2008-07-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Moja droga do setki c.d (czytano: 383 razy)
Tak naprawdę myśl o pokonaniu dystansu 100 km, poraz pierwszy pojawiła się u mnie po przeczytaniu kilku internetowych relacji uczestników zmagań z tym morderczym dystansem. Było to gdzieś z początkiem wiosny. Póżniej, zasiane gdzieś tam głęboko w głowie marzenie , spokojnie i powoli dojrzewało. Decyzja o podjęciu próby i wzięciu się za bary z dystansem 100km padła ostatecznie jak juz wcześniej napisałem w drodze powrotnej z maratonu w Bełchatowie..
W rozważaniach przedbiegowych obmyśliłem sobie rózne opcje wyniku który by mnie zadowolił oraz zaplanowałem początkowe tempo biegu. A wyglądało to następujaco:
Zacząć tempem 6:00 na km i jak najdłużej się go trzymać.
Plan minimum – ukończyć setkę - RADOŚĆ
Plan optimum – zmieścic się ponizej 11 godzin. - WIELKA RADOŚĆ
Plan maximum – połamać 10:30 – (Boże wybacz te chore zapędy i nie ukarz mnie za te herezje) - EUFORIA
27 pażdziernika totalnie nieświadomy co mnie może czekać i jak zachowa się mój organizm podczas ponad 10 godzinnego biegu, stanąłem na starcie mojego pierwszego ultramaratońskiego dystansu. Najdziwniejsze było to że w podświadomości nie odczuwałem wiekszego stresu i niepokoju. . Poprostu gdzies bardzo głęboko mimowolnie zakorzenione miałem przeczucie ze wszystko będzie ok. I to mnie własnie w tym wszystkim nie pokoiło najbardziej. Bałem sie że za to niezamierzone, lekko buńczuczne podejście do tematu los odpłaci mi jakimś nieprzewidzianym zdarzeniem które pokrzyżuje moje biegowe plany.
Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. Temperatura wskazywała kilka stopni na plusie i nie padało. Aura okazywała sie być dla Nas wyjątkowo łaskawa jak na tę porę roku. .Całe szczęście w nocy nie było mrozu a wiatr jeszcze smacznie odsypiał zeszłotygodniowe harce i swawole. W kolezeńskiej atmosferze, na starcie stanęła grupa grubo ponad 100 osób.
Zegar umieszczony na ścianie okolicznego budynku wskazywał 6 rano, kiedy starter dał znak do rozpoczęcia biegu. Całą biegową kawalkadą ruszyliśmy przed siebie . Zrobiliśmy dwie małe rundki wokół nienajwiększego stawiszyńskiego ryneczku i niemal po omacku pobiegliśmy w kierunku Blizanowa.
Pierwsze 2 km biegłem ze znajomą forumową Lidką z Krakowa (LauraLi). Zaraz po starcie, po mentorsku:) zapytałem ją czy profilaktycznie, zawiązała na dwa supełki swoje sznuróweczki w bucikach.Oznajmiła mi że pojedyncza pętelka jeszcze nigdy jej nie zawiodła,jest wystarczająca i jak do tej pory nie zdarzyło się jej aby podczas biegu rozwiązały się jej buty.
Gdzieś w okolicach 1 km nagle uświadomiłem sobie ze obok mnie nie ma nikogo. Odwróciłem się do tyłu i pomimo ciągłych ciemności dostrzegłem Lidkę biegnacą jakieś 50m za mną. Zwolniłem lekko i zapytałem co się stało że tak nagle i niezapowiedzianie opuściła moje towarzystwo. Z rozbrajajacym uśmiechem na ustach poinformowała mnie że przed momentem właśnie rozwiązał się jej but:)))
Za moment ponownie jednak biegliśmy osobno gdyż kazde z nas obrało inne wygodne dla siebie tempo biegu.
Dobiegałem do 3 km kiedy spostrzegłem się że od dłuższego czasu biegnę równym tempem z dwójką nieznanych mi do tej pory osób. Jako ze kolejne 2 km biegliśmy ciagle razem ,to tym samym staliśmy sie już sobie na tyle bliscy że wymieniliśmy się imionami. Było jeszcze na tyle ciemno ze nie było widać ich twarzy ale po głosie i przebiegu rozmów można było wyczuć że ma się doczynienia z sympatycznymi ludżmi. Leszek i Kuba biegli razem jako nierozerwalny warszawski tandem. Zamierzali przebiec wspólnie stówę metodą Galloweya.
10 kilometrowy dobieg do pętli postanowili jednak dociągnąć bez przerywania. Biegliśmy cały czas razem . Wymienialiśmy poglądy i spostrzezenia dotyczące odbywajacego się właśnie biegu.
Od samego początku Leszek , wyposażony w nafaszerowany , gpsem i innymi cudami zegarek podawał systematycznie co jakiś czas, pokonany dystans jak i tempo naszego biegu.
Nieuchronnie zblizaliśmy się do dyszki
Na 10 kilometrze , w bliskim sąsiedztwie blizanowskiej szkoły, która przy okazji pełniła role naszej noclegowni, umiejscowiony był pierwszy punkt żywieniowo – przepakowy. W tym miejscu zaczynały i kończyły sie 15km pętle.Ci którzy zamierzali przebiec 100km musieli przebiec ich 6.
Tym samym tutaj właśnie zlokalizowana była meta i tutaj zostawiłem swoją torbę w której przygotowane miałem dodatkowe ciuchy potrzebne do ewentualnego przebrania się gdyby warunki pogodowe wymusiły to na mnie.
Szybko podbiegłem do swojego bagażu usytuowanego zaraz obok stolików z napojami i jako że sie już wystarczająco rozgrzałem to zrzuciłem z siebie ortalionową kurtkę i wrzuciłem ja do torby.
Po chwili wziąłem na szybkości ze stolika kubek z wodą i pochłonąłwszy migiem jego zawartośc , pogoniłem za warszawiakami.Lekko przyśpieszyłem i już po po 5 minutach biegliśmy ponownie w trójkę.
Foto . Z trasy kaliskiej setki około 30 kilometra.
c.d.n
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |