał w Bostonie w 1957 roku, startował na igrzyskach i wygrał maraton na mistrzostwach AAU w Yonkers aż osiem razy z rzędu. Pomiędzy dwoma Kelleyami legendarny czeski długodystansowiec, Emil Zátopek, ustanowił nowy standard dystansu przebieganego w tydzień. Zátopek do dziś jest jedynym biegaczem, który wygrał na jednych igrzyskach olimpijskich bieg na 5000 metrów, 10 000 metrów i maraton (w 1952 roku w Helsinkach)
W latach 60. XX w. nowozelandzki trener Arthur Lydiard sformułował teorię długich, powolnych biegów jako bazy przygotowującej do treningu wyrabiającego siłę i szybkość. Dokonał tego nie w laboratorium, ale robiąc wpisy do olimpijskiej księgi rekordów. Postawił swoich biegaczy z sąsiedztwa na podium olimpijskim w 1960 roku: Snell wygrał złoto na 800 metrów, Halberg złoto na 5000 metrów, Magee brąz w maratonie.
Również w latach 60. Derek Clayton z Australii biegał oszałamiające dystanse i został pierwszym maratończykiem, który zszedł poniżej 2:11, 2:10 i 2:09. W pewnym momencie krążyły plotki, że Clayton przebiegał 200 mil (320 km) tygodniowo. Zapytałem go o to w 1980 roku.
"Eksperymentowałem z przebieganiem dużych dystansów" – powiedział – "ale nigdy nie doszedłem do 200 mil. Dlaczego miałem dementować te pogłoski? Jeśli biegacze ścigający się ze mną wierzyli w to i próbowali robić to samo, niszcząc formę, to mogłem być tylko zadowolony."
W latach 70. długodystansowcy, absolwenci college’u, uznali, że kombinacja długich biegów i przeprowadzanego od czasu do czasu treningu szybkości na bieżni plus regularne starty w zawodach to puchar ambrozji zapewniający sukces na maratonie. Na igrzyskach olimpijskich w 1972 roku w Monachium amerykańska drużyna zdobyła w maratonie pierwsze miejsce (Frank Shorter), czwarte (Kenny Moore) i dziewiąte (Jack Bachelor). Żadna drużyna narodowa nigdy nie wypadła tak dobrze na olimpiadzie nowożytnej, nawet drużyny z Afryki Wschodniej (Kenijczycy i Etiopczycy). Był to amerykański złoty wiek biegów długodystansowych.
Na poprzednich igrzyskach drużyna USA (Moore, George Young i Ron Daws) dostałaby medal drużynowy, gdyby taki istniał. Na następnych igrzyskach w Montrealu, po szaleństwie z 1972 roku, Amerykanie zajęli miejsce drugie (Shorter) i czwarte (Don Kardong). Mieliby pierwsze i trzecie, gdyby zdyskwalifikowany został zwycięzca – Waldemar Cierpinski – za użycie środków dopingujących. Po upadku muru berlińskiego otwarto akta Stasi i świat dowiedział się o dopingu Cierpinskiego. Frank Shorter rozpoczął starania o odebranie medalu Cierpinskiemu i przyznanie go jemu, ale Międzynarodowy Komitet Olimpijski uznał, że minęło zbyt dużo czasu.
Była to niezwykła epoka w biegach długodystansowych w USA. Okres ten trwał do początku lat 80., gdy Amerykanie – Alberto Salazar i Dick Beardsley – stoczyli historyczny pojedynek w słońcu na maratonie bostońskim w 1982 roku. Pierwsze trzy miejsca w Bostonie w 1983 roku zajęli Amerykanie (Greg Meyer, Ron Tabb i Benji Durden). W 1984 roku Joan Benoit-Samuelson wygrała pierwszy maraton olimpijski kobiet w Los Angeles.
W tym momencie bieganie na długie dystanse w Ameryce zaczęło szwankować. W dużej części dlatego, że naukowcy stwierdzili, że maratończyk nie potrzebuje więcej niż 75 mil (120 kilometrów) tygodniowo, by osiągnąć światowy poziom. Ekstrawagancje poprzedniej dekady, gdy maratończycy regularnie biegali po 120 mil (192 kilometry), a czasem eksperymentalnie 150 mil (240 kilometrów) lub nawet 200 mil (320 kilometrów), zostały ukrócone i oczernione przez teoretyków biegania.
Udział (i wygrana) w maratonie miały już nie być sztuką uprawianą przez kreatywnych artystów i takich trenerów, jak Arthur Lydiard, Ernst van Aaken, Bob Sevene, Bill Squires i innych. Miały być podyktowane przez ścisłe, naukowe reguły i pulsometry.
Fragment pochodzi z książki "Biegać mądrze" autorstwa Richarda Benyo. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Inne Spacery - wystarczy KLIKNĄĆ TUTAJ |
| | Autor: kamilj, 2011-11-30, 11:11 napisał/-a: bardzo ciekawy fragment.
niestety rzeczywiście nawet drobne nieścisłości w książce o treningu zrażają do jej kupna. np najpierw autor przytacza wypowiedź jednego z zawodników dementującego pogłoski, że biegał nawet 200 mil tygodniowo,potem mówi, że jak szli jego śladem, to robili sobie krzywdę. a na końcu pisze, że amerykanie byli mocni wtedy, gdy biegali nawet 200 mil tygodniowo..
Artykuł przedstawia tylko jedną stronę medalu, nie pokazuje argumentów przeciwników dużego kilometrażu i nie dyskutuje z nimi.A szkoda, bo całkiem ciekawie się czyta a teraz chętnie kupiłbym jakąś książkę o treningu. | | | Autor: Krzysiek_biega, 2011-11-30, 12:48 napisał/-a: zawodnicy rzadko mówią prawdę. Spotkałem się z zawodnikiem że twierdził iż biega 280km tygodniowo, a jak udało mi się podpatrzeć w zeszyt treningowy, to rzadko kiedy przekraczał 200km tygodniowo...
Zgodzę się z Marcinem iż dla zawodnika przy życiówce 27 minut nie powinno być problem żeby biegać poniżej 30 minut dyszkę na treningach. Z tym że w tym okresie nie pamiętam Amerykanina który miałby taki rekord...:) | | | Autor: slawek_, 2011-11-30, 13:19 napisał/-a: dopiero niedawno zawodnicy USA złamali 27 minut | | | Autor: tytus, 2011-12-01, 08:17 napisał/-a: LINK: http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5375
już na ten temat pisałem:
prawidłowo winno być:
Mnie raz się udało.... | | | Autor: Krzysiek_biega, 2011-12-01, 09:38 napisał/-a: według słownika współczesnego nie ma słowa " winno"
co oznacza słowo "bolieroza"? bo znam coś podobnego ale pod nazwą "borieloza" czytane w Twoim wpisie na blog
| | | Autor: Master Piernik, 2011-12-01, 09:56 napisał/-a: Jak by na to nie spojrzeć to na pewno jest w tym poście zawarty przepis na dobre bieganie, choć każdy z nas jest innym kucharzem i co innego mu smakuję, dlatego książka "biegać mądrze" upodabnia się w istocie do jednych i do drugich, to tak jak by każdy z nas opisał co mu leży a co nie na treningach itd :) | | | Autor: Krzysiek_biega, 2011-12-01, 10:01 napisał/-a: jak by nie było książkę powinno się pisać mądrze..:) | | | Autor: inne spacery, 2011-12-02, 13:53 napisał/-a: LINK: http://Jakub Karp
Witam
Nie mam zwyczaju zabierać głosu na forach, ale czasem niestety muszę prostować nieprawdziwe informacje.
Zarzuca Pan mijanie się z prawdą człowiekowi (Richardowi Benyo), który pisaniem o bieganiu (i bieganiem) zajmuje się od końca lat 70. XX w. Oczywiście, nie przeczę, i taki człowiek może się mylić, ale akurat w kwestiach, które Pan poruszył, zdaje się, że to właśnie Pan się myli, nie autor książki.
Fragment tekstu mówiący o Lydiardzie odnosi się do świadomego wprowadzenia do programów treningowych długich, spokojnych wybiegań służących budowaniu bazy aerobowej.
Jeśli się wczytać w książki Lydiarda, choćby w wydaną w 2000 roku "Running with Lydiard" (proszę zajerzeć do początkowych rozdziałów), to okaże się, że Lydiard przykłada ogromną wagę do biegania "aerobowego".
Nie trzeba z resztą sięgać po książki. Wystarczy odwiedzić stronę fundacji Lydiarda:
http://www.lydiardfoundation.org/
I tu można znaleźć obszerny materiał o filozofii treningowej tego trenera.
Oto słowa samego Lydiarda:
[So I try to explain to my athlets, "You don"t make yourself great doing anaerobic training; you make yourself great doing aerobic training".]
Powstaje więc pytanie, w jaki sposób można budować bazę aerobową.
Pan zarzuca Benyo, że ten myli się, iż Lydiard poleca biegać długo i powoli. Podkreśla Pan, że Lydiar "nie wspomina nic o powolnych biegach".
Jako doświadczony trener doskonale Pan wie, że treningi aerobowe opierają się właśnie o stosunkowo długie i stosunkowo wolne (nieintensywne) bieganie.
Używam słowa "stosunkowo" celowo, bo czym innym będzie "długo" dla 400-metrowca, a czym innym dla maratończyka. Podobnie ma się sprawa z "wolnym". Dla kogoś, kto pokonuje 10 km w 30 minut, przebiegnięcie "dyszki" w tempie 4.30 min./km będzie łatwe. Zaś dla kogoś, kto ma życiówkę na 10 km równą 50 minut, tempo 4.30 na dystansie 10 km nie będzie w ogóle możliwe.
Podaje Pan przykład, że zawodnicy Lydiarda biegali 10 km poniżej 30 minut. Moim skromnym zdaniem, nie jest to żaden argument przemawiający za tezą, iż Lydiard nie wspomina o bieganiu "powolnym".
Podopieczni Lydiarda również mogli biegać inne dystanse z innymi intensywnościami. Z pewnością bieganie 10 km poniżej 30 minut nie było jedynym stosowanym przez nich środkiem treningowym.
Parafrazując Pańskie słowa: taka nieścisłośc nie świadczy dobrze...
Z poważaniem
Jakub Karp | | | Autor: Admin, 2011-12-03, 11:28 napisał/-a: W konkursie wzięło udział 900 osób, z których 382 odpowiedziały prawidłowo na wszystkie pytania i biorą udział w losowaniu dziesięciu książek pt. "Biegać mądrze".
W środowym losowaniu multi-multi (30.11.2011, godz. 14:00) padły następujące liczby:
2,5,7,9,16,18,28,33,39,41,
43,44,50,52,53,54,57,61,74,78
Liczba PLUS: 53
Suma wylosowanych liczb: 764
Suma liczb pomnożona przez liczbę PLUS = 764*53 = 40492
Zgodnie z regulaminem pierwszą książkę wygrywa osoba, która oznaczona jest numerem stanowiącym resztę z dzielenia 40492 przez liczbę uczestników losowania - 382
Reszta z dzielenia 40492 przez 382 = 0
Książki wygrywają:
1. Mirza - Mariusz Kurzajczyk
2. Przemek_G - Przemysław Giżyński
3. jacek47 - Jacek Krawczyński
4. 176fm - Marek Foksa
5. łysy - Marek
6. jarkowaty - Jarosław Waliduda
7. MEL. - Basia Muzyka
8. kgondek - Krzysztof Gondek
9. amd - Artur Dębicki
10.perdek - Paweł Perdion
Ze zwycięzcami skontaktujemy się pocztą wewnętrzną. Gratuluję !! | | | Autor: Krzysiek_biega, 2011-12-03, 11:32 napisał/-a: Gratuluję wszystkim którym się powiodło w losowaniu. Paweł Perdion mieszka chyba w Stanach, tak więc nagroda powędruje aż za Ocean:) | |
|
| |
|