Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [4]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Robert_J
Pamiętnik internetowy
Moje biegowe wspomnienia

Robert Jakubowski
Urodzony: 1973-02-23
Miejsce zamieszkania: Rzeszów/Zaczernie
1 / 5


2015-10-25

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Kilka słów o małym sukcesie (czytano: 945 razy)

 

Postanowiłem coś napisać o swoich tegorocznych startach. Sezon biegowy praktycznie się już kończy. Zostało jeszcze kilka biegów, a dla mnie pewnie tylko jeden ostatni 3-a Rzeszowska Dycha. Biegam od dwóch lat, a w Pierwszej Rzeszowskiej Dysze miałem okazję zadebiutować w poważniejszej imprezie biegowej.
Tyle o "odległej" historii teraz coś o współczesności, czyli o roku bieżącym. Udanie wystartowałem na wiosnę i w Półmaratonie Rzeszowskiem udało mi się poprawić życiówkę o ok 2 min. Z podobną nadzieją startowałem w kolejnych biegach, ale w dziesiątkach nie osiągnąłem zakładanego wyniku poniżej 43 minut.
Mocno nastawiałem się na Maraton. Najpierw pokonał mnie Maraton Benedyktyński, który wprawdzie ukończyłem, ale z czasem dużo poniżej oczekiwań. Później nie udało mi się w Maratonie Rzeszowskim, gdzie też nie wyszło mi to co planowałem, a nawet nie dogoniłem zeszłorocznego wyniku.
Na obydwa Maratony nastawiałem się po całkiem niezłym starcie w Ultramaratonie Podkarapackim, gdzie startując po raz pierwszy na tak długim (dla mnie) dystansie 52 km udało mi się wykręcić całkiem niezły czas. Ale Ultra to nie Maraton - w Maratonie się biegnie, a jak się ma siłę tylko spacerować to nie osiągnie się zbyt wiele.
KRAKÓW był nadzieją na poprawę humoru. Pojechałem tam mimo iż nie znalazłem nikogo w rodzinie i wśród znajomych, kto by chciał mnie tam wspierać. Miałem ochotę wystartować w prawdziwej, dużej imprezie biegowej. Założyłem sobie zejście poniżej 1:40. Przygotowując się do biegu tym razem mocno przewertowałem fora i strony internetowe (w tym Maratonypolskie) jak się przygotować, jaką przyjąć strategię w czasie biegu, co jeść. Przypuszczam że zastosowanie się do tych uwag oraz trening były źródłem mojego sukcesu w czasie biegu.
W Krakowie pogoda była super. Prawie zero wiatru, przyjemna chłodna temperatura. Trasa - widziałem ją tylko na mapie więc praktycznie jej nie znałem. Na starcie ustawiłem się w połowie strefy 1:40-1:30. Nie wiedziałem czy podołam tempu narzuconemu przez początek, choć z drugiej strony wiem, że gdy wyprzedzam biegnie mi się lepiej, i sił mam wtedy więcej. To był więc element strategii. Oczekiwanie na start też mi chwilę dłużyło, zwłaszcza, że start się trochę opóźnił, a za nim ruszyłem ja z biegaczami, którzy stali koło mnie minęło kilka minut.
Tym razem zacząłem spokojnie. Kontrolując tempo biegłem 4:45-4:50 pierwsze kilometry. Baloniki z Pacmakerami albo widziałem gdzieś daleko, albo wcale, ale wiedziałem, że jak takie tempo utrzymam i będę miał siły aby przyśpieszyć w końcówce to powinno się udać. Od piątego Km zacząłem przyśpieszać. Wiedziałem, że aby osiągnąć założony wynik musiałem zejść z tempem w okolice 4:40. Kontrolując zegarek już na dziesiątym kilometrze widziałem, że jest nieźle. Zawracając przy Stadionie Wisły czułem, że ciągle mam siły. Na Rynku przybijając piątki "pozbierałem" energię od kibiców. Przed zamkiem udało mi się wyprzedzić baloniki i jeszcze trochę przyśpieszyć. Tempo poniżej 4:30 na kolejnych kilometrach dawało dobre rokowania. Energię dodawało mi też to, że to ja cały czas wyprzedzałem, a nie byłem wyprzedzany. Zanim wbiegłem do Areny Kraków minąłem jeszcze kilku wyprzedzających mnie biegaczy. Czas na wyświetlaczu pokazywał godzinę trzydzieści dziewięć minut. Wiedziałem, że jest dobrze, ale nie sądziłem, że aż tak.
Gdy przekroczyłem Metę i zatrzymałem stoper było 1:36:00. Pomyślałem - świetnie w końcu udało się zrobić coś lepiej i to z dużą nawiązką. Gdy otrzymałem SMS że mój czas to 1:35:49 pomyślałem jest SUPER.
Efekt to skutek strategii. Do tej pory zawsze starałem się od początku ciągnąć na maksa, a później brakowało sił, które jeszcze silniej odpływały z każdym wyprzedzającym mnie zawodnikiem. Tym razem było inaczej. Byłem "na fali" w końcówce biegłem i to coraz lepiej, a każdy kolejny biegacz przede mną motywował mnie do utrzymania, lub nawet zwiększenia tempa.
Na Mecie czułem się, szczęśliwy i w ogóle nie zmęczony, jakbym nawet nie przebiegł tych 21 km z małym haczkiem.
W KOŃCU COŚ SIĘ UDAŁO
CHCIAŁBYM ABY DOBRA PASSA PRZETRWAŁA DO 11 listopada, GDY W DYSZE CHCĘ PRZEŁAMAĆ 1:43:00.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
uro69
16:17
Raffaello conti
16:05
mieszek12a
15:45
Hubert87
15:28
CZARNA STRZAŁA
15:16
szalas
15:05
Maciex
14:35
kos 88
14:17
13
14:11
kryz
14:10
czewis3
14:00
marian
13:40
malkon99
13:13
Rychu67
13:07
chris_cros
12:56
orfeusz1
12:55
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |