2015-01-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Śladem Karkonosza (czytano: 798 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://plus.google.com/u/0/photos/+AdamKlimczak88/albums/6097998843152440097
Kalimera!
Gdy za oknem wiosenna pogoda, ja z lubością wspominam mroźne dni końcówki grudnia, gdy z Wentylem pojechaliśmy do Wałbrzycha. Odjazd busem w sobotę rano 27 grudnia, po ósmej byliśmy już w Wałbrzychu, gdzie w Netto zakupiliśmy ostatnie zakupy i zorientowaliśmy się, że kierowca busa sprzedał nam bilety za 46 groszy z ulgą dla niewidomych, i to do Świdnicy.Potem udaliśmy się oblodzonym chodnikiem w kierunku Chełmca(851), u którego podnóża zgubiliśmy szlak. Przejąłem, niezbyt fortunnie, nawigację. Szliśmy byle do góry, nawet nie ścieżką, i potknąłem się na jakiejś gałęzi, rozbijając kolano, które czuję do dziś. Po krótkim czasie dobiegliśmy do znajomego mi miejsca, gdzie znaleźliśmy się na niebieskim szlaku, prowadzącym stromo w górę na sam Chełmiec. Krótki popas na szczycie i zbiegamy w śnieżnej scenerii w kierunku Gorc i Mniszka, na który prowadzi nas szlak, co nie zgadza mi się z mapą. Po dotarciu na Mniszek(711) okazuje się, że szlak nie prowadzi dalej, zbiegamy i poruszamy się po starych, zamalowanych znakach niebieskich. Po jakimś czasie je gubimy, i po konsultacji z mapą postanawiamy biec chwilę drogą 367 do Czarnego Boru.
Tam napotykamy z powrotem szlak, podziwiając tubylczych drifterów i dowiadując się od autochtonów (pytając o drogę) historii o wrednych czechach burzących nasze zamki. W miarę płaską trasę, szlakiem niebieskim, dumnie oznaczonym jako E3, a oznakowanym żałośnie słabo, docieramy do Kamiennej Góry, gdzie doznaję kryzysu cieplnego, i pożyczam od Wentyla parę rękawiczek, które ratują mnie przed odmrożeniem. W Kamiennej Górze postój w Biedronce, uzupełnienie płynów. Dalej niebieskim szlakiem aż na Skalnik(945), najwyższy szczyt Rudaw Janowickich. Szczyt jest płaski, nie zauważylibyśmy "wierzchołka", gdyby nie tabliczka z nazwą. Sesja zdjęciowa i zbiegamy w kierunku naszej dzisiejszej destynacji - Schroniska na przełęczy Okraj. Najpierw długi odcinek do przełęczy Kowarskiej, po drodze spotykamy pierwszych dziś turystów. Z przełęczy jeszcze długie podejście do przełęczy Okraj, strasznie nam się nam dłuży, docieramy o zmroku. Na miejscu okazuje się że jest zimno w pokoju, dopiero zaczynają grzać.
Siedzimy przy kominku we wspólnej sali, suszymy buty i pijemy herbatę. Nie polecam nikomu tego schroniska, obsługa niemiła, a warunki nieciekawe. W dodatku koło ruchliwej drogi, oraz armatek śnieżnych pobliskiego stoku, które było słychać całą noc.
Rano wychodzimy ze schroniska dosyć późno, bo po ósmej, i jest już całkiem jasno. Gubimy się na samym początku, nie znaleźliśmy czerwonego szlaku, zasuwamy niebieskim przez Skalny Stół(1281). Dla każdego z nas ta trasa jest dziewicza, nie znamy terenu. Zresztą jest tak praktycznie od samego Chełmca. Od Sowiej przełęczy przy słonecznej pogodzie, jednak ze sporą ilością chmur, podążamy czerwonym szlakiem aż na Śnieżkę(1602). I tam przeżywamy szok. Dotąd temperatura -kilkanaście stopni była nieodczuwalna, ale jak tylko wchodzimy na szczyt wiatr zapoznaje nas z zimą. 30 sekund na zdjęcia i zbiegamy w dół po lodzie do Domu Śląskiego, gdzie dłuższą chwilę dochodzimy do siebie. Ja jako gorzej ubrany bardziej ucierpiałem, czuję że przemroziło mi mięśnie, pożyczam od Wentyla jego dresy do spania. I teraz popełniam kolejny błąd - zamiast czerwonym szlakiem - ruszamy niebieskim do Lucni Bouda, a potem nieprzetartym narciarskim docieramy w okolice Odrodzenia.
Zaoszczędziliśmy 2km, ale nadrobiliśmy jakieś 30 minut, brnąc w łamiącym się śniegu po kolana. To oczywiście moja wina, bo Wentyl sugerował inną trasę. Ale jesteśmy w końcu na przełęczy Karkonoskiej, i pozostaje nam już tylko zbieg do Przesieki, a potem dotrzeć do Jeleniej. Długi i stromy zbieg, bardzo męczący, potem cała trasa asfaltem, postój w Biedronce. Jestem przemoczony, softshell mi zamarzł, mam na sobie wszystko a i tak zamarzam. Dobrze, że to koniec. W Jeleniej wbiegamy prosto na autobus do Wrocławia. W środku konstatujemy, że capimy jak żule. Żal nam naszych współtowarzyszy.
Koniec. 2 dni, ponad 90km, nie jest źle.
W tą sobotę znowu jadę do Wałbrzycha, ale w innym składzie. Tym razem biegniemy na południe, przez Czechy do Pasterki, i dalej do Kotliny Kłodzkiej. Oj, będzie się działo.
Ale na razie muszę zwalczyć przeziębienie, które mnie na razie powstrzymało od treningów, oraz kontuzję barku niewiadomej proweniencji.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |