2018-10-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XV DANSKE BANK VILNIAUS MARATONAS (czytano: 1400 razy)
Rok 2018 to nie tylko 100-lecie niepodległej Polski, to także 100-lecie niepodległości Litwy. Dlatego wybór Wilna na kolejny maratońsko-turystyczny wyjazd wydał mi się jak najbardziej stosowny. Pod względem turystycznym Wilno to jedno z najpiękniejszych i najbardziej wartych poznania miejsc w północno-wschodniej części Europy. Miasto to także największe skupisko Polaków na Litwie, ich liczebność stanowi około 20 procent społeczeństwa stolicy.
Podróż do Wilna samochodami nie stanowi żadnego problemu, o ile nie zawiedzie nas - wydawało by się - sprawne auto. Na szczęście awarię udało się usunąć w niecałe trzy godziny i podróż z Białegostoku można było kontynuować bez przeszkód. Drogi na Litwie są całkiem dobrej jakości, choć oznaczenie ich jako autostrady wydaje się trochę przesadzone. Miejsce noclegowe na starówce to znakomity pomysł. Wszędzie jest blisko, nie ma potrzeby korzystania z miejskiej komunikacji. Jednakże dojazd do miejsca zamieszkania sprawia trochę kłopotu, ponieważ wąskie uliczki - szczególnie w weekend - są zatłoczone przez tłumy turystów. A znaki drogowe należy dokładnie odczytywać, gdyż zmieniają się praktycznie każdego dnia, a nawet w ciągu kilku godzin.
Zwiedzanie rozpoczynamy dzień przed maratonem. Jak prawie każdy Polak od jednego z symboli Rzeczpospolitej, czyli Ostrej Bramy. Modlili się tu marszałek Piłsudski i prezydent Ignacy Mościcki, nasza wycieczka również. Następny punkt to wyprawa na Cmentarz na Rossie. To także obowiązkowy cel wszystkich polskich wycieczek przybywających do Wilna. Rok świętowania 100-lecia niepodległości wręcz zobowiązuje do odwiedzenia grobu, kryjącego serce marszałka Piłsudskiego i szczątki jego matki.
Wieczorem odwiedzam biuro zawodów umiejscowione na Placu Katedralnym. W kilku postawionych namiotach pakiety odbierają zarówno maratończycy, jak też pozostali - czyli uczestnicy półmaratonu, biegu na 10 km oraz biegu studenckiego na dystansie 3 km. Skromna porcja makaronu i butelka wody to tradycyjna pasta party w następnym namiocie. Będąc w pobliżu zaliczam jeszcze Górę Zamkową z piękną Wieżą Giedymina.
W niedzielę czas na maraton. Start na poznanym wcześniej Placu Katedralnym. Trasa przebiega mostem nad rzeką Wilią, początkowo jest dość gęsto, bo startujemy razem z półmaratonem. Po około trzech kilometrach wbiegamy na ścieżkę rowerową, jest mega wąsko, trzeba bardzo uważać, by nie uderzyć w pobliżu stojące ławki oraz śmietniczki. Wiadomo, drugie okrążenie będzie o wiele spokojniejsze. Następne kilometry pokonuje się w pięknie zalesionym parku, drzewa dają dużo cienia a słońce jest coraz bardziej bezlitosne. Po 17 km zaczynam walkę z kostką brukową. Starówka jest przepiękna, ale bieganie po kostce nie jest moim ulubionym momentem. W sumie wyjdzie mi przebiec po niej osiem kilometrów. Masakra tym bardziej po ubiegłorocznym złamaniu stawu skokowego. Do 28 km trzymałem się grupy biegnącej na wynik 3:45:00, ale upał i trudna trasa nie pozwoliły mi na dotarcie z nimi do mety. Metę maratonu osiągnęło 738 osób, wśród nich było 40 zawodników z Polski.
Następne dni to dalsze zwiedzanie miasta. Liczne kościoły oraz cerkwie na Starym Mieście i nico oddalony Kościół św. Piotra i Pawła są warte odwiedzenia. Warto też odwiedzić Republikę Zarzecza gdzie jest bardziej spokojnie i nastrojowo w porównaniu z gwarną starówką. Także kulinarnie kosztujemy tutejsze specjały: cepeliny, kibiny, chłodnik litewski i podawane do piwa uszy świńskie. A z napojów popularny kwas chlebowy oraz Trzy Dziewiątki, czyli nalewka z ziół leczniczych.
W drodze powrotnej zahaczamy o Troki - urokliwe drewniane miasteczko zamieszkane przez Karaimów. Ponadto zwiedzamy Zamek Wielkich Książąt Litewskich na jeziornej wyspie. Ostatnim przystankiem jest miejscowość Druskienniki i ładny park wodny, w którym można zregenerować siły po wyprawie i biegu maratońskim w Wilnie.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |