2016-06-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Trening bydgoski. (czytano: 741 razy)
Czasami jest tak, że człowiek jedzie tam gdzie musi i chce, zamiast tam gdzie musi i chce. Mówiąc bardziej zrozumiale, pojechałam do Bydgoszczy, do mamy zamiast do Rudawy na Jurajski. Jeden Bóg wie jak przykro mi było, że nie będzie mnie na biegu, do którego do końca odliczałam dni, niecierpliwiąc się jak dziecko. A potem pojechałam na północ. Bywa. Bolało ale to był bardzo dobry wybór. Spędziłam z moimi rodzicami weekend, jakiego chyba jeszcze nigdy razem nie mieliśmy. To był zaiste czas oderwany od rzeczywistości.
W sobotę pobudka o 4.00, kierunek Bydgoszcz, potem jazda do Poznania i znów Bydgoszcz. W niedzielę Nakło i znów Bydgoszcz a potem Żory. Jakoś tak wyszło. 1300 km. I w tym całym, weekendowym pędzie, kiedy już myślałam, że nie uda mi się przebiec ani kilosa, w niedzielę przed południem udało się w końcu założyć trampki.
Wybór był właściwie oczywisty. Jeśli pod nosem ma się Park Przemysłowy, którego zresztą ostatnio nie poznałam na Fejsie myląc go boleśnie z Toruniem, biegnie się właśnie tam. A tam: cisza... nic się nie dzieje, jak w polskim filmie.. Tylko ptaki i zwierzaki i paru stróżów przy fabrykach i halach rozmaitych..
Biegnę więc i czuję słabość. Tak to już jakoś działa, że jak sie myśli o słabości, to ta słabość przychodzi. I dokucza. Mimo całkiem fajnego tempa kilka razy zatrzymywałam się dla wyrównania oddechu. I w końcu postanowiłam zająć się obrazami. Biegłam między tymi wszystkimi nowymi halami i myślałam jak to wyglądało, kiedy teren zamknięty był na cztery spusty. Odpowiedź znalazłam nieco ze dwa kilometry od domu. Nowy asfalt ustąpił staremu, hale i budynki też zdecydowanie pamiętały dawne czasy. I tak sobie myślałam, że jednak bardzo dużo się zmieniło i że bardzo mi się te zmiany podobają.
Biegłam dalej, teren był całkowicie niewymagający. Asfalt płaski jak stół w naszej jadalni. Dopiero daleko za halą Lidla pojawiła się maleńka, ledwie odczuwalna góreczka. Niedługo potem, po zbiegu, kiedy już skończyły się wszystkie te piękne chodniki i ścieżki rowerowe, tuż za trzecimi torami, skręciłam wreszcie w las, na drogę wyłożoną starymi, betonowymi płytami. Nawiasem mówiąc nieco się zdziwiłam, bo tej pory myślałam, że jedyna betonówka w naszym lesie jest na Dąbrowie. Nic to. Biegłam i fajnie było tylko zaraz za zakrętem zauważyłam żółtą tabliczkę z napisem EXPLOSEUM... Intrygująco to brzmiało, zwłaszcza, że poniżej zamieszczono informacje, że pod żadnym pozorem nie wolno schodzić ze ścieżek, a w ogóle to trzeba tam mieć przewodnika.... Powiało helskim powietrzem z lat osiemdziesiątych, kiedy to cały Półwysep należało używać zgodnie z wojskowymi instrukcjami, czyli chodzić tylko tam, gdzie nie było szlabanów, przepustek ani napisów "teren wojskowy, wstęp wzbroniony". No takie to czasy byli... :)
Tymczasem ja biegłam i podobało mi się. Przy okazji przypomniałam sobie, że Bydgoszcz to nie tylko płaszczyzny ale też solidne wzniesienia, bo akurat zaczęły się góreczki ale też przyjemne dla nóg i płuc zbiegi. Biegłam więc szczęśliwie zagapiona na przyrodę, na budynek, na ktorego dachu już lata temu wyrósł solidny las (ech.. ze też musiałam sobie godzinę wcześniej potłuc telefon i nie miałam czym zrobić zdjęcia), na tabliczki z nazwami miejsc, które do niedawna jeszcze się nie nazywały. Tak to w środku lasu znalazłam ulicę np. Alfreda Nobla! Serio! W Bydgoszczy, w środku lasu Nobel ma swoją ulicę.
No i w końcu dobiegłam do asfaltowej ścieżki. Z daleka wyglądało to, że dobiegam do cywilizacji. Widziałam tylko jedno zaparkowane auto. Im bardziej byłam na dole, tym bardziej widziałam, że się pomyliłam. Aut było ze trzydzieści i koło nich przechadzał się facet w moro z długa flintą, z zamaskowaną częścią twarzową głowy. Paintball! Tu jest panintball! No rewelka - pomyślałam sobie i pognałam do ulicy Bydgoskich Przedsiębiorców. I nie ma żadnej przesady w tym co napisałam. Gnałam bo było z górki i było fajnie.
Niedługo potem byłam juz na Rysiej, u mamy i żarłam pyszne ciacho z malinami i galaretką. I tak sobie myślałam, że gdyby nie biegania, to nigdy w życiu nie trafiłabym w te miejsca, które miałam tak naprawdę przez całe życie pod nosem.
To ja jednak konkretnie wracam do biegania. :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu mamusiajakubaijasia (2016-06-13,12:42): No, nareszcie się doczekał! Należało mu się jak mało komu. Cześ (2016-06-13,13:11): Gdybyś powiedziała, że przewodnika potrzebujesz... :) snipster (2016-06-13,13:17): no i puenta najlepsza i najsmaczniejsza :) żiżi (2016-06-13,22:30): No i miło mi to przeczytać,i ten spontaniczny bieg-musiało Ci być fantastycznie:)))(jakkolwiek to brzmi). Inek (2016-06-14,07:35): Bardzo dobrze Iza :) Wszakże z dobrymi powrotami nie należy zbyt długo czekać! Joseph (2016-06-14,23:51): Powrót do konkretnego biegania? Uzależniona, przypadek beznadziejny ;) Gratuluję :) Mahor (2016-06-19,19:31): A podobno powroty są dobre tylko dla artystów...:-) Truskawa (2016-06-20,11:09): Myślę Maćku, że akurat moje bieganie można uznać za bieganie artystyczne. ;)) =Andrzej= (2016-08-03,01:03):
...Cyt : "To ja jednak konkretnie wracam do biegania. :) " ...noooo i fajjnieee :))
|