Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [18]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
krunner
Pamiętnik internetowy
Biegiem przez Kampinos

Arek
Urodzony: ----
Miejsce zamieszkania:
31 / 45


2014-05-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Znowu w Bazylei (czytano: 439 razy)

 

Yupiii ! Pozdrawiam z krainy bananów za 10 zl z kilogram i izotonika Powerade w cenie 9 zl za półlitrową butelkę, tak, znowu przebywam w Szwajcarii i to nie tej Kaszubskiej ;-)
Przyleciałem w niedzielę, lot z Warszawy do Zurichu, potem pociągiem es be be z Zurichu do Bazylei, bite 10 godzin w podróży, eh. Ale za to fajne chmurki w samolocie, miałem wrażenie, ze lecę nad Antarktyda jakąś czy czymś takim...

Żeby oswoić się z cenami i się do nich zaklimatyzować kupiłem sobie na lotnisku w Zurichu taka średnią bagietkę z tuńczykiem za 7.80 CHF, czyli jakieś 27 zł, spoko, dobra była, ehhh, taki mały aklimatyzujący strzał na początek :)
Ale żeby nie tylko o pieniądzach... ;-)

Wypadł mi z tej okazji mój niedzielny kampinoski kros i byłem z tego powodu nieźle wkurzony, eh! Ile jest warte jedenaście kilometrów kampinoskiego krosu ? Dużo. A ile jest warte jedenaście kilometrów kampinoskiego krosu przed zaplanowanym startem na 10 km ? Jeszcze więcej :)

No dobra, Arku, nie jestes zawodnikiem, nie ma tragedii, nie musisz cisnac. Nic nie musisz, pamietaj, jestes tylko tyci-tyci..., no dobra, srednim amatorem.
No dobra, ale przeciez mozna zamienic na jedenascie kilometrów krosu na ekwiwalent bazylejski.

W poniedzialek bylo cieplo 25 stopni, mam z pracy do hotelu 15 minut, slonce zachodzi tu sporo po dziewiatej wieczorem, wiec jest kiedy biegac. Przebieglem 7 km OWB1 po pracy, w tempie 5:18/km, to jest ok... Trzy dni nie biegalem, do tego jest dosc cieplo, nie ma cudów. Duzo osób tu biega, wiecej kobiet niz mezczyzn, odwrotnie niz u nas. Nikt sie nie pozdrawia, co jest zrozumiale, musialbym pozdrowic ze 20 osób w niespelna godzine, co jest przeciez bez sensu...

We wtorek umawiamy sie z trzema kolegami na rower. Bierzemy rowery z hotelu, trzeba wypelnic specjalny formularz, imie, nazwisko, nr pokoju, przewidywany czas uzywania roweru i ze 20 innych pól ;-), cos jak o kredyt hipoteczny w banku :)
Dostaje mojego rumaka, ma 28 cali, a poza tym koszyk, cienkie opony, przerzutke w tylnej piascie i jest ciezki. Klasyk taki. Cos jak Slowacki. Pierwszy raz w tym roku jade rowerem, dobra, pamietam, ze mam ten duathlon we wrzesniu :) Jezdzimy troche po miescie, skrecam w jakas uliczke. Jest ograniczenie do 30 km/h. Jakis locals :) widzac moja pomaranczowa koszulke biegowa i dosc ostre pedalowanie krzyczy do mnie "eine halbe Stunde", czyli doslownie polowa godziny. Domyslam sie, ze chodzi mu o te 30, o te ograniczenie predkosci, takie rzeczy to tylko w Szwajcarii ;-). Zwalniam, cmoka z zadowoleniem, mówi "okiej" :) Luzik ;-) Potem jedziemy do jakiegos parku, tam spotykamy sie z Michalem. Michal mieszka tu od 4 lat i bedzie naszym Fahradleiterem ;-). Jedziemy w strone Niemiec, przekraczamy granice. Dobrze sie bawimy, zartujemy troche z Niemców (zdecydowanie nie na bloga ;-)), zastanawiamy sie jaki to land (potem sprawdzam, ze Badenia-Wirtembergia). Sporo rowerzystów, duzo osób na kolarkach, malo biegaczy, chyba jeden tylko. Michal twierdzi, ze Niemcy aktualnie mocno relaksuja sie na wrotkach :). Zapieprzaja na nich tak, ze ciezko na rowerze nadazyc ;-) Takie niemieckie Wrotken-maschine :)
Jedziemy wzdluz Renu, a raczej wzdluz jakiegos jego doplywu, czy moze jakiegos kanalku, cholera wie ;-) Zatrzymujemy sie, podplywa do nas labedz i oczywiscie wyczuwajac dobre, szczere, polskie serca chce wyzebrać troche zarcia ;-) No nie mamy :(.
Potem przejeżdżamy tamę w okolicach miejscowości Grenzach-Wahlen i wracamy, kierując się w stronę granicy ze Szwajcarią. Jedziemy przez jakieś fantastyczne dla biegaczy i rowerzystów tereny, pełne leśnych ścieżek, miękkich, ale bez korzeni, wyłożonych żwirkiem, spotykamy dużo osób biegających. Są to okolice Drei Lander Garten. Dopiero w maju, przy tej pogodzie można docenić te rejony, jak bardzo infrastruktura sprzyja rekreacji rowerowej, biegowej, pieszej i innej...
Siłą rozpędu wpadamy jeszcze do Francji, na rynek w miejscowości Huningue. Obmywam twarz wodą z fontanny. Potem powrót do Bazylei. Około 30 kilometra zaczyna mnie boleć prawe kolano, nie jestem jednak przyzwyczajony do roweru, a może to problem wysokości siodełka... Wieczorem czuję je jeszcze w hotelu, ale wygląda na to, że to nic poważnego. Mój garmin pokazuje 39.56 km i średnią prędkość 17.44 km/h. Szału nie ma, ale byliśmy na wycieczce rowerowej, a nie na Ironmanie ;-) No i to mój rowerowy debiut w tym roku. Pewnie by nas wyprzedzili na tych wrotkach j.....ch :)
Ahoj!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2014-05-21,07:56): fajnie masz :) Miłego pobytu.
snipster (2014-05-21,09:18): cywilizacja... rozbudowane tereny rekreacyjne, nie to co u nas "a po co?" ;) z cenami na zachodzie się nie przelicza, jak już to 1:1, czyli 1zł=1e, bo inaczej psychozy dostaniesz ;)
krunner (2014-05-21,17:18): Dzięki Pawle, no fajnie tu jest :) ciepło i w ogóle
krunner (2014-05-21,17:20): Tak, rozbudowane rejony rekreacyjne - to czego nie potrafiłem nazwać we wpisie. Ale wiesz, taka Szwajcaria to jest 5x bogatsza od Poland :(. Kiedyś, kiedyś, kiedyś... za 150 lat :)







 Ostatnio zalogowani
szyper
23:51
GriszaW70
23:43
mariachi25
22:48
Zedwa
22:41
LukaszL79
22:24
Wojciech
22:18
edgar24
21:46
uro69
21:44
GRZEŚ9
21:44
ozzy
21:39
szalas
21:32
bogaw
21:29
marand
21:25
Łukasz S
21:09
rolkarz
20:59
Ty-Krys
20:54
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |