2010-11-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zamieniam ¦wiat (czytano: 1601 razy)
Boję się. Odczuwam nie pewno¶ć. Ogarnia mnie nie pokój.
Nie walczę z tym, nie chcę. Podstaw± jest słowo chce albo jego zaprzeczenie. Biegnę i zamieniam ¦wiat.
Boję się ludzi, czuje się w¶ród nich wyobcowany i nie chcę tego uczucia. Zamieniam mój ¦wiat na blask słońca w twarz. Na pochmurny las. Na mokre ł±ki i puste jeziora. Nie istnieję wtedy choć dostrzec mnie można. Choć gołym okiem widać, że ubrany na czarno biegnę ja. Przecież można mnie poznać. Lekko zgarbiony, na długim wykroku, z dumnie uniesiona głow± ku ¶cieżce.
Boję się wygranej, boję się, że trzeba będzie ponie¶ć tego konsekwencje, że trzeba będzie gdzie¶ wyj¶ć, co¶ odebrać, pokazać się ludziom, być przez nich doceniony (oceniony). Raduje mnie sam fakt zwycięstwa, raduje mnie jego smak, lubię i chce do niego wracać, ale nie umiem go przyj±ć na siebie, bo nie chce przyj±ć na siebie piętna zwycięzcy. Mogę wygrać, tu nie chodzi o wiarę we własne siły, czy też odpowiedni± motywację, ale sens tego co będzie po tym. Jaki będzie ten sens?
Pod nogami grz±skie błoto. Zassało mi buta i nie chciało oddać. Przeskoczyłem jaki¶ krzak, rozdarłem dres i zraniłem nogę. Wysoka mokra trawa, ¶liska na której tracę równowagę. Kolejowe tory i kamienie na których wykręcam stopę. Stromy już wał i podbieg, który kończy się na kolanach. Silny wiatr, zacinaj±cy zamarzaj±cym deszczem, w twarz, ucina mi oddech, zabiera moc. Pasmo brunatnej wi¶lanej wody, brudnej i nędznej. Drzewa suche nad l±dem, gruz zamiast piasku, druty z ziemi, zbrojenia które powstrzymuj± wodę przed kradzież± l±du. Gałęzie ponure, lodowate kałuże, polna glina, bażanta krzyk, lot jastrzębia, kaczek plusk. Tu się nie boję, tu jestem sob±, tu umiem u¶miechać się, choć wci±ż zadaje to samo pytanie „ co ja tu robię”. Tu zwalniam, tam się potykam, tu smarcze w rękaw, gdzie indziej mruczę pod nosem. Rzeka mnie nie ocenia, wał jedynie poddaje próbie czy jestem rzeki wart. Grunt pod nogami sprawdza, czy rzeczywi¶cie godzien po nim st±pać, lodowaty wiatr chłodzi ciało, bo jest jeszcze ciepłe.
W betonowej pułapce, za kratami i szybami ludzi. W stworzonym przez nich piekle. Z hukiem głosów w tle, z odorem spalin w ustach. W celach z oknem na ¦wiat, w celach pięknych i piękniejszych. Zamieniam mój ¦wiat.
Szum ponury i złowrogi wysokich drzew. ¦wist wiatru w uchu, ze smakiem mokradeł. Ujadanie gdzie¶ psa, tuż za moj± nog±. Nie jestem tu sam. Czy się tym pocieszam, że wielu mi podobnych mija mnie na mej drodze. Tu facet na rowerze, tu pani na wi¶lanym wale, kilometry od domu, tam dziewczyna konno poprzez las, tam go¶ć z lornetk± w nie skończone pola, na Wi¶le łódĽ z pasażerem sunie powoli – nie spiesznie. Naprawdę chce tu zostać. Naprawdę, to chcę to z kim¶ dzielić...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |