2016-04-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton karmiącej matki (czytano: 1101 razy)
Dwa dni przed startem w Półmaratonie Warszawskim
moim pierwszym tak długim biegu po ciąży i cesarce
staję na wadze wstrzymuję oddech
i oczom własnym nie wierzę.
Schodzę z wagi wchodzę jeszcze raz
i cyferki znów te same
a to oznacza w 4 i pół miesiąca udało mi się
biegając, karmiąc piersią i robiąc 100 brzuszków dzienne
schudnąć całe ciążowe 17kg.
Waga startowa osiągnięta w samą porę
ale czy forma?
nie dowiem się dopóki nie pobiegnę.
Moja motywacja jest tym silniejsza
że nie biegnę tylko dla siebie
biegnę dla wilka
oraz wszystkich którzy we mnie uwierzyli
i wspierając organizację WWF
zafundowali mi pakiet startowy.
Choć jest w nim piękna techniczna koszulka
na ten dzień wybieram sobie tę przygotowaną
przez drużynę wilka
z dumnym napisem z tyłu
" biegnąc pomagam przyrodzie"
Choć wydawałoby się że od macierzyństwa do wspierania przyrody
jest bardzo daleko
jednak jest wspólne słowo klucz
natura
Tak jak chcę karmić moje dziecko naturalnie
tak samo też zależy mi na tym aby wilki
mogły żyć w swoim naturalnym środowisku.
W dniu startu
naturalnym środowiskiem moim jako biegaczki
okazuje się dziki tłum uśmiechniętych biegaczy w różnym wieku i świetnej formie
którzy stanowiąc teraz 90% przechodniów spotkanych w centrum Warszawy
całkowicie zaprzeczają doniesieniom firm farmaceutycznych
jakoby prawie połowa Polaków miała borykać się z nadwagą.
Choć nie lubię tłumu
ten konkretny ma w sobie coś pociągającego
po prostu nie sposób zacząć biec w przeciwnym kierunku :-)
i nie sposób się wycofać
Gdy zdaję sobie z tego sprawę
stoję nie w swojej strefie startowej
5minut przed startem
próbuję się przecisnąć
ale depczę tylko innych biegaczy
nagle rozbrzmiewa w głośnikach
Sen o Warszawie
stwierdzam że nie ma sensu pchać się dalej
dobrze mi tu gdzie jestem
parę metrów z tyłu od swojej życiówki
parę metrów z przodu względem prognozowanego
dwa miesiące temu wyniku.
Niech już się zacznie
myślę sobie
powroty mają w sobie taką pozytywną rzecz
że każdym wynikiem człowiek się cieszy
ważne że mogę biec
jak to śpiewał Freddie Mercury
" My make-up may be flaking
But my smile still stays on. "
Jestem tego pewna :-)
show must go on
a więc startujemy i my tzn ja i moja strefa
na 1:50 w której czuję że raczej nie zabawię zbyt długo
ale dziś tak naprawdę nie mam nic do stracenia.
Zdobywam się więc na odwagę powalczyć
z tempem kilka sekund szybszym niż zakładałam.
Na początku idzie mi całkiem nieźle
pierwsze 5km nie robi na mnie żadnego wrażenia
no może poza tym że w pięknym porannym słońcu
moje czarne rękawki stają się zbędne
Zdecydowanie jest mi ciut za gorąco
zsuwam je więc na nadgarstki i biegnę dalej.
Korzystając z faktu że jestem jeszcze dość świeża
rozglądam się wokół i bardzo cieszy mnie widok
tylu kibiców na trasie.
Rzecz bardzo ciekawa bo dawno nie biegałam ulicami stolicy
a taki doping pamiętam tylko z maratonu w Berlinie
który bardzo dobrze wspominam.
10 km osiągam w 52:09
jest nieźle
wciąż trzymam tempo na 1:50
jednak już nie czuję się lekko jak na początku
Z każdym kolejnym kilometrem
utrzymywanie tempa 5:10-5:15 min/km
kosztuje mnie coraz więcej.
Gdzieś w połowie 12km czuję że muszę poratować się żelem
mam jeden w zanadrzu
nie sądziłam jednak że będę zmuszona użyć go tak szybko.
Na szczęście bomba energetyczna wybucha jak trzeba
i mogę biec dalej jak zakładałam
myśli moje zaprząta jednak teraz odległość
do kolejnego punktu odżywczego
staram się odwrócić uwagę od pragnienia muzyką
ale czy " uratuje myśl melodia? "
w której " smaruję usta miodem?"
W rzeczywistości usta i ręce
mam zalepione słodkim żelem
na szczęście jest coś jeszcze
oprócz ulubionej muzyki
na 13km jest punkt kibicowania WWFu
Biegnąc w specjalnej koszulce
natychmiast zostaję wypatrzona
przez pół niedźwiedzicę pół kobietę
która na mój widok skacze i głośno krzyczy coś przez megafon.
Jest mi bardzo miło
podnoszę w górę ręce
i energii też od razu jest jakby więcej
aby wbiec na most świętokrzyski
i zbiec z niego równym tempem.
Nie muszę patrzeć na zegarek
aby dostrzec że tabliczka z napisem 1:50
nieco mi się już oddaliła ale wciąż na długich prostych ją widzę
i tego się teraz trzymam.
Na 14km upragniony punkt z wodą gasi moje pragnienie
teraz już będzie dobrze pocieszam się w myślach
I wszystko pewnie byłoby dobrze
gdyby nie kolejny spadek mocy
po wbiegnięciu do Parku Łazienkowskiego
Na domiar złego widzę że nie tylko ja mam kryzys
ale wciąż ciasny jak na tę fazę biegu tłum biegaczy wokół
też zaczyna jakby zwalniać
Wyprzedzam kilka osób poboczem ścieżki
kilka z kolei mnie wyprzedza
poboczem pobocza
i tak sobie jakoś razem radzimy
mową ciała
my nieco spóźnieni biegacze na 1:50
Najbardziej przykre w całej sytuacji
jest dla mnie to że to na odcinku z górki
nie mam siły biec
a przede mną podbieg na 19km
który dobrze znam z niegdysiejszych treningów siły biegowej.
O dziwo gdy znajduję się już na omawianym odcinku
i przygotowuję się na najgorsze
biegnie mi się jakby lżej
Być może pomaga doświadczenie w górskim bieganiu
a być może fakt że inni wokół przechodzą do marszu
a ja czuję że mogę biec
i nawet jakby mniej bolą mnie nogi.
Mijam tabliczkę z oznaczeniem 20km
i już wiem że został 1km do mety
W tłumie kibiców słyszę swoje imię
dostrzegam Martini i Ognistowłosą Renię
ich doping dodaje mi sił.
Długa prosta do bramy mety
zdaje się nie kończyć jakby czas się zatrzymał
lecz ja wciąż biegnę i biegnę.
już wiem że nie będzie 1:50
ale będzie też znacznie poniżej 2:00
Gdzieś pomiędzy pragnieniem serca a rozsądkiem
marzeniami a rzeczywistością wbiegam na metę
lekko jakby nie dowierzam i jestem ciut nieprzytomna
chwytając za telefon by skontaktować się z Moją Szybszą Połową
czekającą na mnie na mecie z już nie małym Aleksanderam
i mimo wszystko wciąż malutkim Okruszkiem
odczytuję pierwsze gratulacje
od Znajomego z Górnej Półki
wtedy to do mnie dociera
udało się
zrobiłam to
4 i pół miesiąca po porodzie
półmaraton matki karmiącej
1:54:01
Jeszcze obiecane wszystkim moim kibicom
zdjęcie bez koszulki
i maszeruję do samochodu
gdzie mogę wreszcie nakarmić Okruszka
oddech wraca powoli do spoczynkowego
życie do normy
i tylko po wciąż czerwonych policzkach
i zapewne lekko słonym od potu smaku mleka
mój syn może przypuszczać że coś niezwykłego działo się z mamą
w ostatnim czasie.
i tak trochę mimochodem
zaczyna się jego przygoda z bieganiem :-)
Ps. Wielkie dzięki wszystkim którzy we mnie uwierzyli wspierając organizację WWF pomogliście pewnej wilczycy wrócić do lasu, jestem Wam za to bardzo wdzięczna.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu jann (2016-04-08,14:43): Gratulacje! sam wynik nie jest teraz najważniejszy, biegasz wśród szczęśliwych ludzi i też jesteś szczęśliwa. Ja w niedzielę też musiałem "przełknąć" marny czas. Zdjęcie super! Pozdrawiam. Patriszja11 (2016-04-08,14:48): Janie dziękuję ten bieg przekonał mnie że naprawdę z każdego wyniku można się cieszyć jeśli się robi to co się kocha, wśród innych szczęśliwych ludzi. Gratulacje również dla Ciebie gabriella71 (2016-04-08,17:37): Gratulacje, Boże, jakie to wspaniałe co napisałaś, aż popłakałam się, serio!!! mały ma super mamę, potwierdziłaś, ze my babki zawsze dajemy radę, BRAWO :-))) Cześ (2016-04-08,20:01): Super :) cieszę się razem z Tobą . Maluszek z mlekiem matki wypija endorfinki i moc biegową. I ja tam byłem, gdzieś w tłumie biegłem, było SUPER :) POZDRAWIAM :) Inek (2016-04-08,21:29): Gratuluję Patrycja, dokonałaś pięknego wyczynu, rodzina pewnie też cieszyła się z Twego sukcesu i z fajnej wycieczki:) Rzeczywiście, po 15km nie było łatwo, ja np. z trudem uchroniłem się przed marszem, natomiast Ty poradziłaś sobie wyjątkowo dobrze, duże brawa! Patriszja11 (2016-04-08,23:17): Gabrielo dziękuję, to bardzo miłe usłyszeć, że udało mi się wzruszyć moim wpisem. Powiem Ci ja wierzę, że w nas kobietach drzemie wielka moc tylko często nie zdajemy sobie z niej sprawy albo nie mamy czasu zwyczajnie, aby pomyśleć nad zrobieniem czegoś dla siebie, ale gdy trzeba zawsze stajemy na wysokości zadania no bo mama to instytucja nie do zastąpienia. Patriszja11 (2016-04-08,23:21): Cześ dokładnie tak. W biegowej rodzinie tak to już jest. Tata biega, mama biega to i dzieci chętnie garną się do sportu, a to piękna przygoda na całe życie. Dziękuję i gratuluję Tobie również tego półmaratonu. Patriszja11 (2016-04-08,23:29): Inku dziękuję :-) Moja rodzina już mnie tak dobrze zna, że mój mąż powiedział mi: "od początku wiedziałem że tak będzie" :-) Dla nich to normalne że biegam, ale też dzięki temu mogę liczyć na pomoc i wyrozumiałość przy realizacji treningu i jestem im za to wdzięczna. Cieszę się bardzo z Twojego startu i z tego, że pokonałeś kryzys 15km. Jak widać na moim przykładzie nigdy nie wiadomo kiedy taki trudny moment przyjdzie, ale najważniejsze to nie ustawać w walce. Gratuluję Tobie tego wyczynu i pozdrawiam serdecznie. Mahor (2016-04-09,20:35): Podziw,gratulacje,szacunek.Tak naprawdę to w Twoim przypadku rzecz naturalna.Zrobiłaś,dokonałaś tego czego wszyscy się spodziewali.Wiemy z jaką JEDNOSTKĄ mamy do czynienia.Na marginesie, mój przypadek był podobny...Po trzecim dziecku przytyłem znacznie ale mam to już za sobą...:-) Joseph (2016-04-12,00:01): I tak się właśnie chowa przyszłych czempionów, o! Okres laktacji jest stanowczo niedoceniany w zawodniczej karierze ;) Okruszek kiedyś Ci za to podziękuje :)
Kłaniam Ci się nisko, karmiąca Twardzielko :)
Patriszja11 (2016-04-13,19:35): Dziękuję Maćku, chociaż nie wiem czy aż taka ze mnie jednostka :-) w sumie w tym powrocie do biegania jest nawet coś egoistycznego, ale myślę, że młode biegające mamy zbyt często tego prawa do czasu dla siebie sobie odmawiają i stąd bierze się fakt że jak już jakaś sobie "pozwoli" to wydaje się to trochę niezwykłe. A co do ojcowskiego tycia to wierzę, przy obu dzieciach Moja Szybsza Połowa przytyła w pierwszej ciąży był nawet brzuszek ;-) Patriszja11 (2016-04-13,19:38): Joseph jestem dokładnie tego samego zdania, im wcześniej chłopak poczuje te biegowe endorfinki tym lepiej. :-)
|