Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [16]  PRZYJAC. [37]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Gerhard
Pamiętnik internetowy
Grubas na zwolnieniu warunkowym

Wojciech Muszyński
Urodzony: 1977----
Miejsce zamieszkania: Kolbuszowa
171 / 176


2014-09-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Relacja z podróży i pierwszego dnia w Szwecji (czytano: 1953 razy)

 

Podróż była długa i pełna wrażeń. Najpierw przejazd busem i autobusem na trasie Rzeszów-Wrocław (z przesiadką w Krakowie). Spotkanie z rodzicami i ciocią na dworcu we Wrocławiu i wspólna podróż samochodem do Świnoujscia. Po godzinie jazdy jedna z kontrolek zaczęła mrugać czerwienią. Czasami mrugała intensywnie, czasami gasła na kilka kwadransów. Po dojechaniu do Świnoujścia i zatankowaniu samochód nie odpalił. Doraźna pomoc przygodnych kierowców i ekspresowa naprawa (odpowiednio płatna) w profesjonalnym warsztacie pozwoliły myśleć pozytywnie o dalszej jeździe.

Kilka minut po 21 wjechaliśmy na prom. Po opuszczeniu samochodu i znalezieniu kajuty poszliśmy rozglądnąć się po pokładach. Obejrzeliśmy przy okazji mecz siatkówki Polska-Niemcy, razem z załogą kibicując białoczerwonym. Prom był dla nas niezwykle ciekawy, ale zmęczeni drogą szybko (tzn. przed północą) udaliśmy się spać. Obudziły nas SMS’y przewoźnika promowego o zmianie stawek naliczania opłat za telefon (15 zł za minutę rozmowy/ 5 zł za SMS). I znowu zapadliśmy w sen sprawiedliwie utrudzonych. Kolejne SMSy oznaczały, że zbliżamy się do portu w Ystad.

Szwecja przywitała nas mgłą, a potem ulewnym deszczem. Podróż szwedzkimi drogami trwała ponad 8 godzin i dopiero ok 15 dotarliśmy do Filipstad – malowniczej miejscowości w środkowej Szwecji. Środek Szwecji – i środek niczego. Rozpakowaliśmy się w maleńkim domku kampingowym, zjedliśmy obiad, poszliśmy na krótki spacer, znaleźliśmy kilka grzybów, odwiedziliśmy miejscowe bagno i zaczęliśmy przygotowywać sprzęt wędkarski. Wkrótce niebo zakryło się ciemnymi chmurami i zaczął padać ulewny deszcz. Zmęczeni udaliśmy się na spoczynek.

Wstaliśmy dość późno. Deszczu już nie było, ale wiał niezwykle silny wiatr. Na jeziorze nad którym położony jest kamping zrobiły się spore fale. Wyruszyliśmy „do miasta” kupić zezwolenia wędkarskie (150 koron – ok 75 zł – za osobę na tydzień). Odwiedziliśmy informację turystyczną, gdzie kupiłem dwie mapy, w tym jedną topograficzną w dużej skali. Obejrzeliśmy dwa ogromne dziewiętnastowieczne działa ładowane odprzodowo, które były zainstalowane w 1865 roku na pierwszym szwedzkim monitorze (rodzaj okrętu). Na jeziorze, ok 100 metrów od brzegu, znajdowały się modele pierwszych pancernych okrętów amerykańskich: konfederackiej „Virginii” i północnego „Monitora”.

Wróciliśmy na kamping i po obiedzie ruszyliśmy samochodem „na ryby”- wybierając inne jezioro, położone przynajmniej częściowo w lesie, który tłumił wiatr. Po zjechaniu z głównej drogi ciocia podniosła krzyk: „Stop. Grzyby”. Przez okno samochodu wypatrzyła kilka przepięknych kozaków. Po zatrzymaniu samochodu ruszyła po nie pędem i już kilka chwil później prezentowała dumnie swoją zdobycz. Dawno nie widziałem nikogo tak uradowanego. Dojechaliśmy do leśnego parkingu i nastąpił tradycyjny podział: Panie na prawo, panowie na lewo. Tylko tym razem powód był inny: mama i ciocia zainteresowane były grzybami, a my z ojcem wyruszyliśmy na poszukiwanie ryb. Niestety przynęty nam się rwały, jedna po drugiej a wymarzonej „takiej ryby” nie było. Dopiero po pewnym czasie na haczyk nabił mi się miniaturowy szczupak. Niestety prawdopodobnie chciał się „tylko przyjrzeć przynęcie” lub chybił atak, bo kotwiczka tkwiła mu w okolicach oka. Delikatne wyciągnięcie nie było możliwe i rybę trzeba było dobić. Po kilku kolejnych straconych przynętach postanowiliśmy wracać. Ojciec szybciej, a ja wolniej od czasu do czasu rzucając spośród drzew niewielkim woblerem (imitacja rybki). Po jednym z rzutów woda zakotłowała się, a ja wyciągnąłem dużego, 45 centymetrowego okonia. Rzuciłem jeszcze kilka razy – tym razem już bez takiego rezultatu. Wróciłem do samochodu i po krótkiej sesji fotograficznej z naszą zdobyczą (grzyby i ryby) wróciliśmy do domku. Kolacja, oczyszczenie grzybów i ryby zajęły nam sporo czasu. W konsekwencji na umówionego robra lub dwa w brydża już nie starczyło nam sił. Rodzice i ciocia już śpią, a ja powoli kończę „sprawozdanie”. Jutro kolejny dzień nad pięknymi jeziorami. Może pogoda będzie lepsza i da się wędkować z łodzi?


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Nothc (2014-09-23,09:07): No piękne "grzybołowy" :)
Truskawa (2014-09-26,08:37): Ale grzyby!! Zazdroszczę! A ryby to pewnie Szwedy zjadły. :)







 Ostatnio zalogowani
kostekmar
16:32
flatlander
16:29
BTK
16:19
CZARNA STRZAŁA
16:18
papudrakus
15:48
platat
15:40
Grzegorz Kita
15:15
BOP55
15:11
Wojciech
15:05
Jerzy Janow
14:50
franus
14:43
lemo-51
14:40
Citos
14:36
fit_ania
14:29
pckmyslowice
14:28
Lechsal
14:04
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |