2015-12-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Litwa,piórem Klaudynki (czytano: 1375 razy)
Kurtuvenai 18-20 września 2015
W miniony weekend nasza wilkowska ekipa wzięła udział w bardzo ważnych dla nas zawodach. Było to pierwsze podejście do „mistrzowskiego” dystansu 160km. Zarówno nasza Maja jak i Krzysztof nigdy jeszcze nie próbowali jazdy na tak długim dystansie.
Po dwóch udanych tegorocznych startach klaczy na dystansie 120 km uznaliśmy, że klacz gotowa jest na podejście do 160 km. Cała ekipa była zwarta i gotowa. Przygotowania do wyjazdu trwały dość długo. W końcu udało się nam dopiąć wszystko na ostatni guzik i pojechaliśmy.
Już po przekroczeniu granicy okazało się, że wcale tak nie było. Po paru minutach od wjazdu na Litwę zaczęły padać nam telefony. W jednych wystarczyło tylko zmienić ustawienia, aby zaczęły działać w roamingu, natomiast mój operator Plus uznał chyba, że nie potrzebuje telefonu na tych zawodach i skutecznie „uniemożliwił” mi korzystanie z aparatu. Nie byłam w stanie nic zrobić. Zasięg odzyskał dopiero po powrocie do Polski. Tak, że brak tego telefonu dość skutecznie utrudnił nam kontaktowanie się pomiędzy sobą.
Podróż trwała dość długo ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Było już ciemno i nie było widać uroku tej małej miejscowości. Dopiero na drugi dzień rano zobaczyliśmy, jak tam jest ładnie.
Konia wstawiliśmy do boksu a my udaliśmy się na pobliski kamping, aby rozstawić namioty. Na szczęście miejsce było bardzo dobrze oświetlone i udało się nam to zrobić dość szybko.
W piątek wszyscy odpoczywaliśmy po podróży i szykowaliśmy się do startu. Okazało się, że do Kurtuvenai przyjechała dość spora polska ekipa, więc było z kim się spotkać i porozmawiać. Maja czuła się doskonale i na przeglądzie pokazała się w świetnym stylu. Konie startujące stały w takich niedużych boksach na zewnątrz. Cieszyłam się z tego, ponieważ nasze konie są odporne na warunki atmosferyczne i cały czas stoją na dworze. Wieczorem jednak okazało się, że musimy przestawić konia do wewnętrznej stajni. Nie podobało się to ani nam, ani klaczy. W stajni było ciemno, dziwnie pachniało i w ogóle było jakoś tak…nie tak. Ale nie było wyjścia. Konie z konkursu 3* miały stać tam.
Nastepny dzień – dzień startu. Już przy siodłaniu konia wyczułyśmy z Martyną, że Maja jest jakaś inna. Osowiała, uciekała po kątach boksu. Hmmm. Coś jej jest? Nie wiemy. Może tylko się nam tak wydaje. Udaliśmy się na start. W naszym konkursie startowało 6 koni. Zawodnicy z latarkami na kaskach, no i poszły!!!
Ustaliliśmy, że na serwisy będą jeździli Kasia i Tomek, a ja z Martyną zostajemy na bramce. Po pierwszej, najdłuższej pętli wszystko ok. Jadą razem. Na bramkę koń wchodzi szybciutko. Jadą na następną pętlę 30km. Po powrocie Krzysztof informuje, że Maja słabo idzie. Nie ma ruchu do przodu i że to zupełnie nie ten koń co zawsze. No cóż, nie wiem o co chodzi. Idziemy na bramkę. No i tam zaczynają się pierwsze komplikacje. Parametry nie są najlepsze. Perestaltyka B, ruch B i inne też nie najlepsze. Odwodnienie tylko A. Według mnie ruch nie jest czysty, ale nie wygląda to na typową kulawiznę . Mamy się zgłosić na powtórne badanie przed startem. Co robić. Idziemy na pole serwisowe, mamy niewiele czasu. Maja nie chce zrobić siku, co u niej też jest sprawą niezwykłą. Nie chce też nic jeść. Na szczęście pije. Idziemy na rekontrolę, lekarze stwierdzają, że jest ciut lepiej i puszczają ją dalej . Postanawiam iść z koniem do boksu na wysiusianie. Może tam się uda. Idę do sędziów aby zgłosić ten fakt. Otrzymuje pozwolenie i idziemy. Do boksów jest dość daleko i wiemy już, że ewentualny start się opóźni. Po drodze łapie nas jeden z weterynarzy i jeszcze raz ogląda konia. Stwierdza, że perystaltyka stoi i sugeruje aby się wycofać. Chwilę dyskutujemy co dalej. Czas na rezygnacje mija, a Krzyś postanawia, że na następnej pętli będzie biegł z koniem. Może sytuacje się poprawi. Wracamy na pole serwisowe i tam Maja robi siku. Uff. Może się uda. Pojadła też troszkę paszy. Siodłamy i Krzysiu biegnie. A my analizujemy co dzieje się z koniem.
Na następnej bramce parametry są troszkę lepsze i jedziemy dalej. Przed nami pętla 26 km. Krzyś znowu wybiega z klaczą na trasę. Tempo nam spada i już wiemy, że nie zrobimy kwalifikacji. Następną bramkę też przechodzimy po powtórnej rekontroli. Przed nami jeszcze dwie krótkie pętle 18 i 16 km. Zaczynamy mieć nadzieje, że może się uda ukończyć ten rajd. Po 18 km Maja jest lepsza z parametrami i zostaje puszczona na ostatnią pętlę. Krzyś znowu biegnie zaopatrzony w latarkę bo zrobiło się już ciemno.
Dociera na metę około godziny 22, a koń wygląda całkiem nieźle. Przechodzi badanie i zalicza dystans. Podczas ostatniego badania weterynaryjnego słyszę opinię, że klacz o dziwo nie wygląda na zmęczoną . Wszystko to jest dziwne. A weterynarz, który sugerował rezygnacje podszedł z gratulacjami i stwierdził że dobrze zrobiliśmy, że pojechaliśmy dalej.
Okazało się, że sklasyfikowani zostaliśmy na drugim miejscu. Cztery konie zostały wyeliminowane. No cóż, cieszymy się z miejsca ale ciągle nie mogę zrozumieć, co działo się z koniem. Po dogłębnej analizie doszliśmy do wniosku, że klacz po przestawieniu do innego boksu na trociny musiała coś zjeść, co jej zaszkodziło. Może inne siano? Może woda, która była nie najlepsza? Może trociny zmieszały się z sianem? Może coś było w ściółce? Albo stres? Przecież jak weszła do tego drugiego boksu nie mogłam jej uspokoić. Biegała w kółko, rżała i widać było, że jest strasznie podekscytowana i niezadowolona z nowego miejsca. Trwało to ponad pół godziny zanim się uspokoiła.. No cóż. Nauczka dla nas na przyszłość. Swoja woda, swoje siano no i nie pozwolę przestawiać konia w inne miejsce przed startem.
Taka myśl przeszła mi przez głowę, jeżeli przeszła 160 km z takimi problemami to jak będzie szła jak będzie wszystko ok.? Mamy świetnego, dzielnego konia. Twarda baba!!!!
W niedzielę rano Maja czuła się już świetnie i w pięknym stylu pokazała się na dekoracji.
Bardzo chciałam podziękować naszym klubowiczom, którzy bardzo nam pomogli w tym tak trudnym przedsięwzięciu . Beacie, Tomkowi, Kasi i pozostałym członkom naszej ekipy.
Nasi serwisanci Kasia i Tomek świetnie podołali temu trudnemu zadaniu wykręcając na serwisach ponad 300 km!!!
Pozostaje nam poprawić błędy i zaplanować następny start na 160 km na przyszły rok .
Ps.Tymczasem życie pisze własne scenariusze i Maja,dzięki tym zawodom zajęła pierwsze miejsce w rankingu koni rajdowych w Polsce,nominację do kadry narodowej i...zaproszenie od szejka na zawody w Dubaju już w styczniu.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2015-12-03,15:26): Maja debeściara. Twarda zawodniczka. Gratulacje dla całego zespołu ale dla Majki największe. :) mamusiajakubaijasia (2015-12-03,22:20): Bo Maja to charakterna baba :) Zulus (2015-12-04,00:22): O tak,aż nadto!
|