|
| nowDeeS Dariusz Sidor Wrocław Sidor Team Polska
Ostatnio zalogowany 2023-05-01,14:20
|
|
| Przeczytano: 463/148763 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Wynik czy miejsce? | Autor: Dariusz Sidor | Data : 2011-09-28 | Dla biegacza amatora najważniejszy jest wynik na mecie. Wynik wyrażony minutami, który im lepszy, tym większe wywołuje zadowolenie. Na dalszy plan schodzi miejsce w grupie, a czasami właśnie to miejsce w grupie jest ważniejsze niż wynik.
Ma to miejsce podczas zawodów między najlepszymi zawodnikami (ale to amatora nie dotyczy), podczas imprez rangi mistrzowskiej, przy różnorakich woltach pogodowych, na trudnych trasach, gdzie sam udział postrzegany jest bardziej jako przygoda niż ściganie się.
Podobnie jest w triathlonie, gdzie czas jest wtórnym wyznacznikiem, na który mocno wpływają warunki pogodowe podczas pływania, a nade wszystko podczas jazdy na rowerze, a liczy się przede wszystkim miejsce.
Walka o miejsce na mecie dla amatora kojarzy się i jest realizowana głównie poprzez nadambitne, dramatyczne i pełne zawziętości sprinty na ostatnich metrach. Wywołuje to aplauz zgromadzonej publiczności, ale ma niewielki wpływ na duże zmiany w stawce zawodników. Tożsamy w tych dokonaniach jest z najlepszymi zawodnikami świata i na tym podobieństwo się kończy.
Doświadczony amator wie, że finisz musi zaczynać wcześniej. Czasami, w przypadku maratonu, nawet kilka kilometrów przed metą. Wtedy potrafi dość znacznie zmienić swoje miejsce w grupie przesuwając się w ogólnej klasyfikacji nawet o ponad tysiąc miejsc (jest to zależne od wielkości imprezy, w której uczestniczy)
Doświadczony i dobrze przygotowany zawodnik próbuje rozstrzygnąć walkę o miejsce na prawie całym dystansie forsując mocne tempo i starając się zgubić rywali szybszych od niego na finiszu lub starając się wytrzymać narzucone tempo, by finiszem rozstrzygnąć zawody na swoją korzyść. W najjaskrawszej formie widać to podczas zawodów kolarskich.
Startując w środku stawki i walcząc o czołowe, ale nie o medalowe, miejsca dość łatwo można zauważyć pewną prawidłowość. Na pierwszych kilometrach następuje "ustawienie się" uczestników w grupie.
Podobnie jest w triathlonie. Podczas pływania, podczas początkowej walki, tej kipieli wodnej, następuje "roszada" miejsc i... utrzymuje się do zakończenia konkurencji.
Często, ba, nagminnie zdarza się, że biegnie się za kimś długie kilometry w tej samej odległości. O czym wtedy się myśli? Że to jest ktoś tak samo przygotowany, niczym się nie wyróżniający ode mnie, w zasadzie na tym samym poziomie, ale... jest z przodu. Dogonienie go jest zwiększonym wydatkiem energetycznym i po czymś takim utrzymanie prędkości, którą do niedawna się biegło bez wysiłku nagle pozostaje nadzwyczaj trudne. Z reguły nie utrzymuje się i odpada.
W swoich rozważaniach pomijam sytuacje, gdy ktoś zaczyna wolno i przesuwa się w stawce do przodu narastającym tempem - jest do tego przygotowany i tak zaplanował sobie rozegranie zawodów.
Otóż zaobserwowałem, że podczas zawodów triathlonowych stawka pływaków kształtuje się podczas pierwszych 400 metrów. Podczas zawodów biegowych stawka kształtuje się na pierwszych dwóch kilometrach.
Potem można sobie płynąć lub biec tym samym tempem co zawodnik kilkadziesiąt lub nawet kilkaset metrów przed nami, i co? I nic! Na mecie wszystko będzie jasne: to on będzie przed nami.
Szczególnym przypadkiem jest maraton, gdzie przejście w klasyfikacji w górę, często zależy od ilości zawodników, którzy "spadają", niż własnemu forsowaniu tempa.
"Ustawiona" grupa "rozciąga się", ale do zmiany układu miejsc nie dochodzi. Jeśli na pierwszych metrach nie udało się znaleźć w pożądanej grupie, to trzeba czekać na finisz, z pełną świadomością, że można nie dogonić zawodników będących z przodu. A więc nie finisz (nie w takim stopniu), nie rwanie tempa na dystansie, ale pierwsze kilometry decydują o miejscu na mecie!
Płynie z tego jedna nauka: musisz tak wystartować, by być na zakładanym miejscu po jednej trzeciej wyścigu.
Można tę naukę przełożyć na wynik czasowy. Po jednej trzeciej trwania wyścigu masz mieć zakładany międzyczas, jeśli go nie osiągniesz, to będziesz musiał się mocno starać, by odrobić stratę lub utrzymać zakładane tempo.
Można też spojrzeć na to z drugiej strony, czyli od strony mety. Jeśli na jedną trzecią przed metą nie zajmujesz planowanego miejsca, to najprawdopodobniej już ci się nie uda tego zmienić (biegi ze specjalnie definiowaną taktyką pomijam w rozważaniu)
Udanych wyścigów!
Więcej artykułów Darka Sidora znajdziecie na stronie im226.blogspot.com |
| | Autor: harpaganzwola, 2011-09-29, 23:37 napisał/-a: Idąc twoim tokiem myślenia można powiedzieć że jeśli komuś nie pasuje życie na ziemi to może przenieść się w kosmos i podobne tłumaczenia. Po to ktoś robi strefy czasowe aby je przestrzegać. To jest to samo jakby ktoś przechodził przez strefy na stadionie piłkarskim, porządek musi być, każdy powinien znać swoje miejsce | | | Autor: bil-u, 2011-09-30, 01:29 napisał/-a: Kolego harpaganzwola polecam bieganie i udział w zawodach na trochę dłuższych dystansach niż tylko 10-tki i półmaratoniki.
W czasie biegu w maratonie najlepiej górskim lub 100-tki zapewne nabierzesz szacunku do każdego biegacza i tego wolnego i szybkiego,starszego lub młodzego.Gwarantuje Ci ,że wtedy i Ty znajdziesz swoje miejsce .
Jedno jest pewne mój młody kolego przyjdzie czas ,że i Ty będziesz biegał wolno .
pozdrawiam | | | Autor: adamus, 2011-09-30, 07:41 napisał/-a: Kolego,
Ale ty chyba nie rozumiesz o co chodzi w tej dyskusjii!! Tu nikt nie wyraża braku szacunku dla wolniejszych biegaczy. Mowa tylko o tym aby ustawiać się na starcie zgodnie z przyznaną strefą albo jeśli ich nie ma to zgodnie ze swoimi możliwościami a nie pchać tam gdzie będziemy przeszkadzać innym biegaczom.
Dla mnie właśnie takie ustawianie się na starcie to brak szacunku dla innych biegaczy:( | | | Autor: kemezrp, 2011-09-30, 19:51 napisał/-a: to prawda, że na większych i poważniejszych imprezach elita powinna stać z przodu, a wolniejsi zawodnicy w odpowiednim dla siebie miejscu. Zaskoczony jestem tym, że w Pile nie było strefy dla elity, przecież to Mistrzostwa Polski!!
Jeżeli jednak jest to bieg np. na 200-300 osób, czasem zabawnie jest zobaczyć sprintera przed sobą (bo faktycznie biegnie szybko, ale tylko przez pierwsze 200 metrów) i skromne uśmieszki "szybkich zawodników", którzy dobrze wiedzą, że jest to tylko kwestia paru chwil żeby go dogonić | | | Autor: henry, 2011-09-30, 20:07 napisał/-a: Koledzy widzę, że tylko kolega Zbig dyskutuje na temat. W artykule autorowi nie chodzi o to gdzie się kto ustawia na starcie tylko o to co jest dla biegacza ważniejsze czy zajęcie dobrego wysokiego miejsca na mecie biegu , czy uzyskany wynik. | | | Autor: harpaganzwola, 2011-09-30, 21:42 napisał/-a: Wynik, czy miejsce. Ja myślę tak, gdy jest bardzo wysoki poziom i ciężko załapać się na jakieś dobre miejsce to walczy sie o wynik, a natomiast gdy poziom jest gorszy jest szansa na załapanie się na podium czy wygranie to biegnie się na miejsce i wtedy oszczedza sie sily a wynik jest słabszy. Jeśli ktoś startuje dzień po dniu (u mnie lepiej biega sie na drugi dzien) to na maksa ciężko jest pobiec dwa biegi, leci sie na miejsce. Zależy kto ma jakie podejście do biegania | | | Autor: zbig, 2011-10-01, 07:39 napisał/-a: Właśnie o to chodzi. Biegacze szybcy (nazwę ich zawodowcy), muszą kalkulować. Czy np.: warto się zajechać biegnąc maraton w upale i zjąć 8-me miejsce, gdy za tydzień biegnie się np.: dyszkę na której mozna sporo zarobić i być np.: drugim na mecie. Albo, po co się męczyć i walczyć o zyciówkę, gdy się biegnie w czołówce pierwszy i bieg się wygra, jeżeli na drugi dzień biegnie się drugi bieg na 10km, gdzie również są nagrody i można sporo zarobić.
Kalkuluje się pogode, konkurencję, swoje samopoczucie danego dnia, kondycję, kontuzje, kolejne starty, wysokość nagród...wszystko.
Na wielu biegach widziałem na własne oczy i słyszałem na własne uszy, jak biegacze z czołówki wręcz dogadywali się przed startem, kto które miejsce ma zająć.
Każdy z nich wie, jak kto biega i wie na co go stać, a to jest ich praca.
W zawodostwie mało jest sportowej rywalizacji, a dużo kalkulacji!
Widocznie inaczej się nie da, jeśli się chce z tego wyżyć.
| | | Autor: emka64, 2011-10-01, 09:31 napisał/-a: Dla mnie najważniejszy jest wynik , bo z moimi osiągami miejsce 701 czy 751 to żadna różnica.
Za to znajomi niebiegający gdy wracam z jakichś zawodów zawsze pytają : "który byłeś?".Odpowiadam wtedy : "nie pytaj który byłem , ale ilu wyprzedziłem :)" | | | Autor: tomash_k, 2011-10-01, 20:02 napisał/-a: Racja - niebiegacze zawsze się pytają o miejsce, bo nie mają pojęcia jak się przekłada czas na dany dystans :) Ja zawsze na % przeliczam - ile % biegaczy przede mną, ile za. Ale jak w Poznańskim Półmaratonie w pierwszej setce się zmieściłem, to była dopiero duma! Musiałbym biegać w kameralnych imprezach, by podium mnie spotkało, ale nie miałbym z tego satysfakcji - wolę biec w "kolosie" i mieć nieustanną rywalizację i wyprzedzanie niż samotny bieg po brąz w 50-os zawodach. | | | Autor: platat, 2011-10-02, 10:48 napisał/-a: Przecież walcząc o wynik, walczymy o miejsce i na odwrót. Inaczej się nie da. | |
|
| |
|