2015-02-05
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak zostałam Ironwoman na długo przed zawodami. (czytano: 4127 razy)
Inni o tym marzą – ja tego nie chcę ! Nie w takim wydaniu i nie teraz ! Lekarz ortopeda powiedział tylko: ale hardcore ! Po tym jak mu opowiedziałam, co zrobiłam po wypadku nieświadoma tego, w jakim stopniu uszkodziłam sobie nogę. Ale to było po kontuzji pierwszej nogi, więc w sumie mam dwie do kitu. Ale po kolei.
Kontuzja pierwsza: Biegałam w ubiegły czwartek wg. planu treningowego i wszystko było ok., bo przecież biegi nie są zbyt długie a trener planuje z głową. Ale potem wracając do domu poślizgnęłam się na krawężniku a właściwie to noga mi się zsunęła i byłam przekonana, że jak upadnę to w najgorszym wypadku złamię sobie nadgarstek a w najlepszym się potłukę, więc zrobiłam wszystko żeby się spionizować ( a byłam już nosem chyba 20 cm od ziemi ).
Efekt ? Nienaturalne wysunięcie prawej nogi do przodu, skrzywienie i cały ciężar ciała na tą nogę – szarpnięcie mięśnia pośladkowego takie, że aż poczułam wzdłuż niemal całej nogi prąd. Nie zerwałam, ale pewnie mocno nadwyrężyłam mięśnie i ścięgna tak, że najpierw nie mogłam nogi postawić ani się schylić ! Pomyślałam sobie, że treningi mnie nie zabiją tylko sama się zabiję jeszcze przed tri ;). Ciekawe jak będzie mi się biegało w niedzielę, bo oczywiście zakładam, że mi to przejdzie. Na razie porozciągałam nogę, pokatowałam pośladek i czekam na wyniki, chociaż jak chodziłam czy siedziałam to mnie bolało a w stopie czułam mrowienie. Schylić się mogę tyko do pewnego stopnia, nie jest dobrze. Mrowienie mnie rozśmiesza, więc ostatnio w aucie śmiałam się tak, że kierowca z przodu pewnie zastanawiał się, co tej kobiecie tak wesoło ? Umówiłam się nawet do fizykoterapeuty, ale zrezygnowałam. Mam nadzieję, że samo przejdzie.
W sobotę miałam pływanie ….No pływanie ….bolało. Żaba była nieprzyjemnie odczuwalna w prawym pośladku, nodze i wszelkich mięśniach i przyczepach, jakie tam są. Nogi do kraula – masakra, bo prawa strona sztywniała, bolało, ale dałam radę - nie opuściłam żadnego zadania tylko, że było gorzej niż normalnie, ale ja nie lubię się roztkliwiać nad sobą. Dobrze ze było dużo zadań gdzie pływałam ręce do kraula, co oznacza, że masz pływak między nogami i nimi nie ruszasz.
No i ostatni trening w tygodniu – niedziela.
Z góry uprzedziłam trenera w mailu, że zmieniłam trochę trening, co mu się pewnie nie spodoba, ale wyjaśniłam, DLACZEGO. Wydłużyłam go ……trochę. Niestety w takiej postaci jak był nie byłam go w stanie zrobić tzn. wiedziałam, że nie dam rady zrobić DZB ( duża zabawa biegowa – takie zadania na np. 30 sekund, więc stoper jest potrzebny ) od momentu, gdy zaczęłam biec. Mogłam równie dobrze zrezygnować, ale nie chciałam, więc biegnąc zastanawiałam się, CO mam robić ? Cała noga ciągnęła jakby ktoś zawiązał na niej supeł od pośladka, pod kolanem i paradoksalnie z przodu stopy czułam dziwne mrowienie. Miałam trudności z wyrzucaniem nogi do przodu i mimo iż to tak nie wyglądało na zewnątrz to musiałam wkładać dużo wysiłku żeby biec. Uczucie dosyć dziwne, bo lewa noga lekka i normalna a prawa „nie słuchała ” mnie i była jakby cięższa, jakby ktoś przywiązał parokilogramowe odważniki - to chyba najlepsze porównanie i opis mojego biegu. Nie wspomnę o bólu, bo ten był znośny, ale wkurzający, bo każdy krok przypominał mi, że z nogą jest coś nie tak. Po 3 km wiedziałam, że na DZB się nie odważę, więc postanowiłam „rozbiegać ” nogę. To taka kara dla niej za to, co mi robi ;) Nie wiedziałam czy to dobry pomysł czy nie. To się miało jutro okazać. W każdym razie po 9 km stwierdziłam, że noga zaczyna mnie słuchać, więc jest lepiej i moja decyzja była słuszna ( przynajmniej tymczasowo), zatem czas na DZB. Pierwsza minuta byłam masakryczna, tak na 70 % możliwości i TO dopiero bolało, ale pozostałe odcinki jakoś dałam radę, bo robiły się coraz krótsze. Tak, więc trening dwa razy dłuższy niż zaplanowane……potem rozciąganie i tu znowu widzę, czego nie mogę zrobić a co normalnie robię, bo boli jak jasna cholera ! Ciekawe, KIEDY mi to przejdzie ? Ciągnie wzdłuż całej nogi.
Zanim to mi się przytrafiło to zapisałam się na bieg walentynkowy nad Rusałką 14 lutego, więc mam nadzieję, że go pobiegnę. To są dystanse 5 i 10 km., Mimo iż uważam, że cały ten cyrk walentynkowy w stylu amerykańskim jest beznadziejny to nic nie stoi na przeszkodzie żeby pobiec wśród różowych balonów i czerwonych wstążeczek i serduszek pewnie porozciąganych na całej trasie. Jest bieg singli ( to ja ) i par. Jak nie masz pary to możesz wklepać taką opcję a organizatorzy ci kogoś dobiorą ( w życiu ! ) ;). Dla jaj mogłabym biec z koleżanką, ale wszystkie moje koleżanki NIE biegają i nie ćwiczą wcale a już na pewno nie aż tak jak ja. Jedna chodzi z kijkami, bo chce schudnąć ;). A ponadto bieg w parze tej samej płci mógłby być źle widziany ;)
A tymczasem poniedziałek zmienił wszystko ! Runął cały plan treningowy. Runęły rzetelne, systematyczne i ciężkie przygotowania i prawdę powiedziawszy nie wiem, co dalej ???? Czemu mi się to nie przytrafiło w zeszłym roku, gdy mi się nic nie chciało i gdy moje plany były dopiero w proszku ? Gdy bieganie było ble a triathlon jeszcze się nie wykrystalizował ? Załatwiłam na cacy - po treningach, nie wiem czy nie po triathlonie ! Masakra !!!!!
Ale po kolei.
Kontuzja druga: W poniedziałek w planie miałam spinning, ale stwierdziłam, że ponieważ dużo w nim właśnie pozycji nadwyrężających pośladek to może sobie odpuszczę i znów pobiegnę lekko parę km żeby te mięśnie rozruszać. Co mnie podkusiło ?????? Słoneczko świeci, zaczynam bieg, facet lawetą zawalił cały chodnik i ścieżkę dla rowerzystów. Pozostał tylko taki zjazd do warsztatu. No to postanowiłam go wyminąć z tej strony a nie od strony ulicy. Postawiłam nogę lewą, ale nie wiedziałam, że tam taki spad terenu i........gwałtownie skręciłam aż chrupnęło. Bolało jak cholera, ale pobiegłam dalej. Początkowo bolało, ale potem jakoś się przyzwyczaiłam. Miałam dłużej biec, ale padł mi telefon, więc nie było muzyki ani Endomondo a dwa noga jednak trochę mnie bolała. Wróciłam do domu i po natrysku zadzwoniłam do tej mojej koleżanki i to ona mnie namówiła żebym koniecznie jechała do lekarza. No to niechętnie pojechałam do poradni na ostry dyżur, tam musiałam wyczekać, co swoje do rejestracji a potem lekarz skierował mnie do innego szpitala, bo u nich nie robią RTG a ja chciałam RTG żeby mieć pewność, że wszystko OK zwłaszcza, że noga mnie coraz bardziej bolała. Pojechałam, więc do kolejnego szpitala na dyżur, bo mi dał skierowanie, odczekałam znowu do rejestracji, do lekarza a potem do RTG i................zerwana torebka stawowa!
Masakra ! Zalecenia: 2-3 tygodnie unieruchomione, bez ćwiczeń, więc po treningach, nie wiem ILE to będzie wracać do normy, bo na razie boli jak diabli i puchnie, więc mam taką nieczułą nogę jakbym ją sobie przysiedziała a z drugiej strony boli. Co tam ćwiczenia ? ! Ja nie mogę chodzić !
I pomyśleć, że przebiegłam na niej jeszcze ok. 7 km no, bo uważałam, że na złamanej by się biec nie dało, więc złamana nie jest a jeśli skręcona to trzeba ją rozruszać. Lekarz powiedział tylko: ale hardcore ! Teraz noga jest większa, spuchnięta a stopa z rozlanym krwiakiem – strasznie sympatyczny widok !
I niech mi nikt nie mów mi, że ja nie mam pecha !!!!!! Bieg Walentynkowy powoli wypieram ze świadomości, ale wierzę, że uda mi się pobiec półmaraton Poznański. Wiara przenosi góry - czy aby na pewno ?????
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2015-02-06,08:57): Iwonko, przykre to i współczuję Tobie bardzo :( Trzymaj się i nie poddawaj. Walcz o zdrowie do końca! Nurinka6 (2015-02-06,16:29): dzięki Paulo ! jasne, że będę - na pewno się nie poddam i jak tylko to będzie możliwe WRACAM do gry ;)
|