2014-11-10
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maratonu w Nowym Jorku + porady :) (czytano: 2552 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.runforlifetom.wordpress.com
Relacja z Maratonu w Nowym Jorku + porady dla tych, którzy chcą wystartować w przyszłości ;) Przydługie, ale zachęcam do lektury!
Central Park był kiedyś wysypiskiem śmieci Nowego Jorku. Teraz stał się wspaniałym parkiem, miejscem wypoczynku, kultowym dla mieszkańców Big Apple i turystów, a także licznych biegaczy.
W Central Parku znajduje się wiele wspaniałych tras. Wśród nich specjalnie wydzielone ścieżki biegowe z zaznaczonymi kierunkami biegu, których trzeba przestrzegać. Mieszkańcy NYC wykorzystują każdą wolną chwilę, by tu potruchtać lub wziąć udział w zawodach biegowych, które odbywają się w parku kilkadziesiąt razy w roku.
Central Park to także meta największego maratonu na świecie. Największego pod każdym względem.
Blisko 51 tysięcy biegaczy z całego świata stanęło w Niedzielę, drugiego listopada, na linii startu na Staten Island. Miałem szczęście znaleźć się wśród 50,564, którzy ukończyli bieg.
KILKA DNI PRZED STARTEM
Biegacze opanowali miasto, w którym żyje kilka milionów ludzi. Już kilka dni przed maratonem widać było ich niemal wszędzie.
Pakiety startowe odbiera się w Javits Center. To miejsce biegowego Expo, na którym można zobaczyć i zakupić najnowszy sprzęt dla biegaczy.
Odbiór pakietów startowych odbywa się bardzo sprawnie i szybko. Ilość wolontariuszy z napisami na tabliczkach „ASK ME” jest imponująca. Wszyscy są uśmiechnięci, pomocni i przyjaźnie nastawieni. Jeśli macie z czymkolwiek problem, śmiało pytajcie.
Expo zaczyna się już w czwartek, w tygodniu biegu. Na miejsce dowozi bezpłatny autobus sprzed Hotelu Sheraton, blisko Times Square. Autobusy powinny jeździć co 10, 15 minut, często jednak się spóźniają. Z Times Square do Javits Center nie jest daleko na piechotę. Zresztą można podjechać jeszcze przystanek dalej metrem do Port Authority i stamtąd przejść pieszo. UWAGA! Tutaj, na Expo, możecie po raz ostatni dokonać zmiany transportu i czasu transportu na miejsce startu maratonu.
Same targi są dosyć spore, na niektórych stoiskach znajdziecie dobre promocje, a warto też przejść się pomiędzy stoiskami dla kilku przydatnych gadżetów. Spróbujecie przy okazji żelów i batonów energetycznych, dowiecie się też o innych maratonach od przedstawicieli organizatorów z innych krajów.
Jeśli targi Was znudzą, a odbierzecie już swój pakiet startowy, zachęcam do pojechania do Central Parku. Zbadacie miejsce, w którym znajduje się meta, poznacie też końcowy profil trasy. Są tam dosyć mocne wzniesienia, o czym przekonacie się sami, już na ostatnich kilometrach biegu ;)
DZIEŃ STARTU
W dniu startu zawodnicy wypełniają metro, autobusy i prom zabierający zawodników na wyspę, z której rozpoczyna się bieg.
W 2014 roku organizatorzy przewidzieli oprócz startu czołówki, 4 fale biegowe wypuszczane po sobie w odstępach kilkunastominutowych. Każda z tych fal dzieli się na tzw. Corale, czyli strefy, w których ustawiają się zawodnicy. Przydzielenie do danej fali i strefy odbywa się na zasadzie wcześniejszej deklaracji planowanego czasu ukończenia maratonu podawanego przy rejestracji. Ja popełniłem błąd przy rejestracji i podałem zły czas ukończenia. Spowodowało to niezbyt szczęśliwy fakt, że zostałem wyznaczony do przedostatniej fali i przedostatniej strefy startowej. UWAGA! To bardzo ważne, by nie pomylić czasów przy podawaniu ich organizatorom. Straciłem mnóstwo czasu i sił na pierwszych 20 kilometrach, zresztą podczas całego biegu, żeby wymijać, obiegać wolniej biegnących zawodników! Wystarczy wspomnieć, że wbiegałem na metę z drugą falą i niedobitkami z fali pierwszej. W tłoku, który pojawi się wraz z Wami na ulicach NY, takie wymijanie tylko Was osłabi. Ja wyprzedziłem kilka tysięcy osób, zrobiłem zygzakiem dużo ponad wymagane 42 km 195 m : ) I startując z grupą około 45 tysięcznego numeru, w ogólnej klasyfikacji byłem około 14 tysięcznego miejsca.
DOJAZD NA START:
Jeśli wybraliście prom w opcji dojazd na start, nie bójcie się problemów. Do stacji SOUTH FERRY dojeżdża kilka linii metra. Ja wybrałem czerwoną. Tutaj zwróćcie jednak uwagę na jedną bardzo ważną sprawę! Tylko 5 pierwszych wagonów metra linii czerwonej dojeżdża pod sam prom! Jeśli wsiądziecie do innych wagonów, wysadzą Was wcześniej. Podejście do promu to tylko kilkaset metrów, jeśli wysiądziecie wcześniej, ale po co się stresować?
Na prom na pewno się zmieścicie, nawet jeśli na początku wystraszy Was ogromna ilość ludzi czekających na przeprawę.
W końcu dopłyniecie na Staten Island, przepłyniecie obok Statui Wolności, będziecie podziwiać wspaniałe widoki. Pamiętajcie, to nie koniec wyprawy! Nie zwlekajcie, wyjdźcie z przystani i zmierzajcie od razu na autobus! Długa kolejka może zestresować, ale autobusy podjeżdżają pod miejsce odjazdu rotacyjnie, co kilkadziesiąt sekund. Z przystani czeka Was jazda przynajmniej półgodzinna autobusem na miejsce startu! A wiec przygotujcie się na co najmniej 2:00 godziny łącznej podróży z hoteli, w zależności skąd wyruszacie!
Po wyjściu z autobusu czeka Was kontrola policji i człapanie w stronę oznaczonych stref koloru! Pomarańczowa, niebieska lub zielona. Kolor na Twoim numerze startowym oznacza Twoją strefę! Kieruj się strzałkami lub pytaj wolontariuszy! To wydaje się skomplikowane, ale szybko się połapiecie.
Jeśli wybraliście autobus z Manhattanu, blisko NY Public Library (5th/42th przecznica) jako opcja dojazdu na start, czeka Was długa jazda przez Manhattan i Queens, ale zapewniam, także dojedziecie. W tej opcji na pewno czeka Was mniej przesiadek. : )
W końcu, gdy dotrzecie do swojej strefy będziecie mieli chwilę dla siebie. Znajdziecie tu sporo stanowisk oferujących coś do picia i jedzenia. Batony energetyczne rozdawane są na bieżąco, banany, napoje i nawet śniadanie dla zawodników, którzy przyjechali najwcześniej.
W zimnym dniu, wolontariusze rozdają darmowe czapki i rękawiczki! Jeśli zadeklarowaliście podczas rejestracji bagaż, tutaj możecie go zdać do specjalnych samochodów UPS, które potem zawiozą Wasze worki na metę. UWAGA! Przy rejestracji na kilka miesięcy przed startem, deklarujecie czy chcecie zdać bagaż czy nie! Tego już potem nie odkręcicie. Bez bagażu dostajecie opaskę na rękę, BEZ BAGAŻU i potem kierowani jesteście po przekroczeni linii mety w inną stronę, niż zawodnicy deklarujący posiadanie bagażu. Dostaniecie ciepłą podszywaną filcem opończę, bardzo ładną i podobno ciepłą. Ale nie umyjecie się nigdzie po biegu i w ciuchach startowych i tej opończy pojedziecie do hotelu! (chyba, że macie znajomych na mecie, którzy przechowają Wam ubrania i się przebierzecie). Natomiast ci, którzy deklarują bagaż, na mecie są kierowani okrężną drogą do stref z bagażami. (około 1 km jeszcze do przejścia!) Tam szybkie przebieranie przy samochodach UPS i wyjście z CENTRAL PARKU. UWAGA! - swoje ciuchy możecie pakować tylko do worków przekazanych Wam na Expo przez organizatora! Są przezroczyste i mało pojemne! Własnych toreb nie można używać, będziecie musieli je wyrzucić, jeśli je zabraliście ze sobą na strat!
Szybkie przebranie się w ciuchy startowe i pełna gotowość bojowa! UWAGA! Pamiętajcie, by założyć stare ciuchy na swój strój startowy! Załóżcie stare dresy i bluzę, weźcie też rękawiczki i czapkę. Na Staten Island jest zimno i wietrznie. To wyspa, która nie jest osłonięta przed porywistymi podmuchami. W dzień naszego startu był zimny wiatr, który dochodził nawet do 75 km/h! Potem te stare ciuchy tuż przed startem wyrzućcie do specjalnych koszy ustawionych przy linii startu! Nie wolno wyrzucać ciuchów podczas biegu, to grozi dyskwalifikacją! Oczywiście nie każdy tego przestrzega. Wasze stare ciuchy zostaną potem oddane na cele dobroczynne, więc pożegnajcie je bez żalu ;P Będzie zimno, zimno i jeszcze raz zimno. Przygotujcie się na to. W coralach nie będzie miejsca na rozgrzewkę! Czego jednak nie robi się, by móc pobiec w Nowym Yorku?
Wejście do corallu. Tutaj sprawdzają Twoje oznaczenia, nie możesz sobie zmienić fali startowej z własnego widzi mi się. Nie zadziała Twój czip w numerze startowym! Pilnuj oznaczeń, jakby co pytaj wolontariuszy. Przy wejściu do corallu sprawdzają numer i oznaczenia, ale też co masz ze sobą! Nie wolno biegać z plecakami, zabiorą ci go! Można mieć tylko pasy z bidonem i ew. małym schowkiem na żele. Pamiętaj o tym!
START
Bieg Nowojorski, nazwany jest biegiem pięciu dzielnic. Staten Island, Brooklyn, Queens, Bronx, Manhattan. Te dzielnice łączą mosty, które stanowią dla biegaczy spore wyzwanie ze względu na podbiegi i silny wiatr.
Każda z dzielnic różni się zabudową i klimatem, wszystkie łączy jednak jedno, niesamowita atmosfera. Tygiel narodowości: Polacy, Irlandczycy, Włosi, Chińczycy, Wietnamczycy, Hindusi. Sam fakt, że w Nowym Jorku można usłyszeć 800 języków świadczy o wielonarodowościowej metropolii.
Start na moście Verazzano, a potem wbiegnięcie do Brooklynu wynagradza wszelkie niedogodności. Wystarczy spojrzeć na moście w lewą stronę, by zobaczyć piękna panoramę Manhattanu. Sinatra „New York, New York” puszczony z głośników tuż przed startem i wystrzał armatni. Słowa komentatora: „Jesteś tu, dokonałeś tego, zaczyna się twoja piękna przygoda”. Te słowa i ta muzyka niosą cię jak na skrzydłach. Dosyć stromy podbieg na 3 kilometrowy most jest niemal nieodczuwalny.
Jednak już tutaj, na moście, możesz napotkać pierwsze problemy. Lewą dłonią trzymałem na czapce, która przy wietrze 75km/h odleciałaby w sekundę, a drugą na numerze startowym, który łopotał na wietrze jak flaga. Od teraz trzeba się było skupić na unikach przed workami, których pozbywali się biegacze, a które pewnie wcześniej chroniły ich przed wychłodzeniem, przed czapkami lecącymi w twoją stronę z ogromną prędkością i bluzami, dresami zaplątującymi się w nogi, a które wyrzucali na drogę biegacze nie przejmujący się dyskwalifikacją.
W końcu słyszcie „Witamy na Brooklynie!" Brooklyn i wspaniały doping dziesiątek tysięcy kibiców przyprawia o niesamowite ciary.
Zaręczam, takiego dopingu jak w Nowym Jorku, nie ma nigdzie na świecie. Dreszcze emocji, przypływ niesamowitej energii i wszyscy zaczynają poddawać się atmosferze tego miasta.
Pamiętajcie by biec trasą, która oznaczona została Waszym kolorem! Strefy pomiary czasu różnią się dla grupy niebieskiej, pomarańczowej i zielonej. Przy matach są wysokie słupki z oznaczeniem koloru. Przez taką matę trzeba przebiec, nie tę należącą do innych kolorów!
Dlaczego właśnie tak? Otóż dwie grupy kolorów biegną górą mostu, ale potem przez kilka kilometrów ich trasy lekko się różnią, a trzecie grupa biegnie dołem mostu Verazzano i ich trasa zupełnie w pierwszych kilometrach różni się od poprzedniej dwójki. Dopiero po ponad 5 kilometrach na Brooklynie, wszyscy znów zaczynają biec razem.
Takie rozwiązanie wymusiła na organizatorach ilość biegaczy. Gdyby jedna fala pobiegła razem, mosty i ulice zablokowałyby się w jednej chwili.
TRASA MARATONU
Trasa maratonu jest trudna. Bardzo dużo podbiegów. Te na mostach są najtrudniejsze. W połowie trasy znajduje się most Pułaskiego i Queensboro Bridge. Właśnie tutaj większość maratończyków przeżywa największe kryzysy. W tym roku problemy spotęgował silny czołowy wiatr, który chwilami zatrzymywał biegnących niemal w miejscu. Emocje są jednak tak duże, że większość biegaczy, w tym ja, zdawało się nie zauważać tych niedogodności.
Transparenty, muzyka grana na niemal każdym zakręcie, szpaler rozentuzjazmowanych ludzi, którzy wydawało się dopingowali każdego zawodnika osobno. To wszystko pcha do przodu. Skutki wyczerpania odzywają się pod koniec trasy, na podbiegach przy Central Parku. Jednak samo wbiegnięcie na metę sprawia, że zmęczenie mija i człowiek zdaje sobie sprawę, że brał udział w wyjątkowym wydarzeniu i teraz sam stał się częścią Nowego Jorku.
Punkty odżywcze i medyczne od piątego kilometra są ustawione co jedną milę. Woda, izotonik. Nie ma owoców! Czasem pojawią się punkty, nie oznaczone, z wolontariuszami przebranymi za banany ;) Tam złapiecie jakiś owoc. Żel podawany jest około 30 kilometra.
Kilka lat wcześniej podawano nawet Cocaicolę. Więc w każdym roku może być inaczej.
Oznaczenia tras powinny pojawiać się co kilometr i co milę w obu systemach metrycznych. W tym roku tak wiało, że większość oznakowań pionowych zdjęto. Zostały te na milach i kilometrach, na których były maty z pomiarem czasu. Jest tych mat bardzo dużo!
Wrażenie zrobią też na Was zespoły grające na żywo kawałki Rolling Stones czy Michaela Jacksona. Style muzyczne od rapu przez soul, pop, jazz aż po blues. A przede wszystkim widoki, które zostaną ze Wami na długo. Wieżowce Manhattanu, Central Park, ulice Brooklynu, Bronx.
0-5km
Nie odczuwałem zmęczenia. Przez sam most przebiegłem ostrożnie. Założyłem sobie, że maraton przebiegnę na spokojnie. Życiówkę pobiłem miesiąc wcześniej w Warszawie, teraz przyszedł czas na chłonięcie atmosfery tego wspaniałego biegu. Tak przynajmniej sobie wmawiałem…
Nic z tego… Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy kibiców krzyczących z całej siły, powodują, że trudno utrzymać się w ryzach. Przez most wszyscy biegli bardzo szybko, niesieni adrenaliną startową, teraz jednak po wbiegnięciu do Brooklynu zaczęli zwalniać. Ja wręcz przeciwnie, poczułem się bardzo mocny. Tutaj wyczułem problem innego rodzaju, o którym wcześniej Wam wspomniałem. Tłum biegaczy gęstniał, zwalniał, ja założyłem szybsze tempo niż biegnący wokół mnie, zaczęły się więc problemy z przedzieraniem się do przodu. Ludzie biegli w parach, nawet po kilkanaście osób, obok siebie. Nikt nie zostawiał prawej, ani lewej wolnej. Zaczęły się zygzaki… Zimno, ale jakby cieplej od biegu i atmosfery ;)
5-10 km.
Cały czas uśmiechała mi się micha. Rozglądałem się wokół, przybijałem piątki. Czytałem napisy na transparentach i na koszulkach biegaczy, jak choćby ten: „I thought they said rum!” Gra słów - Run - to znaczy biec, rum to oczywiście trunek : )
Biegło mi się bardzo dobrze, utrzymywałem tempo, które założyłem w sumie na nowo, w pierwszych kilometrach biegu. Po 10 km miałem czas 55:24.
Na 8 kilometrze moja czapka miała dość mojego towarzystwa, zawiało tak mocno, że poleciała 2 metry w górę. Odwróciłem się, widziałem jak kilkunastu biegaczy jeden po drugim próbują ją łapać. W końcu wszyscy się zaśmiali, a ja machnąłem ręką. Czapka została na trasie w Nowym Jorku, a ja poczułem jak to zimno jest w główkę, gdy na czaszce coraz mniej włosów ; )
10-20 km
Flagi polskie, kibice z innych krajów, niesamowity doping dodający skrzydeł. Mam wrażenie, że wymijam wszystkich jak leci. Dotykam tablicy małego kibica z napisem „Przyspieszenie” i prę do przodu. Mam wrażenie, że nic mnie nie złamie. Widzę knajpki, restauracje, pralnie. Przybijam piątki z policjantami, marines, strażakami, słyszę tysiące obcych słów, widzę różne kolory skóry, narodowości, wszystkich jednak łączy jedno, niesamowita wspólnota biegaczy i kibiców. Całe miasto żyje biegiem, nie ma niezadowolonych kierowców, psioczących mieszkańców. Dziś jest ten dzień, czekaliśmy na niego rok, a niektórzy całe życie.
No dobra, jest jeden wyjątek. Williamsburg. Z ogłuszającego dopingu wbiega się w niemal absolutną ciszę. Porażającą. Dzielnica Żydowska. Mieszkańcy tej dzielnicy nie uznają maratonu, podobno nie mogą w ten dzień handlować, więc ich bojkot przejawia się w ignorowaniu biegnących. Cóż, trochę szkoda, ale trzeba uszanować ich decyzję.
20 kilometr, mój czas 1:50:10. Znów silny wiatr, chwilami niemal zatrzymuje mnie w miejscu, zwłaszcza na odsłoniętych mostach. Wydaje mi się, że to i tak mi nie przeszkodzi w osiągnięciu dobrego wyniku.
20-30 km
Coraz trudniej wymijać ludzi. Zaczynają się ciężkie podbiegi na mosty, Pułaskiego i Queensboro Bridge. Biegaczy dopadają pierwsze kryzysy, ja próbuję ich wyminąć, dostaję kilka razy łokciem, tracę cenne sekundy i siły. Wydaje mi się, że od dłuższego czasu większość biegaczy po prostu stoi w miejscu. Przebijam się przez szpaler biegnących obok siebie ciał i moje wysiłki okupywane są coraz większym znużeniem.
Około 22 kilometra czuję, że mam problem z żołądkiem. Na przestrzeni 10 km dwa razy odwiedziłem przybytek wątpliwej „rozkoszy”. Muszę zwolnić i poczekać na szersze ulice Bronxu i Manhattanu.
30-40 km
Zakładam mp4 od żony. Przez dwa kilometry siłuję się ze sprzętem. Nie mogę odnaleźć swojego folderu z muzyką. Mam tak zmarznięte ręce, mimo że biegnę w rękawiczkach, że operacja sprzętem wydaje się ponad moje siły. Dwa kilometry kawałka w stylu ZUMBA „to the left, and now to the right” doskonale opisywały moje zmagania z wymijaniem zawodników, ale mnie wykończyły niemal nerwowo. W końcu znalazłem swój folder i rozbrzmiał kawałek Jay Z - Empire State of Mind! To podziałało jak hekatomba. Na szczęście kłopoty z mp4 zajęły tak moje myśli, że zapomniałem o kłopotach z żołądkiem. Znów biegło mi się dobrze, a nawet coraz lepiej.
Wyminąłem Polkę, pozdrowiłem Polaka biegnącego obok. Pogadałem po niemiecku do biegnących sąsiadów z zachodu, powiedziałem Dobry den do Czeszki z RunCzech, walnąłem jakieś „ajuto” do Włocha. Chyba dobrze się bawiłem. Byłem już tak zmęczony wiatrem, zimnem, wymijaniem ludzi, wizytami w… że zdałem sobie sprawę, że poniżej 4 godzin nie zejdę.
40-FINISZ
Ostatnie kilometry to dobiegnięcie do Central Parku i sam Central Park. Podbiegi dosyć spore, na pewno odczuwalne. Piękne słońce, prawdziwa złota polska jesień w Central Parku, znów tłumy kibiców i ja, który wbiegam na metę największego maratonu na świecie. Ostatnie minuty poświęciłem na rozwijanie polskiej flagi, dałem sobie już spokój z wyprzedzaniem biegaczy. Byłem wykończony, ale szczęśliwy i w końcu… PRZEKROCZYŁEM METĘ : ) 4:01:18. Zakładałem 4:30, potem 3:50, jak na jeźdźca bez głowy i tak nieźle poszło : ) Gdyby nie kilka błędów byłoby lepiej. Ale i tak wrażenie z Maratonu nie do opisania. Nowy Jork stał się częścią mnie, a ja częścią Nowego Jorku.
Piękny medal na szyi. Kilka zdjęć na specjalnych „ściankach”. Nawet jeśli jesteście zmęczeni nie przegapcie tej okazji. Ścianek jest sporo i fotografów także. Super pamiątka. Potem powolne szuranie nogami po ciuchy. Odbiór pakietów z wodą i jedzeniem. A do tego bagaż, jakże lekki bagaż niesamowitych obrazów, dźwięków i wspomnień.
W tym dniu nie ściągaj medalu, w kolejnym też nie, paraduj z nim z dumą po Manhattanie. To nie obciach w tym mieście. Ludzie będą ci klaskać, gratulować, pogadają z tobą. I wszyscy to będą robić niesamowicie szczerze i spontanicznie. Wtedy ty też uświadomisz sobie, że dokonałeś rzeczy wyjątkowej, bez względu na czas i styl. Przebiegłeś, dałeś z siebie wszystko, a mieszkańcy NYC, nie tylko biegacze i turyści, potrafią to docenić i są z biegaczy dumni, tak jak z biegu, który organizuje ich miasto!
Czas najlepszego z Polaków - Tomasz Polański - 2:44:39 (poznałem go w Kosulacie RP, bardzo miły i skromny facet!)
zwycięzca wśród mężczyzn: Wilson Kipsang 2:10:59
wśród kobiet May Keitery 2:25:07
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Piotr Fitek (2014-11-14,10:06): Fajna relacje, gratuluję Ci TEGO biegu :) domcab (2014-11-14,10:10): Gratulacje :)
Czytam Twoją relację i dosłownie mam ciarki!!! Też chcę tam być i poczuć to wszystko :)
A jak załatwianie wizy? ;>
_qba_ (2014-11-14,10:29): Gratulacje! Co to dużo mówić, to jest mój cel i po to biegam! Byłem w NYC i jest tam fantastycznie, ale pobiec po ulicach tego miasta to spełnienie marzeń. Dusza (2014-11-14,12:12): Z wizą nie było problemów, załatwiałem ją w Krakowie. Ale krótki wywiad osoby przyznającej wizę potwierdził, że mam za dużo spraw w Polsce, by jechać za ocean na dłużej. Ameryka jest fajna turystycznie, ale mieszkać tam raczej bym nie mógł ;) Jedna ważna sprawa, otrzymanie wizy nie jest równoznaczne z wpuszczeniem na teren USA. henryko48 (2014-11-16,13:51): Świetna relacja z pięknego NYC,a dzielnica żydowska faktycznie odstaje od innych,ale fajnie tam pospacerowć i popatrzeć na inną kulturę,ciekawe czy przebiegaliście przez Green Point nasza małą Polskę w NYC,tam jakby się zatrzymał czas,pozdrawiam. Grzegorz Przebinda (2014-11-17,07:16): Bardzo ciekawe, oczywiście tez bym chciał tam sobie pobiegać. We wrześniu robiłem sobie 15-km trening po Central Parku, robiłem oczywiście wycieczkę na Staten Island promem, ale marzę o maratonie. Nie piszesz, jak się tam dostałeś, z wynikiem kwalifikującym czy przez losowanie? 2014 był niestety ostatnim rokiem, w którym przyjmowali na maraton tych, co nie zostali wylosowani w trzech poprzednich latach. Od 2015 już to nie obowiązuje, trochę co prawda zlagodzili minima kwalifikacyjne, ale i tak sa wysokie, a ponadto wcale nie gwarantują udziału. Tak że trudno sie dostać niestety. Pozdrawiam z Walencji, gdzie wczoraj - razem z grupka innych rodaków - ukończylem maraton (11000 finiszujących).
|